Grudniowy śnieg sypał za oknem, malując zimne, białe krajobrazy i skutecznie zmniejszając widoczność. Jego różnorodne płatki tańczyły w kółko poruszane lodowatym wiatrem, żeby w końcu odpocząć, lądując delikatnie na jakiejś części zamku. Wspaniale ogląda się zamieć śnieżną,siedząc w ciepłym pokoju wspólnym w wigilijną noc . Byłem sam, jak zwykle. Wszyscy inni Ślizgoni pojechali do domów, by ten magiczny czas spędzić ze swoimi rodzinami, ale ja nie miałem gdzie wrócić. Nikt nigdy nie zadał sobie trudu aby sprawić, że czułbym się potrzebny. Zawsze byłem tylko obiektem drwin.
Zamknąłem oczy, wsłuchując się w daleki odgłos kolęd, prawdopodobnie dochodzący z wielkiej sali. Przygryzłem wargę. Wszyscy, którzy zostali na Święta w Hogwarcie dobrze się bawili. Wszyscy oprócz mnie.♢
-Wycierus! Wycierus! - za plecami usłyszałem tak dobrze znany mi głos. Przyspieszyłem kroku, aby dotrzeć do pokoju wspólnego Slytherinu. Nie chciałem, aby banda Gryfonów zaczęła mnie zaczepiać. Nienawidziłem ich.
- Wycierus, gdzie tak biegniesz! - poczułem jak ktoś chwyta mnie za ramię. Przygryzłem wargę. Teraz już było za późno.
Odwróciłem się, stając twarzą w twarz z Potterem. Najgorszym, najbardziej parszywym szczurem na tej ziemi. Od samego początku mnie nękał, ale to także nikogo nie obchodziło. Ja nigdy się nie liczyłem na tyle, aby ktoś przejął się moim losem.
Schyliłem się szybko, aby pozbierać książki, które upuściłem.
- Ciekawe co tam masz, Wycierus! - do moich uszu dobiegł ironiczny głos Pottera, po którym nastąpiły śmiechy. No tak, znowu robiliśmy przedstawienie na środku korytarza, a spragnieni rozrywki uczniowie nie chcieli ominąć takiego kabaretu.
Potter wyrwał mi z rąk książki popychając mnie, co spotkało się z ogólnym śmiechem.
- Popatrzmy jakie książki czyta Wycierus! - powiedział głośno Potter, szybko przeglądając okładki.
- Eliksiry, Trucizny... oo, robi się groźnie! Chociaż jestem pewien, że Wycierus nie byłby w stanie zaparzyć sobie herbaty, a co dopiero uważyć jakiegoś porządnego eliksiru.
- Oddaj to, Potter. -powiedziałem dobitnie, ale nikt nie wziął tego na poważnie.
- Glizdogon, przytrzymaj Wycierusa. Dzisiaj jest wyjątkowo nerwowy. -rzucił Potter, ale udało mi się wyrwać z uścisku Glizdogona.
- O, Wycierus, nie wiedziałem, że jesteś taki silny... może jesteś trolem? - kontynuował Potter, a ja byłem coraz bardziej wściekły. Moje ciemne oczy płonęły czystym ogniem nienawiści.
- Zamknij się, Potter. -powiedziałem z obrzydzeniem.
- Ty się zamknij! Nikogo nie obchodzi, co masz do powiedzenia. - odparł Potter z uśmiechem. - no, to kto chce zobaczyć, jak ściągam Wycierusowi gacie?!- jak zwykle, tłum przytaknął. Potter był w szkole lubiany i popularny, wszystkie dziewczyny się za nim uganiały. Uczniowie otaczali nas teraz ze wszystkich stron, więc nie miałem jak uciec. Czułem, że się rumienię.
Potter wyciągnął różdżkę i po chwili poczułem, że unoszę się w górę. Wszyscy patrzyli się na mnie i śmiali się, a ja nie mogłem na to nic poradzić.
Wkrótce Potter, za pomocą różdżki odwrócił mnie głową w dół. Szata opadła mi prawie do ramion. Zrobiło mi się słabo. Te śmiechy. Wszyscy się śmiali. Byłem pośmiewiskiem.Nianwidziłem Pottera za to, jak mnie traktował.
Nienawidziłem siebie za to, że nie umiałem mu sie postawić.
Nienawidziłem ludzi za to, że nikt, NIGDY nie próbował mi pomóc. Że zawsze akceptowali to, co robił Potter.- Przestańcie! James, przestań!- usłyszałem głos dobiegający gdzieś z tłumu. Nic nie widziałem, ale ten głos zdawał mi się znajomy.
Śmiechy ucichły, a Potter niedbale przerwał zaklęcie, zrzucając mnie na ziemię. Byłem cały czerwony ze wstydu, więc nie chcąc dłużej przebywać wśród tych ludzi, zebrałem książki i rzuciłem się biegiem przed siebie. Mijałem znajome korytarze Hogwartu, aż w końcu tłum uczniów zniknął mi z oczu. Zatrzymałem się,aby złapać oddech. Nie wiedziałem, gdzie mam iść, a nie chciałem wracać do chłodnej wieży Slytherinu. Ruszyłem więc przed siebie w stronę wieży astronomicznej, z której rozciągał się przepiękny widok na Błonia i Hogsmeade. Lubiłem tam przychodzić, bo mogłem w spokoju pomyśleć. Wspiąłem się po krętych schodach, aż w końcu moim oczom ukazał się balkon i wielki zegar z tykającymi wskazówkami. Książki niedbale położyłem na ziemi i oparłem się o kamienną barierkę. Zimny wiatr powiał prosto w moją twarz, ale teraz zupełnie mnie to nie obchodziło. Usłyszałem bicie zegara, którego donośne dźwięki leniwie rozeszły się po murach zamku. Spojrzałem na tarczę. Było kilkanaście minut po ósmej wieczór. Westchnąłem, a kilka małych płatków śniegu opadło na moje ciemne włosy i szatę.
Pośród zaśnieżonych sosen i jodeł, zobaczyłem brązową sowę, która zataczała kółka nisko na ziemią, prawdopodobnie szykując się do polowania. Westchnąłem.
Ta sowa była taka piękna.
Była wolna.
Mogła robić dosłownie wszystko, mogła polecieć wszędzie, gdzie chciała.
Bez strachu unosiła się na wysokościach, aby potem zanurkować w puszysty śnieg.-Severus.- usłyszałem za plecami ten sam znajomy głos, który wyrwał mnie z rąk Pottera. Ta osoba zwróciła się do mnie po imieniu. Nie zaczęła mnie obrażać, ani się ze mnie śmiać. Odwróciłem się na pięcie, odruchowo wyciągając różdżkę, ale zaraz ją schowałem.
Przy krętych schodach stała Lily Evans, piękna dziewczyna która od zawsze mi się podobała. Kiedyś byliśmy przyjaciółmi, ale nie rozmawialiśmy już od dłuższego czasu.
- Severus. - powtórzyła, a jej brązowo rude włosy, okalające małą twarz z pięknymi, niebieskimi oczami, mieniły się w świetle księżyca.
Schowałem różdżkę.
- Dziękuję za... no wiesz, że powiedziałaś Potterowi żeby przestał. - rzuciłem niepewnie. Nigdy nie umiałem prowadzić rozmów.
- Nie ma za co, Sev. - powiedziała, podchodząc trochę bliżej. - Potter jest głupkiem. Naprawdę nie rozumiem czemu cię tak nienawidzi, przecież ty jesteś miły. - powiedziała, nieśmiało się uśmiechając. Spojrzałem na nią lekko zaskoczony, ale poczułem przyjemne ciepło, rozchodzące się po mojej piersi.
- C - cieszę się, że tak uważasz, Lily. - powiedziałem, kątem oka spoglądając na zegarek. Za pięć minut zegar miał wybić północ.
- Chyba muszę już iść.- powiedziałem spuszczając głowę, mimo że tak naprawdę bardzo chciałem zostać. Ta cała sytuacja była po prostu niezręczna. Lily kiwnęła głową i uśmiechnęła się miło.
- Wesołych Świąt, Severusie. - dodała po chwili, machając do mnie kiedy schodziłem po krętych schodach wieży astronomicznej.
Moje kroki niosły się po skąpanym w srebrnym świetle księżyca korytarzu, kiedy szybkim krokiem zmierzałem do dormitorium. Usłyszałem nagle donośne bicie zegara.
Dzisiaj Wigilia...- pomyślałem, dopiero teraz zdając sobie z tego sprawę.
Otworzyłem masywne drzwi do dormitorium. Myślałem o tym, czego mógłbym sobie zażyczyć. Mimo że moje pragnienia nigdy się nie spełniały, chciałem spróbować. Ciche dormitorium rozświtlał blask choinkowych świczek.
- Chciałbym mieć przyjaciela. Wtedy... wtedy byłbym szczęśliwy- pomyślałem, udając się do pokoju na piętrze.
CZYTASZ
Just A Simple Wish || Snape [Zawieszone]
FanfictionPrawdziwa historia Severusa Snape'a, najodważniejszego człowieka jakiego kiedykolwiek znałeś. *Historia jest oczywiście wytworem mojej wyobraźni* All characters and everything except some story lines belongs to J.K Rowling. All right reserved.