#28

4.5K 318 9
                                    

>Oczami Bena<

Siedziałem przy niej całymi dniami i nocami. Mówiłem do niej. Ale ona jak odleciała do swojego świata, tak chyba nie miała zamiaru wrócić. Za każdym razem kiedy mówiłem że ją kocham, a ona nie odpowiadała, ból rósł we mnie. Nie dla tego, że mi nie odpowiadała, tylko dla tego że lekarze nie dawali jej dużych szans na przeżycie, i bałem się że już nigdy nie usłyszy tego, nigdy ie spojrzy mi się w oczy, nigdy nie poczuje już jej ust, ani dotyku...

> Tydzień później <

Wracałem ze stołówki, i po drodze do sali w której leżała mała zaszedłem do Bryana, który już był w pełni przytomny.

- Hej stary. Jak się czujesz?
Zapytałem podchodząc do niego. Bryan oparł się rękoma o łóżko i podniósł do pozycji siedzącej.
- Może być, już trochę lepiej, tylko jeszcze żebra mnie bolą. A co z Amandą?
Zapytał. Z mojej twarzy znikł uśmiech, a pojawił się grymas.
- Jeszcze się nie wybudziła?
Zapytał Bryan trochę zawiedzionym głosem. Pokręciłem powoli głową, po czym przeczesałem włosy dłonią.
- A co mówią lekarze?
- Nie dają jej dużych szans.
Odpowiedziałem czując jak pod moimi powiekami zbierają się słone krople. Wstałem szybko z łóżka, zaciskając pięści.
- Ale będzie dobrze. Amanda jest silna.
Powiedziałem szybko, chodź trochę nie pewnie.

Pożegnałem się z Bryanem i poszedłem do mamy małej.
- Pamiętasz o dzisiejszym spotkaniu w sądzie?
Zapytała kobieta gdy tylko mnie ujrzała.
- Cholera..
Prychnąłem zirytowany. Kobieta podeszła bliżej mnie i zaczęła głaskać po ramieniu.
- Bedzie dobrze, wygramy tą sprawę, a ten chuligan zapłaci za to co zrobił. Ma już ponad osiemnaście lat, więc będzie odpowiadał jak dorosły.
Powiedziała, co mnie trochę uspokoiło. Pokiwałem głową i poszedłem po swoją kurtkę do sali Amandy.

Jej twarz była blada, a usta trochę sine. Była piękna jak zawsze. O jej rytmie serca przypominała pukająca maszyna, do której była przypięta. Wydaje się być dobrze.

Wyszedłem i zabrałem się z mamą małej do auta.



Stojąc pod miejscem w którym miała się odbyć rozprawa, czułem jak mój żołądek reaguje na stres który teraz czułem. Czekając na adwokata chodziłem w kółko zamyślony. Musi się udać. Powtarzałem se te słowa setki razy.

- Zapraszam.
Głos adwokata wybił mnie z moich myśli. Mężczyzna ubrany w garnitur pokazał ręką na sale. Serce zaczęło mi szybciej bić. Weszliśmy do środka. Panowała tu napięta atmosfera. Usiedliśmy na przeciwko Lucasa i jego adwokata. Teraz czekały nas dwie rozprawy. Sprawa z Amandą, o którą oskarżony był Lucas, i pobicie, o które byłem oskarżony ja.

***


Rozprawa dobiegła końca. Mimo iż wygrałem obydwie sprawy, to nadal czułem się zestresowany.

Wracając z mamą małej zajechaliśmy do sklepu po coś do jedzenia, a ja przy okazji kupiłem czerwone róże, które miałem zamiar postawić w sali Amandy.

- Jak się obudzi, to się ucieszy.

Powiedziała kobieta z szerokim uśmiechem na ustach, tak jak by była pewna tego co mówi. Zastanawiało mnie jedno, jak ona sobie z tym wszystkim radzi. Nie wytrzymałem i zapytałem tylko gdy weszliśmy do auta.

- Dany... Kochałam go kiedyś, ale on się zmienił. Oddaliliśmy się od siebie, a wraz z tym nasze uczucia. Co prawda nadal go kocham, ale już nie w ten sam sposób. Czy to przeżywam? Nawet nie wiesz jak. Ale musze być silna. Silna dla Bryana i Amandy.

Powiedziała kobieta, a w jej oczach pojawiły sie iskierki smutku, wraz z czym jej szeroki uśmiech zniknął.

- A co z Amandą?..
Zapytałem trochę nie pewnie, nie wiedząc jak kobieta zareaguje.
- Nadzieja..
Powiedziała posyłając mi ciepły uśmiech. Nie odezwałem się ani słowem. Cieżko westchnąłem po czym ruszyliśmy z powrotem do szpitala.

Weszliśmy do środka, kobieta poszła zanieść Bryanowi jedzenie, a ja popędziłem zobaczyć jak się czuje Amanda, i przy tym samym zanieść jej kwiaty.

Wchodząc do sali zauważyłem lekarza robiącego coś przy maszynie.
- Co pan robi?
Zapytałem trochę zirytowany sytuacją. Lekarz odwrócił się w moją stronę i powiedział.
- Odłączamy Amandę.

Just Friends©Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz