Jest poniedziałek. Znienawidzony przez nastolatków i osób pracujących dzień tygodnia. Kto w ogóle wpadł na tej znakomity pomysł, żeby to był dzień roboczy. Aktualnie znajduję się w zatłoczonym autobusie. Ludzie ściskają się, pocą i wrzeszczą dookoła. Nie mam pojęcia czemu dalej jeżdżę komunikacją publiczną skoro równie dobrze mogę się przejść.
Szkoła znajduje się pół godziny od mojego domu, ale słynę z bycia śpiochem i najzwyczajniej w świecie nie chce mi się wstawać. Mojego samopoczucia nie poprawia to, że dalej jestem jestem obolała po ostatniej " rozmowie " z tatą.
Na moim ciele znajdują się siniaki, które na szczęście zdołałam ukryć. Przez kilka najbliższych dni będę musiała chodzić w bluzkach na długi rękach. Niby to normalne, ale nie wtedy, gdy na dworze jest ponad dwadzieścia stopni. Muszę to przeboleć. Mam też złamany nadgarstek, więc z zajęć fizycznych i tak byłabym zwolniona. Nie jestem jakąś sportsmenką, ale lubię czasami pobiegać dla relaksu, a teraz to nie możliwe.
Dziesięć minut przed dzwonkiem stoję już na parkingu koło szkoła. Mówi się, że początki zawsze są najgorsze. Dla mnie tak jest z przejściem, aż do budynku. Zazwyczaj uczniowie gromadzą się przed budynkiem i rozmawiają. Nie lubię tych momentów. Nie należę do popularnych ludzi, ani do znienawidzonych. Tutaj każdy gdzieś przynależy, oczywiście poza mną.
Wszystko się zaczęło tego pamiętnego dnia dwa lata temu. Mojego pierwszego momentu w tej instytucji publicznej. Owego momentu spotkałam samego diabła. Nie wiem czemu, ale Luke już od samego początku mnie nienawidzi. Nic nie zrobiłam. Naprawdę, po prostu weszłam i poszłam pod klasę. Nie jestem pewna czy najzwyczajniej w świecie nie losować sobie mnie, czy to był tylko los. Czasami życie lubi płatać nam figle.
Powolnym krokiem udaję się do mojej szafki w celu zabrania książek. Zapewne mam dużo do nadrobienia, ale szybko to załatwię. Sięgnęłam po podręcznik od algebry i nic na to nie poradzę, ale się skrzywiłam. Poczułam porażający ból ciągnący się od lewego boku, aż do łopatki. W tamtym miejscu znajduje się pokaźnej długości siniak i chociaż nie jestem do końca pewna, to mogłabym się założyć, że mam albo złamane żebro, albo przynajmniej posiniaczone. Ból promieniował przez dłuższy czas, w którym próbowałam odzyskać oddech i prawie mi się to udało, gdyby nie ten okropny dźwięk.
- Och... Kogo ja widzę... czyżby nasza mała piłeczka wróciła? - usłyszałam Hemmingsa.
Nie odezwałam się do niego. Jestem na sto procent pewna, że mój głos brzmi nienaturalnie i że załamałby mi się podczas odpowiedzi.
- Ej no słyszysz mnie? Czy jeszcze ogłuchłaś?
Stałam tam i milczałam.
- Katya do cholery, mówię do ciebie !!!
Po dodaniu tych słów złapał mnie za rękę i na siłę odwrócił w swoją stronę. Nic nie mogłam poradzić na to, że krzyknęłam możliwe, że usłyszałam nawet jakiś chrzęst.
W jednej sekundzie byłam twarzą w twarz z Luke'iem a w drugiej leżałam na ziemi i zwijałam się z boleści.
- Kurwa Katya, co się stało? Skrzywdziłem cię? Maleńka odpowiedz mi. DO CHOLERY LUDZIE MOGLIBYŚCIE SIĘ TAK NIE LAMPIĆ I ZAWOŁAĆ PIELĘGNIARKĘ !!! JUUUUŻ !!!!
Słyszałam jego głos, ale nie miałam siły otworzyć oczu, ani wykrztusić jakiegoś słowa. Trzymałam się tylko za brzuch, nie zważając na mój złamany nadgarstek i ludzi dookoła. Jakieś silne ramiona próbowały podnieść mnie do pozycji siedzącej, ale to nie obyło się bez krzyku i łez. W końcu odpuścił i trzymał mnie za rękę lekko ją głaszcząc. Ktoś mówił jakieś uspokajające słówka, ale dla mnie każde brzmiało tak samo. Czyli bez sensu.
- Boli. - szepnęłam bez tchu.
- Wiem kochanie, wiem. Przeprasza. Już pielęgniarka idzie, zaraz zadzwonimy do twoich rodziców.
Gdy tylko usłyszałam o zawiadomieniu taty, od razu się spięłam.
- Nie ! Proszę nie dzwońcie. Nie dzwońcie. Proszę. - łkałam cicho.
- Już dobrze... Ciii... Spokojnie, nigdzie nie zadzwonimy, tylko się uspokój. Zaopiekuję się tobą.
- Ob... Obiecujesz?
- Obiecuję, a teraz oddychaj.
Te słowa, te proste cztery słowa podziałały na mnie jak zbawienie. Po pierwsze Luke, tak właśnie ten Luke obiecał mi, że się mną zaopiekuje, a po drugie przypomniał mi o oddychaniu, co jest bardzo pomocne.
Następne co pamiętam to uścisk jego dłoni i spokojny głos. Potem była ciemność. Straciłam przytomność.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam Was na kolejny rozdział :)
Mam nadzieję, że ktoś to czyta :P
Brak weny, ale jednak coś napisałam :)
Liczę na jakieś KOMENTARZE I GWIAZDKI :*
Pozdrawiam,
Klaudia :*
CZYTASZ
Przez nienawiść do miłości. / L.H.
Hayran KurguStara miłość nie rdzewieje. Czy jakoś tak się to mówiło. Tak jednak nie było w moim przypadku, albo raczej nie do końca. Z mojej i jego strony to była nienawiść. Między nienawiścią, a miłością, krótka linia. Nasz wzajemna oschłość nie zmieniła się n...