1.

909 45 1
                                    


Droga Juliet,

Wiem, że powinienem powiedzieć Ci to wprost i przede wszystkim na żywo, ale szczerze powiedziawszy nie mam na to ani czasu ani chęci. To nie miało sensu. Byłaś ważną osobą w moim życiu, jednak, prawda jest taka że twój czas już się w nim skończył. Wybacz, ale już cię nie kocham. W sumie, nie wiem, czy to co w ogóle do ciebie czułem to była miłość. Chyba odpowiadałem Ci na „kocham Cię" mechaniczne. Takie jest życie. Ludzie się rozstają, prawda? Żegnaj.

- Pierdol się. - syczę sama do siebie, po czym ponownie wrzucam tę cholerną kartkę do plecaka i wstaję z niewygodnego fotela aby wyjść z tego samolotu. Przez te dziesięć godzin siedzenia nogi strasznie mi zdrętwiały, nie mówiąc już o bólu kręgosłupa. - Niech cały świat się pierdoli. - szepczę, gdy obok mnie przechodzi nieznośne dziecko, które cały lot albo się darło albo uznało, że zabawnie będzie kopać mój fotel. Kobieta idąca przede mną spogląda na mnie z degustowaną miną, a ja wywracam oczami. Nikt nie kazał jej mnie podsłuchiwać, przecież nie powiedziałam tego głośno. Słyszę jak burczy coś do faceta idącego obok niej o dzisiejszej niewychowanej młodzieży. No tak, bo wy starzy ponuracy byliście całkiem inni w tym wieku.

Gdy dostaję się już na lotnisku, szukam gdzieś mojego taty, którego jak zwykle nie ma. Wiedziałam, po prostu czułam to, że się spóźni. Przeklinam coś siadając obok jakiejś starszej pani na ławce.

-Zawitała Ameryka.- prycha pod nosem, po czym się podnosi i zostawia mnie samą na ławce. I dobrze, przynajmniej mam więcej miejsca. Wyciągam znowu list i po raz chyba tysięczny go czytam.

- Droga Juliet. - szydzę ze słów. Ten baran dobrze wiedział, że nienawidzę gdy ktoś mnie tak nazywa. Nawet na koniec musiał mi zrobić na złość. -To nie miało sensu... - to oczywiste, że z takim idiotą jak on to nie miało sensu. Kto normalny zrywa z kimś przez list? Jest tchórzem bojąc się powiedzieć mi to w twarz. - Nigdy mnie nie kochał... - miło. Pomyśleć, że chciałam dla niego poświęcić całe swoje życie. - Co za dupek. - fukam i słyszę czyjeś odchrząknięcie. Czy oni w ogóle nie przeklinają w tej Anglii? No co jest? Patrzę w górę, a przede mną stoi jakiś starszy facet ubrany w czarny garnitur.

- Panienka Juliet Larson?

- Y, taa. - odpowiadam lekko zmieszana. Nie znam cię facet, a więc dlaczego ty znasz mnie?

- Pan Larson kazał mi panienkę odebrać. - mówi podając mi rękę, abym wstała z ławki.

- Okej. - mówię i idę za nim z torbą na plecach, a ten... pan ciągnie moje dość spore bagaże. Pochodzimy do jakiegoś czarnego samochodu, a on otwiera mi tylnie drzwi. Szybko siadam i dziękuję mu, a ona zamyka je i wkłada do bagażnika moje walizki, po czym zasiada za kierownicą i włącza się do ruchu. Kurde, ale korek.

- Jak panience minął lot?

- Masakra. - jęczę, a on zaczyna chichotać. - Kim pan jest? - jestem naprawdę ciekawa, no bo halo. Jadę w samochodzie z nieznanym dla mnie facetem. A co jeśli to jakieś porwanie?

- Jestem pomocnikiem panienki ojca. Zawożę, przywożę, pomogę załatwić i tak dalej. - odpowiada nie spuszczając wzroku z drogi. No tak. Jak mogłam się nie domyśleć, że ojciec ma służących. Na pewno Samanta zapragnęła mieć sługę. Wielka bogaczka, kurde. Przesiadam się na środek tylnej kanapy, aby lepiej widzieć co się dzieje przed samochodem.

- Jak ma pan na imię?

- Frank. I może mi panienka mówić po imieniu.

- Um, okej. Jeśli ty przestaniesz mówić do mnie panienka. - szturcham go lekko w ramię i zaczynam się śmiać.

KEEP CALM - You're only next one  |h.s.|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz