Leżąc w łóżku miałam wciąż nieodparte wrażenie, że czegoś mi brakowało. Pustka w domu wypełniała się niemiłosiernie. Niby na dole miałam męża z naszym dzieckiem bawiących się teraz na dworze z racji tego, że był właśnie słoneczny dzień. Kopali piłkę jak to się robiło za naszych dawnych lat. Śmiejąc przy tym z całych sił. Miło było patrzeć na ich roześmiane twarze. Na te rumieńce, na policzkach, które powstały od ganianiny po ogrodzie. Jeszcze milszym widokiem był fakt, że Timmiemu naprawdę się spodobał prezent urodzinowy. Był tak mocno uradowany. Nie wiedziałam czy widziałam go bardziej szczęśliwego niż dzisiaj, w ciągu ostatniego miesiąca. Miałam jednak świadomość, że i tak chce zapamiętać ten uśmiech na jego twarzy w swojej głowie. Takie wspomnienie było na wagę złota. W szczególności, że miałam ich z nim dość mało. Ciągle mi jednak czegoś brakowało. I za nic nie mogłam wpaść na to co to takiego było.
Widząc jak po raz kolejny machają do mnie dłońmi pokazując bym zeszła, chwyciłam w swoje dłonie luźniejszą koszulkę i przebierając się w nią, ruszyłam na korytarz. Korytarz, na którym wisiało już kilka z naszych zdjęć. A wewnątrz mieszkania rozpościerał się zapach róż. Nigdy nie sądziłam, że mogą one mieć tak mocny zapach, gdy pozostaną trochę dłużej w połączeniu ze świeżym powietrzem z dworu. Skręcając jednak najpierw do łazienki na dole, weszłam do jej środka. Jako, że wstałam po raz kolejny, jako ostatnia w tym domu. Trzeba mi było się jakoś ogarnąć. Chociaż w minimalnym stopniu. Skoro i tak wychodziłam tylko do ogrodu popatrzeć jak ganiają za piłką.
Robiąc więc poranną, choć jakby nie patrząc na zegarek to było już południe, toaletę, stałam się zrobić wszystko jak najszybciej by zaraz znów nie zaczęli mnie wołać. Chwytając więc szczoteczkę do zębów, nałożyłam na nią niewielką ilość pasty co miałam w zwyczaju i mocząc ją pod bieżącą wodą, zaczęłam szorować. Nie minęła chwila jak przepłukiwałam usta oraz przemywałam twarz by pozbyć się wciąż wyczuwalnego, nocnego zmęczenia. Łapiąc za ręcznik, wytarłam każdą skapującą ze mnie kroplę wody i przejrzałam się w lustrze. Niby nic nowego w nim nie było, ale wydawało się jakbym się trochę zmieniła.
Oczywiście nie postarzałam się jakoś szczególnie mocno. Można by powiedzieć, że nawet minimalnie. By to zobaczyć, trzeba by się lepiej przyjrzeć bądź oglądnąć zdjęcia sprzed trzech lat i z dzisiaj. Wtedy może można by coś wyłapać. Ja jednak nie widziałam aż takiej różnicy. Owszem, włosy miałam kawałek dłuższe co zaczynało mi trochę przeszkadzać. Byłam przyzwyczajona do posiadania ich do pasa, a teraz sięgały mi aż kawałek za pośladki. Przez co aż się prosiły o związanie. Inaczej mogły wyłącznie przeszkadzać w wykonywaniu jakichkolwiek czynności. Jednak od zawsze nie lubiłam fryzjerów. Aczkolwiek takowa wizyta wydawała mi się w aktualnej chwili jakąś taką sensowną myślą względem nich. Podnosząc więc gumkę, którą wcześniej zdjęłam. Wyłapałam wszystkie, poszczególne kosmyki i związałam je w kok. Na tyle mocno by mnie nie uwierał, ale i by się nie rozwalił po pierwszym bieganiu.
Lecąc kawałek, mogłam dostrzec moje rysy twarzy. Zawsze miałam okrągłą buzię więc nie liczyłam na żadną inną. Wydawało się że wróciła już do normy od wyjścia ze szpitala. Wtedy była odrobinę chudsza. Minimalnie oczywiście rzecz biorąc, ale jednak bledsza niż teraz. Może to zasługa słońca, albo że przestałam już leżeć ciągle na łóżku pod cienką, szpitalną kołdrą. Usta jak były jasne tak pozostały w swoim odcieniu. Oczy w zależności od światła ciągle przybierały inny kolor. Teraz mogłam wokół tęczówek, dostrzec ich zielono morski kolor. Wydawał się być przepiękny. Im byłam bliżej światła, tym bardziej się powiększał, a ciemna, naturalna barwa brązu, jaśniała. Z jednego mogłam się jednak cieszyć. Cienie pod nimi zmniejszyły się.
–Mel! –Słysząc głośne nawoływanie mojego imienia przez nikogo innego jak Nialla, raz dwa odstawiłam trzymany ręcznik i przecierając dłonie, wyszłam z pomieszczenia.
CZYTASZ
Prawdziwe życie (nieskończone)
Short StoryCzy po tak długim czasie w śpiączce można powrócić do poprzedniego życia? Kiedy Niall próbuje iść dalej i cieszyć się każdą minutą ze swoją żoną, Melody stoi w miejscu i nie może się odnaleźć w nowych dla siebie obowiązkach. Kontynuacja Listów.