Rozdział.19 Julia

216 15 1
                                    

Jechaliśmy do mojego starego domu prawie całą noc. Gdy przyjechaliśmy, Suz uparła się że z Michaelem będziemy spać u niej. Nie protestowałam, gdyż byłam cholernie śpiąca. Gdy tylko weszliśmy do domu Suz Odrazu powróciły wspomnienia. Poczułam ukłucie w sercu, ale Odrazu zostało stłumione przez ból który będę czuć przez resztę życia. To już jutro. Koniec żywota mojego konia. Czemu właśnie mnie to musiało spotkać mnie? Tak bardzo zamyśliłam się nad jutrem, że nawet nie wiedziałam kiedy leżałam wtulona w Michaela, zasypiając.

Obudziło mnie ciche wołanie do ucha. Otworzyłam oczy chociaż wcale nie chciałam i zobaczyłam Mikeya szeptającego mi do ucha. Uśmiechnęłam się nieśmiało i wciągnełam ręce do góry, uderzając go przy tym dość mocno.
-Ała? - zapytał z śmiechem, na co ja się roześmiałam, powoli wstając z łóżka. Podeszłam do lusterka i spiełam włosy w koka, kiedy poczułam coś ciepłego na szyji. Jęknełam z przyjemności i odwróciłam się łącząc nasze usta w gorącym pocałunku. Ta chwila była piękna, ale coś musiało ją przerwać. A mianowicie Suzanna.
- No dobra Julia. Bierz swojego romea i chodźcie na śniadanie.- powiedziała, a ja zdążyłam zauważyć że ma na sobie bluzę Asha. Czyli jednak coś jest na rzeczy. Popatrzyłam na Michaela i uśmiechnięta pociągnełam go na dół. Schodząc poczułam przyjemny zapach kawy i sera. Zapiekanki. Suzanna była mistrzem w gotowaniu, a właśnie zapiekanki wychodziły jej najlepiej. Kierując się do kuchni usłyszałam głośny śmiech Suzanny. Weszliśmy do pomieszczenia z Michaelem i ujrzeliśmy dziwną sytuację. Ashton płukał sobie usta nad zlewem, natomiast Suz zwijała się na podłodze że śmiechu.
- Co tu się dzieje?- zapytał w końcu Michael.
- Kurwa.. Zaraz się.. posram ze smiechu..- odpowiedziała Suz pomiędzy napadami śmiechu, na co mi też zachciało się śmiać.
- Jula! Ty wiesz co ona mi zrobiła?! Ta małpa posoliła mi kurwa kawę! - powiedział Ash i wrócił do płukania ust. Popatrzyłam na Suz i roześmiałam się, a chwilę później leżałam obok niej na ziemi i zwijałam się ze śmiechu, czując łzy w moich oczach. Mike i Ash patrzyli na nas z rozbawieniem. W końcu się uspokoiłyśmy i usiedliśmy do stołu, żeby zjeść śniadanie. Tak jak mówiłam zapiekanki były przepyszne. Siedzieliśmy przy stole i śmialiśmy gdy nagle zadzwonił dzwonek od drzwi.
- Ja otworze!!!- powiedzieli jednocześnie Ash i Mikey na co zaczęłyśmy z Suz śmiać się jak głupie. Posprzątałyśmy i przeszłyśmy do salonu do którego chwilę później wparowała cała reszta.
Nagle odezwał się Ash:
- Ej, Suz, jesteś harcerką?
- Ashton nie kończ...- odezwał się Mike.
- Kiedyś byłam, a co?- odpowiedziała niczego nie świadoma Suz. I wtedy Ashton jej odpowiedział.
- Bo wiesz postawiłaś mi namiot.- skończył Ash na co wszyscy się roześmiali oprócz mnie. No fakt to było śmieszne, Ash zna sie za żartach. Ale za dokładnie 4 godziny mój kochany koń, Moon, odejdzie. Nie mogę w to uwierzyć. Jeszcze tylko 4 godziny i jedna z najważniejszych istot w moim życiu po prostu odejdzie. Nie, to nie jest tak że on czasie i obudzi się jutro czy pojutrze. On odejdzie na zawsze. Poczułam jak moje serce ogarnia ogromny ból, a w gardle utknęła mi wielka gula, przez którą nie mogłam się odezwać. Spojrzałam na wszystkich i mój wzrok zatrzymał się na Michaelu. Patrzył na mnie z troską w oczach. Patrzyliśmy tak na siebie kiedy Aleksa rzuciła propozycje:
- Julia, może pojedziemy już do stadniny?- w jej głosie słyszałam współczucie.
- Dobrze- odpowiedziałam, wstając z kanapy i kierując się do swojego pokoju. Gdy tylko się tam znalazłam popatrzyłam w lustro i powstrzymywałam łzy. Przebrałam si szybko w koszule i jakieś spodenki. Schodząc na dół, robiłam wszystko żeby się nie rozpłakać. Szliśmy na nogach więc musiałam być silna podczas tej drogi.
- Julia, wszystko w porządku? - zapytał Mike z troską i złapał moje ręce.
- Nie, nic nie jest w porządku. Chodźmy już, bo chce się jeszcze z nim pożegnać.- rzuciła i trzymając Michaela za rękę wyszłam z domu. Wiedziałam że gdyby go teraz nie było, rozsypałabym się na drobne kawałki. Najgorsze dopiero przede mną.

Do stadniny szliśmy w całkowitej ciszy. Zauważyłam że każdy idzie z kimś za rękę. Ja z Michaelem, Aleksa z Lukiem, Becca z Harrym, Kate z Calumem. Wyjątkiem byli Ash i Suz. Blondynka szła z opuszczoną głową, a brunet obejmował ją w pasie. Wyglądali tak słodko. W chwili kiedy znaleźliśmy sie w stadnine, poczułam ucisk w klatce piersiowej. Puściłam rękę Mike'a i pobiegłam tam, gdzie powinnam się znajdować. Biegłam ile sił w nogach w stronę boksów . Już zanim weszłam zobaczyłam go. Moon stał w swoim boksie i patrzył w moją stronę, jakby wiedział co za chwilę się stanie i dlaczego tu jestem. Po moich policzkach popłynęły łzy. Szybko pokonałam dzielącą nas odległość i stanęłam naprzeciwko niego patrząc w jego błękitne oczy. Będzie mi ich brakować. Zrobiłam krok do przodu i wciągnełam rękę w stronę mojego serca. Natychmiast przystawił swój pyszczek do niej i zaczął się wtulać.
- Hej, moon.- powiedziałam przez łzy i przytuliłam sie do niego. Wtuliłam się w jego szyję, kiedy poczułam na moich ramionach czyjeś ręce. Odwróciłam się i zobaczyłam Suz. Za nią stała całą reszta. Wszyscy płakali oprócz niej. Popatrzyłam na nią i rzuciłam się jej na szyję, szlochając.
- Julia, już, spokojnie. Jestem tutaj, zobaczysz wszystko się ułoży. Tam mu będzie lepiej. Zobaczysz.- pocieszała mnie Suz, ale ja nie słuchałam jej tylko patrzyłam na mamę Aleksy i idącą obok niej, jak się okazało, doktor Stewart.
- Dzień dobry. Czy to jest Moon?- zapytała, a ja Odrazu poczułam do niej nienawiść. Ten babsztyl chce mi zabrać jedną z najważniejsztych rzeczy w życiu. Ale postanowiłam nic nie mówić.
- Tak, to właśnie on.- odpowiedziała moja ciocia.
- Dobrze. Czy mam już brać się do roboty, czy chcesz jeszcze wyjść z nim pobiegać?- zapytała mnie doktor, co mnie zdziwiło. Ona ma przecież reumatyzm. Może mu to zaszkodzić. Ale jeśli mogę ostani raz poczuć się bezpieczna i wolna..
Bez słowa wzięłam siodło i wyprowadziłam mojego rumaka. Gdy tylko znaleźliśmy się na polanie, osiodłałam go i wskoczyłam prędko.
- Jedź tak szybko jak potrafisz. Ostatni raz. Dla mnie.- szepnełam mu na ucho i lekko trąciłam go nogą w podbrzusze. Ruszył powoli, ale już chwilę później pędziliśmy jak wariaci. Poczucie wolności i bezpieczeństwa wypełniało mnie od środka. W żyłach zamiast krwi, płynęła czysta adrenalina. Chciałam żeby ten stan utrzymywał się już zawsze. Znów poczułam że jestem w domu. W prawdziwym domu. Ale nagle Moon zwolnił i przeszedł do truchtu. Zmęczył sie. To musiało go boleć. Natychmiast skierowałam się w stronę stadniny.

Gdy tylko zobaczyłam płot do oczu napłynęły mi łzy. To już koniec. Wiedziałam to. Ale Moon nie. Wprowadziłam Moona do boksu, wcześniej ściągając mu siodło. Mustang natychmiast położył się na ziemi wykończony . Usiadłam na sianie obok niego i popatrzyłam na niego. Był tak spokojny. Tak cichy. Podałam mu marchewkę, którą natychmiast schrupał, na co patrzyłam z usmiechem. Siedziałam tak jeszcze przez chwilę, gdy uslyszałam kroki. Nagle w wejściu do boksu stanęła Doktor Stewart i Moja ciocia. Zrozumiałam po ich minach że to ta chwila.
- Mogę się chociaż pożegnać?- zapytałam ledwo mówiąc przez zacisncięte gardło ,na co Doktor kiwneła głową. Dopiero teraz zauważyłam że za nią i ciocią stała cała reszta wszyscy płakali. Oprócz Suzanny. Jak zawsze najsilniejsza dla mnie. Szkoda że ja też nie mogę jej tego zapewnić.
- Moon, kochany, chcę ci podziękować że byłeś że mną zawsze kiedy byłeś potrzebny. Teraz odchodzisz i zostawiasz mnie samą. Ale nie mam ci tego za złe. Tam będzie ci lepiej. Dziękuje ci za wszystko i żałuję że wszystko kończy sie tak szybko. Ale pamiętaj mnie tam w niebie. Jestem z tobą cały czas i zawsze będę. Kocham cię zawsze i wszędzie. Pamiętaj- na zawsze razem. Tylko ty i ja. Kocham cię.- powiedziałam przez łzy. Przytuliłam sie do niego. W tym samym czasie podeszła do nas pani doktor. Spojrzała na Moona , a następnie na mnie.
- Czy mogę już..?- zapytała, i z jej oczu poleciały łzy. Kiwnełam głową i spojrzałam w oczy Moona.
- Do zobaczenia, mój bohaterze.- powiedziałam i pocałowałam go między oczy. Moon wzdrygnął się, następnie się napiął i nagle jego głową upadła na moje kolana.
Umarł.
Nie ma go.
Nie ma mojego bohatera.
Spojrzałam na jego martwe ciało i uslyszałam krzyk. Nie patrzyłam kto krzyczy. To ja. To ja tak krzyczałam. Z bólu. Przytuliłam sie do ciała mojego konia i krzyczałam. Nagle ktoś złapał mnie w pasie i zaczął ciągnąć. Nie puściłam jego głowy. Nie mogę go teraz zostawić. Nie mogę. Ale nie jestem na tyle silna żeby oprzeć się Suz. Chwilę później siedziałam wtulona w Suz i szlochałam. Nagle ktoś wziął mnie na ręce. Przez łzy zobaczyłam że to Michael.
- Zabierz mnie do domu. - powiedziałam wtulając się w jego tors.
- Dobrze.- powiedział, ale nie uslyszałam go ponieważ odpłynełam do krainy Morfeusza.

Tylko ty i więcej nikt! Michael Clifford FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz