3.

128 16 0
                                    

Timmi to jednak naprawdę był bystry dzieciak. Nie minęło pół godziny jak potrafił policzyć do dziesięciu. Tego jednak nie nauczyłam go ja. Do mnie należały kolejne dwie cyfry jakimi były kolejno jedenaście i dwanaście. Z zapamiętywaniem jednak godzin, szło mu strasznie opornie. Kojarzył, że mówi się "po" i "za" ale to było chyba tylko tyle jeśli chodziło o moją umiejętność nauki dzieci. Moim zdaniem był on chyba jeszcze zbyt mały by od tak się nauczyć odczytywania poprawnie zegarków. Jedynym sukcesem na ten dzień był fakt, że wiedział co to pełna godzina. To zapamiętał szybciej niż dwie cyferki. Potrafił już powiedzieć jak muszą wskazywać strzałki by takowa godzina była. Timmi jednak dokładnie tak samo jak ja, dość szybko się znudził bawieniem. Nawet nie miałam pojęcia kiedy zasnęłam z nim przy boku i zegarkiem gdzieś obok.

W głowie co jakiś czas pojawiały mi się pojedyncze miejsca, pory roku. Najdłużej to chyba jednak trwała zima. Widziałam kominek, nieumeblowane jak do tej pory mieszkanie, zachód słońca gdzieś z wysoka, pudełko, a w nim masę kopert i różnych szpargałów. Za każdym razem, gdy zasypiałam działo się dokładnie to samo. W kółko jakby nie było końca. Niewiele pamiętałam po moim wybudzeniu, wręcz niemalże nic. Jedyny wyjątek stanowił fakt, że wiedziałam gdzie jestem i co za ludzie mnie obserwują. Nawet swoją siostrę rozpoznałam. Nie wiedziałam tylko skąd się wzięła.

Miałam świadomość kim był Niall, lecz nie pamiętałam, że wzięliśmy ślub, a przynajmniej wesela. Dziwniejszy był jednak fakt, że do pierścionka byłam aż nadto przyzwyczajona. Jakbym miała go na sobie od zawsze. Bez niego czułam się jakoś pusto więc nawet nie zamierzałam go ściągać. Wystarczyło, że wczoraj zdjęłam do mycia i od razu poczułam się jakoś nieswojo. Wszystko wydawało mi się być takie znajome, a zarazem nieznane.

Nigdy nie pytałam lekarza jakby to było gdybym się jakoś cudem obudziła i to był chyba błąd. Szkoda tylko, że wtedy to nie miało dla mnie żadnego znaczenia. Wiedziałam jak zakończy się moje życie, a tymczasem... Tymczasem w głowie znów mam różne wspomnienia i nawet nie potrafię ich sobie uporządkować w całość. To była jedna z myśli, która mnie bolała. Do drugiej mogłam już chyba tylko zaliczyć fakt, że nie znam własnego dziecka. Nie wiem o nim kompletnie nic. No może poza dzisiejszym dniem i tym, że nie może jeść jakichś orzechów, ma lekkie problemy z wymową i zawiązywaniem butów. Ostatnie wydawało mi się jednak typowym dla tego wieku dzieci. Nie wiedziałam tylko czy powinnam się winić za to wszystko co mnie ominęło. Czułam, że to nie koniec tego co mnie jeszcze zaboli nim się wszystkiego dowiem.

Ze snu zaczęły mnie pomału wybudzać pewne szepty, które za nic nie chciały przestać wydawać z siebie dźwięków. I jakbym się nie starała to i tak nie ustępowały. Kolejnym elementem było coś co mnie dotykało po najprawdopodobniej ręce. Opornie, ale uchyliłam powieki, a moim oczom ukazał się mały chłopiec o ciemnoblond włoskach, siedzący pod kanapą i malującym mi przedramię pisakiem. Nawet nie miałam nic przeciwko temu. Uśmiechnęłam się już na sam jego widok. Był w to tak zaangażowany. Problem jednak tkwił w tym, że on siedział zupełnie cicho jakby nie chciał mnie obudzić, a przecież nie ubzdurałam sobie tych głosów w mojej głowie, prawda?

– No już łobuzie. – Zobaczyłam mężczyznę obok Timmiego. – Koniec rysowania po mamie. – Niall?

– Zos... – Wyrwałam się, gdy tylko chciał go gdzieś zabrać.

– Spokojnie, to tylko ja. – Napotkałam jego uśmiechniętą buzię, która teraz była skierowana prosto na mnie i wesołe spojrzenie. Wciąż jednak trzymał Timmiego za dłonie. – Widzę, że mocno cię musiał wykończyć. – Dodał po chwili puszczając wyrywającego się chłopca. Nawet nie zwróciłam uwagi gdzie tak pognał.

Prawdziwe życie (nieskończone) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz