Walentynki

2K 103 29
                                    

"14 lutego to Dzień Świętego Walentego" tak brzmiały nagłówki w prawie... nie... w każdej gazecie a nawet w telewizji. Wszędzie można było zobaczyć serduszka, lizaki, misie, cukierki i inne duperele, które zachęcały aby człowiek kupił coś swojej walentynce. No bez przesady. Wiele mężczyzn kochało w tym dniu to że mogą sobie bezkarnie pobzykać naiwne dziewczyny.

Nawet na Facebooku nie mogło być spokojnie. Co chwilę ktoś ze znajomych chwalił się jakie to ma super " walę (w) tynki". Elka chwaliła się bukietem od Rodericha, Toris wstawił zdjęcie dużej poduchy, na której widniało ich zdjęcie, Antonio napisał post że jest w Wenecji razem z Lovino. Z kolei Francis pochwalił się swoimi planami co do Arthura. Niestety one są niecenzuralne więc nie podzielę się z wami... Chociaż... Jednak nie. Pewnie mój brat właśnie teraz obracał w swoim pokoju jakąś panienkę.

Popatrzyłem na zegarek. Dochodziła dziewiąta. Co prawda miałem wrócić dopiero jutro ale delegacja skończyła się dużo wcześniej. Otworzyłem drzwi do naszego domu, poczym udałem się do kuchnii, uprzednio zamykając wrota. Położyłem laptopa na kuchennym stole. Pierwszym co chciałem zrobić po powrocie to napić się kawy. Już po chwili siedziałem przed uruchomionym komputerem popijając gorącą kawę. W domu na pierwszy rzut oka panował porządek. Ja jednak wiedziałem że tak nie jest. Wystarczył mi jeden rzut oka na salon. Dwia kieliszki po winie, pogniecione poduszki na kanapie, świadczące że to tu zaczęła się gra wstępna. Różowy krawat leżał samotnie na kanapie. Czyżby mój brat ubrał coś różowego? Co te dziewczyny potrafią zrobić z mężczyznami. Chwilę po odkryciu różowej części garderoby, usłyszałem głośnie jęki dochodzące z góry. Wzruszyłem tylko ramionami logując się na fb. Odziwo miałem tam wiadomość od niejakiego Felicjano. Życzył mi udanych walentynek, zapraszając mnie jednocześnie do baru aby się napić. W gruncie rzeczy co szkodziło mi się zabawić. Tym bardziej, że nie chciałem słuchać wszystkich jęków tej laski. Decyzja zapadła.

Wkrótce stałem przed lustrem w holu, sprawdzając jak wyglądam. Jęki z góry dawno ucichły. Teraz usłyszałem śmiech i kroki na schodach.

-Mam nadzieję, że młody nas nie przyłapie.

-Był by totalny przypał.- zawtórował mu chłopiency głos.

Podszedłem w stronę schodów, przeżywając tym samym szok. Z góry wraz z Gilbertem ubranym tylko w swoje bokserki z żółtymi Gilbirdami, schodził Feliks ubrany w czarną koszulkę mojego brata. Co chwila przystając na stopniach i darząc się namiętnymi pocałunkami. Widziałem ten błysk w oczach ich obu.

-Czy ja o czymś nie wiem?- zapytałem.

Blondyn stanął na baczność w ramionach czerwonookiego.

-Eeee West? Co tu tutaj robisz?- zapytał mój brat, odruchowo stając przed Feliksem.

-Mieszkam.

-Wiesz, że nie oto mi chodzi.

-Konferencja skończyła się wcześniej bo Vash chciał spędzić ten dzień umysłowo chorych z Lili.

-Długo już tu jesteś?

-Za długo.

Feliks poczerwieniał jak dorodna piwonia.

-Czyli że....

-Tak słyszałem was. Wiesz Gilbert myślałem że jesteś hetero.-pokręciłem głową. Nigdy bym nie pomyślał że mój brat, który niby nienawidzi Feliksa będzie obracał go w swoim łóżku i po tym wszystkim blondyn będzie zadowolony.

-No cóż, nigdy nie pytałeś o moją orientację. A po drugie jak miałem się mu oprzeć.- powiedział z lekkim uśmiechem.

-Nawet ty? Ten który nie lubi tego święta?

-Nie lubiłem. Jednak wszystko się zmieniło.

-Ale jak wy? Przecież jedno nie znosi drugiego.

- Sami nie wiemy. Po prostu. Generalnie wydaje mi się, że czuliśmy coś do siebie już totalnie od dawna. Jednak niedawno uświadomiliśmy sobie co to jest.- odezwał się nieśmiało Feliks.

Nagle wszystko stało się jasne. Gilbert, który stroił się gdy miał wyjść na miasto niby z kumplami. Gilbert wiecznie nucący pod nosem jakieś piosenki o miłości. Gilbert nie wracający nieraz na noc. Aż w końcu Gilbert dziwnie podniecony Walentynkami.

-Jak mogłem tego nie zauważyć.- szepnąłem sam do siebie.

-West! Nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli my no wiesz...

-Może wkońcu Feliks nad tobą zapanuje.

-On już panuje.

-Dobra, dzieciaki. Ja musze lecieć.- zabrałem komórkę, portfel oraz klucze.

-Czyżbyś miał...

-Nein, to spotkanie z kumplem.

-Ta jasne.- powiedzieli jednocześnie

- U nas też tak to się zaczęło.- odparł zielonooki.

-Gadaj kto to?

-Eh nie dacie mi spokoju no nie?- oboje pokręcili przecząco głową.- Felicjano.

Blondyn zaklaskał w ręcę.

-Generalnie jak go skrzywdzisz to Warszawa stanie się Twoją stolicą. On totalnie się w tobie zakochał.

Zatkało mnie. Stałem tak jeszcze parę sekund, poczym wyszedłem do baru.

I wiecie co? Wcale tego nie żałuję. Już od dwóch lat jesteśmy razem, tworząc szczęśliwą parę. Od niedawna mieszkamy razem w moim mieszkaniu. Gilbert dwa miesiące po pamiętnych walentynkach przeprowadził się do Feliksa, zostawiając mi mieszkanie. Mój brat jest w szczęśliwym związku. On nawet oświadczył się Felkowi rok później. Teraz planują ślub, na którym ja mam być świadkiem. Czy życie nie jest przewrotne? Kiedyś obydwoje niecierpieliśmy tego święta. Teraz jednak ani ja ani mój brat nie zamienilibyśmy go na żadne inne.


Hetalia oneshot yaoiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz