2.

649 45 5
                                    


- Witaj córeczko. – odrywam się od Samanty i przytulam ojca. – Wyrosłaś. – zaczyna mnie badać wzrokiem. Ta, a ty zgłupiałeś. Jeszcze tego nie widać, ale za kilka miesięcy będziemy mieli namacalny dowód. Uśmiecham się krzywo i gryzę się w język, aby nie powiedzieć tego co mam na myśli.

- Przesadzasz. – mówię i podnoszę swój plecak.

- Gdzie idziesz? – patrzy na mnie zdezorientowany. Co on myślał, że będę z nim siedzieć do wieczora i opowiadać co u mnie słychać? No chyba nie.

- Mógłby mi ktoś w końcu pokazać mój pokój? Jestem cholernie zmęczona. – marszczy brwi na mój nie do końca okrzesany język po czym każe Frankowi zaprowadzić mnie do pomieszczenia, w którym będę musiała mieszkać przez te dwa miesiące.

- Wybacz, że to mówię, ale odniosłem wrażenie, że nie lubisz pani Samanty. – szepcze Frank, gdy wchodzimy po ogromnych schodach. Skoro jest taki bogaty to mógł zrobić sobie windę.

- Szkoda, że ona tego nie widzi. – mruczę pod nosem. Idziemy powolnym krokiem przez wielki hol, po czym stajemy pod jednymi z wielu drzwi.

- Wszystkie rzeczy są już w środku. – wskazuje na drzwi. – Jakby coś, to wiesz gdzie... masz wbijać. – zaczyna chichotać, a ja robię to samo.

- Udawanie mojego akcentu ci nie wychodzi, Frank. – klepię lekko jego ramię, a on z uśmiechem na ustach odchodzi.

Powoli otwieram drzwi i wchodzę do pomieszczenia. Ojciec się postarał. Duże łóżko, jasne kolory, telewizor na ścianie, balkon i prywatna łazienka. W porównaniu do mojego małego pokoiku, który muszę dzielić z jeszcze jedną osobą z internatu to jest to pieprzony pałac, nie wspominając już, o reszcie domu. Biorę szybki prysznic, po czym przebieram się w wygodne dresy. Z niechęcią zmuszam się aby chociaż część rzeczy wypakować z walizki. Na zewnątrz robi się już szaro, a ja nie ukrywam jestem potwornie śpiąca. Kładę się na łóżku, które swoją drogą jest tak miękkie, że sprowadziłabym go sobie do Stanów, chociaż zajmowałoby pewnie połowę pokoju.

Przewracam się z boku na bok już od kilku minut, nie mogąc zasnąć. Z frustracją wstaję i kieruję się na dół. Muszę poszukać kuchni, o ile wcześniej się nie zgubię. Na moje szczęście od razu ją znajduję. Otwieram zamrażalnik i widzę kilka pudełek lodów. Wyciągam je wszystkie i ładuję sobie trochę z każdego rodzaju do miseczki.

- Typowa Amerykanka. – słyszę rechot gdy szukam jakieś polewy po szafkach. Odwracam się, a przy framudze drzwi stoi Samanta.

- Typowa Brytyjka. – fukam pod nosem na tyle cicho żeby mnie nie usłyszała.

- Dlaczego od razu poszłaś do pokoju? Ojciec był zmartwiony, że nie mógł z tobą porozmawiać. – robi mi wyrzuty, czy jak?

- Byłam zmęczona. – odpowiadam najgrzeczniej jak tylko potrafię. Najchętniej pokazałbym jej język i nadepnęła na stopę. Nie będzie mi tu prawić kazań. Poza tym jest ode mnie chyba tylko dziesięć lat starsza, więc nie wiem co ona sobie myśli.

- No tak.

- Mogę już iść? Lody mi się roztopią. – wskazuję na miseczkę.

- Oczywiście, tylko uważaj na boczki. – na jej twarzy pojawia się chytry uśmieszek.

- Coś do chuja sugerujesz? – pieprzyć wykwintność języka, mam ochotę ją teraz uderzyć. Nikt nie będzie mi wypominać wagi, szczególnie ona. Poczekamy kilka miesięcy, a sama będzie przypominała wieloryba. Szkarada.

- Juliet! Co to za słownictwo! – w drzwiach, nawet nie wiem kiedy pojawia się tata. Mam przejebane.

- Uh, dajcie mi spokój! – prycham i przechodzę obok nich aby udać się do mojego pokoju. Nie chce mi się z nimi kłócić. Zjadam szybko te już do połowy rozmrożone słodkości i ponownie kładę się do łóżka. Tak, teraz w końcu mogę zasnąć.

KEEP CALM - You're only next one  |h.s.|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz