Rozdział 20. Powrót

139 19 2
                                    

Sporo czasu zajęło mi dojście do siebie. A przynajmniej częściowe, bo wiedziałem, że ból po stracie Lily będzie mnie prześladował do końca życia. Zawsze będę się winił za to, że przybyłem tak późno. Że nie zdołałem jej uratować.
Wciąż trzymając dziewczynę w ramionach i gładząc jej delikatne włosy, rozejrzałem się po pokoju. Nieopodal leżał Potter. Także martwy.
Jednak coś, co zobaczyłem w głębi pokoju wprawiło mnie w prawdziwe zdumienie. W prostym, drewnianym łóżeczku, leżał mały chłopiec.
Pomimo że nie płakał i nie wydawał z siebie żadnego dźwięku, wiedziałem, że żyje.
Delikatnie, drżącymi ramionami położyłem Lily na podłodze i podszedłem do łóżeczka.
To był właśnie młody Potter, którego dotyczyła przepowiednia.
Ale... skoro Voldemort tu był... czemu mały nie zginął? Nie miał pojęcia o magii i Avada Kedavra powinno go wykończyć. A jednak był tutaj. Z rzadkimi, brązowymi włosami, które sterczały na wszystkie strony i oczami... oczami takimi, jak miała Lily.
Jedyną rzeczą która mogłaby uchodzić za dowód, że znalazł się tutaj, pośród złowieszczych zaklęć Voldemorta, które powinny go zabić, była mała, dość niezwykła, blizna na czole w kształcie błyskawicy. Przez chwilę przyglądałem się chłopcu, który nie mógł przecież mieć pojęcia, co się właśnie stało. Nie wiedział, że jego rodzice zostali brutalnie zamordowani, że został sam.
Na mój widok dziecko wyciągnęło rączki i posłało mi niewinny uśmiech. Ten uśmiech złamał mi serce.
Po raz kolejny tego dnia łzy zebrały mi się w oczach. On nie wiedział. Nie powinien się uśmiechać, nie teraz.

Nie mogłem zostawić Harry'ego na pastwę losu w zniszczonym domu. Nie mogłem pozwolić, aby ktoś jeszcze przeze mnie zginął, a taki byłby los chłopca, gdybym go nie wziął.
Musiałem zapewnić mu dom.
Moje myśli szybko przebiegły poprzez wszystkich ludzi na świecie. Ja nie miałem domu. Nie miałem gdzie wracać,szczególnie po tym, jak potraktował mnie Voldemort.
Pierwszą i jedyną osobą, o jakiej pomyślałem, że byłaby mi w stanie pomóc, był Albus Dumbledore.
Zacisnąłem zęby, zastanawiając się, co powie na mój widok.
Z lekką odrazą wziąłem na ręce Harry'ego. W końcu był synem mojego wroga.
Nie byłem pewny, czy tak małe dziecko może sie teleportować, a wolałem nie ryzykować jego zdrowia.
Wyszedłem przed dom Potterów i cicho zawołałem Błędnego Rycerza. W obecnym stanie nie mogłem zdobyć się na nic innego.
Nie miałem siły rozmawiać kierowcami autobusu, a oni widząc mój kiepski nastrój, także przestali mnie zaczepiać. Co prawda trochę dziwnie patrzyli się na zawiątko z Harrym, które niosłem w ramionach, ale chyba nie śmieli się o nic pytać.
J

edyną interakcją, na jaką się zdobyłem było warknięcie "Hogwart". Autobus natychmiast ruszył we wskazanym przeze mnie kierunku. Nie było dużo osób, więc miałem nadzieję, że dotrę do zamku w miarę szybko. Nigdy nie potrafiłem opiekować się dziećmi i czułem się niezręcznie z synem wroga w ramionach.
Widoki za szybami zmieniały się wyjątkowo szybko. Mniej więcej w czasie, kiedy autobus mknął przez zakorkowane centrum Londynu, zaczął padać rzęsisty deszcz. Jeszcze bardziej spochmurniałem, ale moje myśli wciąż błądziły bardzo daleko.
Ukradkiem spojrzałem na Pottera. Miał zamknięte oczy i lekko otwarte usta. Zasnął, na całe szczęście. Zacisnąłem zęby starając się nie myśleć o tym, jak nieszczęśliwy będzie za kilka lat, kiedy zrozumie jak stracił rodziców... Chociaż z drugiej strony... Czy James Potter kiedykolwiek zasłużył na życie, jakie wiódł?
- Przystanek Hogsmeadeeee! - usłyszałem piskliwy głos kierowcy, który przyszedł do mnie - dalej cię nie zawiedziemy kolego. Do Hogwartu będziesz musiał dojść sam. - powiedział, posyłając mi szeroki uśmiech.  Odburknąłem coś i szybko wyszedłem z pojazdu, który prawie natychmiast wyjechał w dalszą trasę. Wioska Czarodziejów, w której się znalazłem rozbudziła we mnie wspomnienia sprzed kilku lat. Idąc jej ulicami w stronę zamku przypominałem sobie, jak kiedyś z Lily odwiedziłem miodowe królestwo, sklep Zonka. Wspomnienia przyszły same i natychmiast spowodowały pojawienie się łez w moich oczach. Moje serce znowu przeszył okrutny ból, ale na szczęście szybko się skończył.
Teraz, po tym co zobaczyłem, nie mogłem myśleć o Lily. Nie byłem w stanie tego znieść.
Coś, co kiedyś sprawiało mi radość, teraz zamieniło się w ból, który wciąż mnie zabijał.
Zza wieczornych chmur wyłonił się okazały zamek, siedziba Szkoły Magii i Czarodziejstwa.
Wspomnienia. Znowu.
Ruszyłem przed siebie, starając się nie myśleć nad wszystkimi dobrymi i złymi rzeczami, które mi się tu przytrafiły. Pomimo wszystko, czułem się, jakbym wracał do domu.
Hogwart był jedynym miejscem w którym ostatecznie odnalazłem spokój i ludzi z takimi samymi zdolnościami jak moje. Gdyby nie Potter i jego paczka, pobyt w tym miejscu mógłby być cudownym doświadczeniem.
Znowu spojrzałem na małego Harry'ego,  który smacznie spał w moich ramionach.
- Potter... -  powiedziałem z goryczą, unosząc kącik ust.

Just A Simple Wish || Snape [Zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz