Rozdział 4

1.7K 139 11
                                    

Usłyszałam denerwujące pikanie.

Pip, pip, pip....

Próbowałam jakoś sięgnąć do urządzenia, aby go wyłączyć. Niestety moja dłoń leżała unieruchomiona. Postanowiłam otworzyć oczy. Z niewiadomych przyczyn poczułam się bezpieczna, a to jest mało mi znane uczucie.

W pomieszczeniu było pełno światła, co przeszkadzało moim oczom. Rozglądając się zauważyłam zielone zasłony, plastikowe krzesła i dwa szpitalne łóżka.

Jestem w szpitalu, pomyślałam.

Nie rozumiałam jednak dlaczego. Ostatnie co pamiętam to rozmowa z Hemmingsem. Albo raczej jego monolog. Przypomina mi się jak mnie dotknął, a ja poczułam przeszywający mnie ból. Było to nie do zniesienia. Musiałam zemdleć.

Zamknęłam oczy i pod powiekami zaczęły lecieć mi wspomnienia z ostatnich momentów przytomności.

- Boli. - szepnęłam bez tchu.

- Wiem kochanie, wiem. Przepraszam. Już pielęgniarka idzie, zaraz zadzwonimy do twoich rodziców.

Gdy tylko usłyszałam o zawiadomieniu taty, od razu się spięłam.

- Nie ! Proszę nie dzwońcie. Nie dzwońcie. Proszę. - łkałam cicho.

- Już dobrze... Ciii... Spokojnie, nigdzie nie zadzwonimy, tylko się uspokój. Zaopiekuję się tobą.

- Ob... Obiecujesz?

- Obiecuję, a teraz oddychaj.

Potem już nic nie istniało.

Nie wiem czemu w tamtym momencie tak się zachowałam. Chociaż zapewne ze strachu. Jak tata by się dowiedział, że jestem w szpitalu, byłby wściekły i to bardzo. Nienawidził, gdy ktoś z opieki, albo policji zbytnio interesował się naszą rodziną. Może dlatego, że był dilerem i pedofilem oraz używał przemocy wobec dziecka. Zapewne tak.

Mój tata nie jest idealny. I nie mogę powiedzieć, że go kocham. Nienawidzę go z całego serca. Gdybym mogła w jakimś momencie mojego życia zniknąć z dala od niego bez martwienia się, że mnie znajdzie. Zrobiłabym to, ale w moim przypadku nie jest to możliwe.

Odkąd skończyłam dwanaście lat jestem przez niego gwałcona. Wcześniej molestował mnie przez sześć lat. Dopóki nie uznał, że już dorosłam do czegoś więcej. Zamknęłam się w sobie.

Moja mama zmarła, gdy miałam dwa lata. Nie pamiętam jej. Jednak mam jej zdjęcia i mogę stwierdzić, że była piękna. Uważam się za podobną do niej. Kochała mnie, tak mi się przynajmniej wydaje. Po uśmiechu jakim darzyła mnie na tych małych fotografiach. Pozostało mi ich naprawdę mało. Tata wszystko spalił w przypływie wściekłości.

- Katya? - usłyszałam szept.

Odwróciłam głowę w prawą stronę, a tan natrafiłam na niebieskie oczy. Przyglądał mi się z troską. Spodobało mi się. Poczułam się taka... bezpieczna i chroniona.

- Luke? Co ty tu robisz?  - zapytałam.

- Czekam, aż się obudzisz i wyjaśnisz mi co ci się stało. Poczekaj zawołam lekarza. - powiedział i wyszedł przez białe drzwi.

Nie byłam długo sama. Po niecałej minucie zjawił się Luke w obecności doktora.

- Dzień dobry. - przywitał się lekarz.

- Jak dla kogo. - odszepnęłam.

- Racja. Muszę uzupełnić akta. Więc zapytam cię o kilka rzeczy, a ty na nie odpowiesz dobrze?

- Tak.

- No to zacznijmy. Na początek jestem doktor Nikols. A ty Katya Snow, tak?

- Tak.

- Kiedy się urodziłaś.

- Siedemnastego stycznia tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego szóstego roku. ( 17.01.1996r. )

- Czyli masz dziewiętnaście lat?

- Tak.

- Imiona i nazwiska rodziców.

- Kyle Snow i Layla Snow.

- Dobrze. Mieszkasz z rodzicami?

- Z tatą. Mama nie żyje.

- Jak zmarła?

- Nowotwór trzustki. Dużo jeszcze tych pytań doktorze? - zapytałam.

- Jeszcze jedno. Skąd masz te wszystkie siniaki i rany?

- Ja... yyy... to znaczy... nie pamiętam.  - szepnęłam i patrzałam na swoje dłonie.

- Katya. - powiedział cicho Luke.

Całkowicie zapomniałam, że siedzi obok mnie w pomieszczeniu.

- Powiedz nam. Nic ci się nie stanie. Jesteś już bezpieczna. - zaczął mnie przekonywać doktor.

- Wywróciłam się. - dopowiedziałam nie patrząc na nich.

- Katyo jeśli chcesz, abyśmy ci pomogli. Musisz nam powiedzieć prawdę. Tylko wtedy możemy zacząć działać. Trzeba wezwać policję. Na twoim ciele nie tylko świeże rany się znajdują i ty dobrze o tym wiesz. Masz też ślady po.... - nie pozwoliłam mu dokończyć. Spodziewałam się co chce powiedzieć. Ale nie chciałam słyszeć tego słowa na głos, a tym bardziej w obecności Luke'a.

- Wiem. - powiedziałam szybko.

- Katyo. - szepnął lekarz zrezygnowany i pokręcił głową.

- Niech pan się do cholery nie wtrąca. Chcę się wypisać na własne żądanie. - powiedziałam głośno i wyraźnie.

- Nie powinnaś. Twoje rany są świeże i ...

- Jeśli pan usłyszał to powiedziałam, że na własne żądanie. A jako, że jestem pełnoletnia, mam prawo robić co zechcę.

- Jak chcesz Katyo. - odpowiedział i wyszedł.

W pomieszczeniu zaległa całkowita cisza. Przerywana jedynie moim i Luke'a oddechem.

- Powinnaś tu zostać. - usłyszałam.

- Nie i ty stąd spierdalaj. Nie chcę cię tu. Odkąd cię znam niszczysz mi życie. Nie rozumiem co ja ci takiego zrobiłam. No co?! - krzyknęłam.

- Nic... Ja po prostu...

- Właśnie nic. Dlatego wyjdź.

- Katya. - błagał.

- WYJDŹ !  - krzyknęłam.

Doszło do mnie jego westchnienie i kroki w stronę drzwi. Ostentacyjnie nie patrzałam na niego. Gdy już wyszedł wybuchłam płaczem. Całe życie zmarnowane. Teraz Luke ma dodatkowe informacje o mnie, które zapewne wykorzysta w szkole. Nigdzie nie jestem bezpieczna.

Może powinnam ze sobą skończyć?


#########################################################

Heeej !

Łapcie kolejny rozdział.

Przepraszam za wszystkie błędy i niedociągnięcia <3

Pozdrawiam,

Klaudia :*


Przez nienawiść do miłości. / L.H.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz