4.

141 13 4
                                    

Białe obłoki zataczały swoją ścieżkę, krok w krok przy mnie. Gdzie się nie obróciłam było ich wszędzie pełno. Wyglądały niczym wata cukrowa, lecz i różniły od niej. Były bardziej puchate niczym pierze na poduszki, miększe od najświeższej pościeli na świecie i bielsze, i cokolwiek innego mogłam w życiu widzieć. Niczym oazą spokoju, ducha. Ciągnęły do siebie tak mocno jak nie można tego sobie wyobrazić. Pragnęłam by móc się nimi otulić, by poczuć jeszcze mocniej to ciepło, które od siebie wydobywały. By mnie otuliło i pozwoliło tak trwać. Jedyne jednak co mogłam zrobić to dotknięcie ich. I to nie przycisnąć, wziąć w rękę. Moja dłoń mogła jedynie po nich przechodzić. Czuć ich nieregularne kształty, wytworzone ciepło, tą miękkość. Były niczym najpiękniejsze skrzydła anioła. I byłam ja. Stałam wśród nich i mimo, że czułam się jakbym właśnie była w odpowiednim dla mnie miejscu, to jednak wciąż nie czułam się tam stu procentowo dobrze. Czegoś mi brakowało. Brakowało mi czyiś silnych ramion. Miłości. Szczęścia. Bycia dla kogoś ważną. Jakbym się nie odwróciła, jak desperacko bym nie zaczęła szukać to i tak nikt się nie pojawiał. Byłam tylko ja, te nieznikające obłoki i szarawa, kamienna ścieżka po której kroczyłam do przodu.

Spało mi się zadziwiająco dobrze. Do póty, do póki nie usłyszałam jakiegoś natrętnego dźwięku, sygnalizującego jakby dzwonek, a może to był budzik? Niechętnie wyciągnęłam dłoń spod ciepłej pierzyny i próbowałam zlokalizować ustrojstwo, które tak głośno dawało o sobie znać. Po chwili mi się nawet udało. Kształtem przypominało telefon. Czując coraz to większe zimno na moim przedramieniu, szybko wróciłam z ręką do ciepłego miejsca jakim była pościel. Uchylając lekko jedno oko, dostrzegłam, że to jest dokładnie ten sam telefon jaki kiedyś miałam. Był mój. Widząc, że to jednak nie budzik, a połączenie, przesunęłam palcem po odpowiedniej części ekranu i przyłożyłam urządzenie do ucha.

– Obudziłaś się już, kochanie? – Zza drugiej strony, doszedł do mnie głos Nialla. To go nie ma tu?

– Yhym – automatycznie wyciągnęłam dłoń w prawą stronę by móc go odnaleźć. ale nic. Jedyne co się stało to to, że moja dłoń znów wylądowała po za ciepłą krawędzią łóżka i dopadł ją chłód.

– Jesteś wciąż w łóżku, prawda? – Namolnie mówił mi przez słuchawkę, a ja na nowo czułam mocne zmęczenie, które mnie ogarniało dokładnie tak samo jak wtedy.

– Taak – wymamrotałam. Jedyne na co było mnie w tej chwili stać to mocniejsze wtulenie się w poduszkę i udawanie, że nic, a nic mnie nie obudziło.

– Pomyślałem, że może moglib... – Jego głos ponownie rozbrzmiał, lecz w połowie, a bynajmniej tak mi się wydawało, nie docierało do mnie już żadne jego słowo.

Przez krótką chwilę mogłam być znów w błogim śnie. Póki donośny dźwięk połączenia nie rozwył się w moim uchu. Byłam bliska wydarcia się ale za nic nie chciało mi się szukać do tego siły. Był ranek, a ja nie zamierzałam tak wcześnie wstawać.

– Co? – Wymamrotałam po ponownym odebraniu męczącego mnie połączenia.

– Zasnęłaś mi?

– Tak. – Powiedziałam bez namysłu. – Znaczy nie, nie... nie. – Mówiłam coraz to ciszej.

– Mel, skup się! – I na cholerę on na mnie znów krzyczy?

– No przecież cię słucham. – Jeszcze...

– Mówiłem, że wpadłem na pomysł by zjeść dzisiaj taką wspólną kolację. Co ty na to? Timmiego byśmy podrzucili do Awina i Ruby, a my moglibyśmy...

Prawdziwe życie (nieskończone) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz