Rozdział 5. Ponowne powitanie

227 27 3
                                    

Bardzo przyjemnie jest siedzieć w Trzech Miotłach, kiedy na zewnątrz pada śnieg, a temperatura jest zdecydowanie niższa od zera. Piwo kremowe, które zamówiliśmy z Lily cudownie nas ogrzewało. Nie byłem już tak zestresowany jak na początku. Rozmawiałem z Lily na różne tematy i przez chwilę czułem się tak, jak kiedyś, zanim jeszcze przyjechaliśmy do Hogwartu.
Nagle ciężkie drewniane drzwi się otworzyły i do środka wpadli Huncwoci głośno rozmawiając.
Przygryzłem wargę i spojrzałem na brunetkę. Ona też nie wyglądała na specjalnie zadowoloną.
- O, patrzcie kto tam siedzi! - krzyknął James, podchodząc do naszego stolika. Zacisnąłem dłoń w pięść, starając się zachować kamienny wyraz twarzy.
- Spadaj stąd, Potter. - wycedziłem przez zęby.
- I tak nikt się ciebie nie boi, Wycierusie. - odparł Potter z pogardą.
- Nie nazywaj go tak, James.- powiedziała nagle Lily. - Nie uważaj się za lepszego od innych, bo wcale taki nie jesteś!
- Evans ma rację, wyluzuj trochę... - powiedział cicho jeden z Huncwotów, Remus Lupin.
Potter wyglądał na lekko speszonego.
- Evans, ty chyba go nie lubisz? Przecież Wyc- Snape jest żałosny. - rzucił Potter, uśmiechając się szelmowsko do dziewczyny, która tylko wywróciła oczami.
- Chodź stąd, Sev. - powiedziała od niechcenia. Wstałem od stołu, rzucając brunetowi złośliwe spojrzenie.
- Rogaczu, zamówmy w końcu kremowe piwo. - powiedział Syriusz, ciągnąc Pottera w stronę baru.
Czułem, że kiedy wraz z Lily wychodziłem z Trzech Mioteł, Gryfon uważnie wodził za nami wzrokiem.
- Dzięki.... znowu. - powiedziałem do Lily, kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz. - przepraszam, że zawsze... no wiesz... że zawsze tak wychodzi.
- Naprawdę nic się nie stało, Sev. James mnie denerwuje tą swoją nonszalancją. Jest chamski i arogancki.
Kiwnąłem głową. Nigdy go nie lubiłem.
- Żałuję tylko, że musieli nam przeszkodzić... gdzie teraz idziemy? - kontynuowała Lily.
- Nie wiem. - rzuciłem, rozglądając się w okół. Czułem, że ktoś mnie obserwuje, ale nikogo nie widziałem.
Lily najwyraźniej zauważyła moje obawy.
- O co chodzi, Sev? - spytała, odwracając głowę.
Wzruszyłem ramionami.
- N-nic. Wydawało mi się, że ktoś nas obserwuje.
- Zdawało ci się.- stwierdziła miło Lily - może pójdziemy do sklepu Zonka?
- Pewnie. - sklep Zonka był naprawdę świetnym miejscem i szczerze powiem, że nie wyobrażam sobie wizyty w Hogsmeade bez pobawienia się magicznymi przedmiotami i kupna jakichś zabawek do wykonywania śmiesznych sztuczek.
Sklep Zonka znajdował się po drugiej stronie Hogsmeade, czyli jakieś 20 minut drogi od Trzech Mioteł.
Podczas marszu, Lily opowiadała o tym, jak u niej w domu spędza się święta, a ja uważnie słuchałem, raz na czas zadając jej jakieś pytanie.
Wkrótce znaleźliśmy się w magicznym sklepie Zonka, który, nawet w czarodziejskim świecie był cudowną odskocznią od rzeczywistości.
Ciepłe, wysokie pomieszczenie było wypełnione najróżniejszymi latającymi przedmiotami, które czasem goniły klientów, albo z nich żartowały, ale tutaj najwyraźniej nikomu to nie przeszkadzało.
Błyszczące znicze, które znikały, kiedy ktoś się w nie wpatrywał śmigały tuż koło latających miniaturek popularnych graczy Quidditcha. Trochę wyżej, unosiły się czerwone serduszka o przyjemnej woni, które wysyłało się do nielubianej osoby, aby ją spławić- po dotknięciu go, serduszko zaczynało żartować, aż w końcu wybuchało obryzgując wszystko do okoła czerwoną farbą.
U Zonka było naprawdę wszystko, czego potrzebowali uczniowie, aby uniknąć nudnych lekcji, albo pobawić się trochę swoim kosztem. Pióra, które pod wpływem dotyku wypisywały obraźliwe rzeczy, różdżki, z których końca wystrzeliwały różnokolorowe serpentyny, mapy, prowadzące do nikąd, napoje powodujące chwilowe wymioty... nic dziwnego, że był to ulubiony sklep uczniów Hogwartu.
Lily zatrzymała się koło unoszący się serc, które od razu ją otoczyły.
- Chcesz to kupić? - spytałem z lekkim niesmakiem, bo nie jestem wielkim fanem tego typu rzeczy. Dziewczyna kiwnęła głową.
- James od dłuższego czasu mi się przygląda. - powiedział, wskazując głową na Pottera, stojącego po drugiej stronie sklepu. - i tak jest coraz częściej. Chcę go spławić. - uśmiechnęła się szeroko, a w jej oczach dostrzegłem błysk. Podobało mi się to.
Kiedy dziewczyna zapłaciła za kilka sztuk serduszek, udaliśmy się w stronę głównego placu miasteczka, gdzie mieliśmy się spotkać z resztą, aby wrócić do Hogwartu.
Kilka sekund po ostatnim biciu dzwona, na ośnieżonym placu zjawili się profesorowie, którzy wyglądali, jakby spędzili naprawdę dobry czas.
- Uczniowie! Proszę ustawić się dwójkami! Uczniowie! - przez szmer rozmów przedarł się donośny głos profesora Dumbledore'a.
Ja i Lily posłusznie wykonaliśmy polecenie, ale inni najwyraźniej mieli z tym problem. Dopiero po paru minutach profesorom udało się zdyscyplinować uczniów.
Rozglądnąłem się w około.
Huncwotów nie było.
Uśmiechnąłem się lekko, bo wiedziałem, że przez to, że nie wrócili do zamku wraz ze wszystkimi będą mieć problemy.
To cudowne uczucie wiedzieć, że ktoś inny popełnia błędy.
Po powrocie do szkoły,ja i Lily rozdzieliliśmy się. Ona poszła w stronę wieży Gryffindoru, a ja udałem się w stronę korytarza na pierwszym piętrze. Kilka razy przechadzałem się wzdłuż niego, z całej siły pragnąc spotkać się z Tomem. Jeszcze chyba nigdy nie skupiłem się na niczym na tak długo i jeszcze nigdy na niczym tak bardzo mi nie zależało. No, może z wyjątkiem Lily...
W końcu za plecami usłyszałem znajomy metaliczny dźwięk. Odwróciłem się, a na ścianie, na której przed chwilą nic nie było, teraz wyrosły bogato zdobione, metalowe drzwi. Uśmiechnąłem się szeroko, naciskając klamkę.
Uderzyło we mnie przyjemne ciepło i zapach kremowego piwa.
- Witaj ponownie, Severusie. Czekałem na ciebie. - usłyszałem w rogu tak dobrze znany mi głos.

Just A Simple Wish || Snape [Zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz