Rozdział 20

1K 93 29
                                    


Przez całą drogę w samochodzie, panowała cisza. Bałam się wydać jakikolwiek dźwięk w przekonaniu, że pogorszę sytuację. Jechaliśmy już z dobre dwadzieścia minut, a moje serce coraz bardziej spowalniało. Tata nie kierował się w stronę domu, wręcz na odwrót, wyjeżdżaliśmy z miasta. Krew w moich żyłach zaczęła chłodnieć, a ja sama czułam, jakbym stawała się z lodu. Mówi się, że strach motywuje do działania. Nie słuchajcie tego. To kłamstwo. Strach paraliżuje. Nie możesz wykonać nawet najmniejszego ruchu w przekonaniu, że stanie ci się krzywda, a już nie wspominając o tym, żeby uciekać. Mogłabym wyskoczyć z jadącego samochodu, ale co by mi to dało? On by po mnie wrócił, a ja tylko bym go zezłościła.

Nagłym ruchem skręciliśmy w prawo. Wjechaliśmy na leśną dróżkę i dalej spokojnie podążaliśmy na północ. W moim gardle zaczęła tworzyć się gula. Nie mogłam nic z siebie wydusić. Nigdy w życiu nigdzie mnie nie wywiózł.

Co mi zrobi ?

Czy to będzie coś gorszego niż dotychczas ?

- Wysiadaj ! - warknął w moją stronę.

Nawet nie spostrzegłam, kiedy dotarliśmy na miejsce. Był to środek lasu. Gdzie się nie obejrzałam tylko drzewa i trawa. Jedyne co rzucało się w oczy to drewniana chata. Powolnym krokiem zaczęłam iść w jej stronę. Gdy byłam już niedaleko, zauważyłam jeszcze dwa samochody, które były ukryte za krzewami. Poczułam, jak pot spływa mi po karku.

- Szybciej ! - wściekał się tata i popchnął mnie do drzwi.

Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Pomieszczenie nie było, jakieś wspaniałe. Dużo kurzu i zabitych zwierząt. Najwidoczniej była to chatka myśliwska. Przebiegłam oczami dookoła, aby wszystko dokładnie obejrzeć i zauważyłam pięciu mężczyzn stojących koło kominka.

- Witaj Kyle. - powiedział jeden do mojego ojca.

- Dominic. Cieszę się, że udało wam się przyjechać.

- Nie mogliśmy tego przepuścić. Masz piękną córkę. - odparł Dominic i spojrzał na mnie. Czułam, jak rozbierał mnie wzrokiem. Chciałam się jakoś zakryć, lecz nie było to możliwe.

- Nie będę zaprzeczał. Muszę już się zbierać. - odparł mój ojciec, jakby nigdy nic i wyszedł zostawiając mnie z tymi facetami.

Odwróciłam głowę w stronę drzwi, pewna, że za chwilę wróci. Ale jedyne co doszło do moich uszu, to dźwięk odpalanego silnika. Przełknęłam ślinę i spojrzałam na całą piątkę. Wyglądali na osoby po czterdziestce, czyli w wieku mojego taty. Najwyraźniej również się znali. Czułam, że to nie będzie przyjacielskie spotkanie.

Dominic zaczął podchodzić w moją stronę, a ja w tym samym czasie cofałam się do tyłu, dopóki nie natrafiłam na twardą powierzchnie. Chciałam się jeszcze wycofać, ale wielkie ramiona otoczyły mnie po obu stronach.

- Nie uciekaj kochanie. To niegrzeczne. Usiądźmy sobie i porozmawiajmy, dobrze ? - zapytał z przebrzydłym uśmiechem.

Jedyne co mogłam zrobić to potaknąć. Może przed jednym zdołałabym jeszcze uciec, ale przed piątką ? Marne szanse. Mężczyzna poprowadził mnie w kierunku starej kanapy i posadził na niej. Sam usiadł obok mnie i położył rękę na moim kolanie. Reszta facetów poszła w jego ślady. Jeden usiadł koło niego, dwóch po mojej prawej, a ostatni kucnął przede mną.

- Ja jestem Dominic, ale to już wiesz. - odparł. - Po mojej lewej siedzi Georg, niedaleko ciebie Henri i Patrick, a naprzeciwko Troy. A ty, jak masz na imię piękna?

Nie mogłam nic z siebie wydusić. To był jeden z najgorszych scenariuszy, jaki przyszedł mi do głowy.

- JAK. MASZ. NA. IMIĘ. - warknął oddzielając każde ze słów. Jego ręka zacisnęła się na moim udzie, a w moich oczach pojawiły się łzy.

- Katya. - wyszeptałam niepewna.

- Wspaniale. Piękne imię dla pięknej kobiety. - rozluźnił lekko uścisk, a jego dłoń przesunęła się w górę. - Wiesz dlaczego tu jesteś ? - zapytał rozpinając mi dżinsy.

Pokręciłam głową. Łzy wydostały się spod powieki. Nawet nie próbowałam ich zatrzymywać. Płynęły ciurkiem przez całą moją twarz, aż do brody, gdzie kończyły swoją wędrówkę i skapywały w dół.

- Jesteś tu, bo cała nasza piątka cię chce. - wyszeptał mi do ucha. - I będziemy cię mieć.

Szloch wydostał się z moich ust.

- Płacz nic ci nie da. - powiedział Henri.

Czwórka mężczyzn zaczęła się rozbierać, a Georg dokańczał ściąganie moich ciuchów, a potem sam pozbył się swoich.

Nie potrafiłam na nich patrzeć. Zamknęłam oczy. Ich ręce, zaczęły krążyć po moim ciele, a ja sama wyłączyłam mózg.

Potem już tylko cierpiałam.

Przyjaciele mojego ojca nie oszczędzali mnie. Bawili się tak, jak lubili. W grupie.

Wiązanie.

Ból.

Śmiech.

Krzyk.

Zabawki.

To ich raj. Jednak moje piekło.

**************************************************

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

**************************************************

KOMENTUJCIE !

GWIAZDKUJCIE !

Pozdrawiam,

Klaudia :***

Przez nienawiść do miłości. / L.H.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz