0.

413 17 0
                                    

Ostatnie tygodnie ciągnęły mi się niemiłosiernie długo. Nie było dnia bym nie przyszedł do Mel, i nie spędził z nią czasu, aż do późnego wieczora gdy to nadchodził czas zajęcia się Timmim lub zwyczajnie wywalano mnie ze szpitala, mówiąc, że Melody musi odpocząć oraz godziny odwiedzin się skończyły. Wtedy bez awanturowania się musiałem, wstać, pożegnać i po raz kolejny ją opuścić. Już i tak Mel mnie ubłagała bym przychodził dopiero po południu, a nie tak z samego rana by mogła na spokojnie odpocząć. Tyle czasu spała i ciągle jej było mało. Była non stop przemęczona.

Kiedy tylko się obudziła, lekarze i pielęgniarki byli w szoku po czym zaczęli jej robić wszelakie badania, więc moja osoba i poranna pora odwiedzin, były zwyczajnie zbędne. Dodatkowo, nie było możliwości, abym siedział z nią w salach, gdzie je przeprowadzano. Z tego też powodu, zaraz po odprowadzaniu Timmiego do przedszkola, mimo jego nagłych histerii jak to chce zobaczyć mamę, szedłem do biura i czekałem aż nadejdzie godzina, w której będę mógł z powrotem wsiąść do auta i pojechać do szpitala. Nie było się jednak co oszukiwać, żadna robota mi nie szła. Nawet mój szef po dwóch tygodniach mojej koszmarnej niedyspozycji, wysłał na płatny urlop bym odpoczął, pobył z rodziną i wrócił w lepszej formie. Pech chciał, że w domu i tak czekała na mnie sterta papierów, do których nie miałem już zwyczajnie sił.

Tak oto ponownie stoję w sali Mel i pomagam jej się spakować by móc ją w końcu zabrać do naszego domu. I co ważniejsze, aby Tim mógł wreszcie zobaczyć mamę. Nie raz chciałem go ze sobą zabrać, lecz wiedziałem, że może to być dla niej szok, a i on musiał chodzić do przedszkola, z którego zresztą odbierali go moi rodzice bądź Ruby z Awinem, przesiadując u nich aż nie wróciłem. Nie bez powodu go tam posłałem już w wakacje.

Starałem się jej o nim opowiadać jak najwięcej, ale temat dość szybko zawsze uciekał. To była dla niej pewnego rodzaju nowość, którą niekoniecznie przyjmowała do pełnej świadomości. Według lekarzy było to zrozumiałe. Po jego narodzinach nawet nie miała możliwości z nim pobyć ani go poznać, więc nie było to dla niej coś co pamiętała. Idąc ulicą też by go nie poznała. Już na mój widok na początku była zaskoczona. Czułem jednak, że jak tylko znów zobaczy Timmiego i spędzi z nim odrobinę więcej czasu to poczuje, że jest to nasze wspólne dziecko i pokocha z całych sił. Przecież to właśnie ona go urodziła i nosiła przez tyle czasu pod sercem.

Według szeregu przeprowadzonych badań, lekarze mówili, że wszystko jest w porządku pod względem fizycznym. Co prawda wciąż byli w szoku, że się w ogóle wybudziła i to w takim momencie bez większego szwanku na zdrowiu, ale skłamałbym jeśli bym powiedział, że nie ucieszyła mnie ta nowina. W jakimś stopniu miałem pewność, iż nic jej nie grozi, a tym bardziej, że mnie już nie opuści. To jednak nadal było dla każdego zaskoczenie. Po godzinach rozmów z Mel doszliśmy do porozumienia, że koniec z ukrywaniem wszelakich badań, wyników, chorób. Od wyjścia ze szpitala mieliśmy mówić sobie wszelaką prawdę, choćby miała być bolesna. Nie chciałem znów czegoś takiego przechodzić. Nie mógłbym jej znów stracić i podejmować tej samej decyzji. Zrobiłem to raz i to po dobrych trzech latach siedzenia u niej niemalże dzień w dzień. Drugi raz bym nie potrafił. Ciągle bym się zastanawiał czy to odpowiedni moment, czy po raz kolejny stanie się ten sam cud.

*

Wychodząc z auta, Mel kroczyła za mną niepewnie, niemal krok w krok. Była nie tyle co zdenerwowana, jak zaskoczona i zainteresowana? Obracała się co jakiś czas za siebie, oglądając okolicę. Nie powiem by dużo się tu zmieniło od ostatniej wiosny, bądź którejkolwiek innej jak się tu wprowadziliśmy. Ją jednak, jak nigdy, interesowała cała rozpostarta wokół niej okolica. Dokładne tak samo jak trzy lata temu, kiedy się tu wprowadzaliśmy. Wyglądała tak uroczo, gdy spoglądała na każdą roślinę czy zabawkę pozostawioną przez Timmiego, przed domem.

Prawdziwe życie (nieskończone) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz