Emily's pov
Wyszłam z łazienki, kończąc rozczesywanie swoich włosów, a po krótkiej chwili odłożyłam szczotkę na komodę. Miałam na sobie zwykłe jeansy i szarą koszulkę na krótki rękaw, ale i tak było mi trochę chłodno. Niby był maj, ale czasami bywało naprawdę chłodno. Na przykład dzisiaj, pogoda była okropna. Westchnęłam, podchodząc do szafy i wyjęłam z niej czarny, rozpinany sweterek po czym założyłam go na siebie i podeszłam do łóżka, zaczynając je ścielić.
Ostatni czas minął przyjemnie i naprawdę spokojnie. Chyba nigdy nie byłam tak szczęśliwa. Wczoraj wróciliśmy z Justinem z naszej podróży poślubnej. Nie trwała ona miesiąc, ponieważ Jason nas potrzebuje więc wyjechaliśmy tylko na dwa tygodnie, ale nie narzekam. Spędziliśmy ten czas na wyspach Greckich. Dlaczego tam? Nie chcieliśmy wiecznych imprez i tak dalej w Las Vegas. Chcieliśmy odpocząć i nacieszyć się życiem w bardziej „zdrowy" sposób. Oczywiście byliśmy na dwóch czy trzech imprezach, ale to wszystko. Więcej czasu spędziliśmy nad morzem czy gdzieś na łąkach. I oboje byliśmy zadowoleni. Grecja to naprawdę piękne miejsce, a tamtejsze widoki zapierają dech w piersiach. Akurat trafiliśmy na cudowną pogodę więc każdego dnia byliśmy na świeżym powietrzu. Mamy pełno zdjęć z tych dwóch tygodni, które zamierzam jeszcze dzisiaj powiesić na ścianę w naszej sypialni. Naprawdę wypoczęłam tam, a równocześnie świetnie się bawiłam. Jedyne co mi dokuczało to brak Jasona. Już tak się do niego przyzwyczaiłam, że nie potrafię bez niego wytrzymać. Jest moim małym słoneczkiem. Ciężko mi było go tutaj zostawiać, ale przynajmniej był w dobrych rękach, ponieważ został u Carly. Normalnie zostawiłabym go u Chrisa, ale on ma pracę, a po za tym sam nie dałby sobie rady z dzieckiem. Co do pracy.. Justin już dzisiaj musiał iść do pracy, ponieważ jeden z chłopaków trafił do szpitala czy coś. I właśnie dzięki temu wróciliśmy do rzeczywistości. Znowu jesteśmy w Nowym Jorku i to koniec urlopu. To znaczy dla niego bo przecież ja i tak siedzę w domu, ale mam zamiar znaleźć sobie jakąś pracę, a od przyszłego roku szkolnego dokończyć ostatni rok nauki. Potem chciałabym iść na studia, ale obawiam się, że nie dam rady bo Jason będzie jeszcze malutki. Zresztą, staram się nie myśleć o tym teraz. Teraz cieszę się tym co mam na ten moment.
Uśmiechnęłam się, słysząc cichy płacz Jasona. Odłożyłam ostatnią poduszkę i wyszłam z sypialni, idąc do jego pokoju. Naprawdę stęskniłam się za tym wszystkim. Może to głupio i banalnie brzmi, ale pokochałam bycie mamą i pokochałam Jasona.
-Cześć, skarbie – mruknęłam do chłopca, wyjmując go z łóżeczka – Shh, już nie płacz. Jestem tutaj, Jason – uśmiechnęłam się do niego po czym pocałowałam delikatnie jego czoło – Tęskniłam za tobą, wiesz? Bardzo bardzo bardzo – zachichotałam, a na usta chłopczyka wkradł się delikatny uśmiech – Mój słodziak. Pewnie jesteś głodny więc idziemy zrobić ci śniadanko – zanuciłam z szerokim uśmiechem, idąc do wyjścia z jego pokoju.
W tej telewizji nigdy nic nie ma. Zawsze lecą jakieś żałosne programy i seriale, których nie da się oglądać. A teraz nie miałam co robić bo Jason zasnął, a Justin będzie dopiero za trzy godziny. Carly jest w szkole, a Chris w pracy. Jest jeszcze Thomas, no ale on też pracuje bo w końcu jest naszym ochroniarzem. Nie może siedzieć ze mną cały czas. Swoją drogą to myślę, że nie zagraża nam żadne niebezpieczeństwo i nie potrzebujemy już ochroniarza. Thomas mógłby po prostu znaleźć sobie taką pracę, w której coś się dzieję. W końcu teraz Justin nie jest już w gangu i wszystko jest okej więc Thomas będzie się tutaj tylko nudził. Chyba muszę o tym porozmawiać z Justinem. W sensie, nie chcę go wyrzucać bo przecież mogą tutaj nadal mieszkać, ale Thomas jest świetnym ochroniarzem i myślę, że powinien spróbować swoich sił w czymś ciekawszym i poważniejszym.
CZYTASZ
Unconditionally
Fanfiction"Nasza miłość jest szalona, jesteśmy popaprani, ale odmawiam leczenia. Ten dom jest zbyt wielki, jeżeli się wyniesiesz to spalę te dwa tysiące stóp do gołej ziemi, I gówno z tym będziesz mogła zrobić. Bo z tobą jestem przy zmysłach, bez ciebie je t...