Nie mam planów na dzisiejszy dzień.Niedziele zwykle są do bani. Kyle wyszła dwadzieścia minut temu,musi zająć się swoją młodszą siostrą - Stellą. Pomimo tego,że zazdroszczę jej rodzeństwa, dzisiaj patrzyłam na nią ze współczuciem.
Kładę się wygodnie na kanapie, włączam telewizor i jem śniadanie.Staram się odżywiać całkiem zdrowo.Przynajmniej kiedy mam na to czas.Dzisiaj przygotowałam sobie musli - z jogurtem naturalnym i kawałkami owoców.
Słyszę kroki na schodach i ciche podśpiewywanie "Adele-Hello", od razu wiem że to mama.
-Hej słoneczko, jakieś plany na dziś? Wychodzisz z Joshem? - pyta uśmiechając się
-My...to znaczy, dzisiaj chyba ... nigd - mama nie pozwala mi dokończyć.
-Aaaa no tak, przepraszam Cię.Zupełnie zapomniałam!To dzisiaj mieliście jechać na ten koncert - śmieje się.
-Koncert? - i nagle sobie przypominam - nie idziemy,rozstaliśmy się - odpowiadam jak gdyby nigdy nic i idę do swojego pokoju.Biorę kalendarz w ręce - 25 marzec. Koncert, dzisiaj jest ten koncert.Planowaliśmy to od miesiąca.Wyciągam z szafki dwa bilety i drę je na jak najmniejsze kawałeczki.
Nie wytrzymam tu nawet chwili dużej, nie wytrzymam sama.Muszę gdzieś wyjść, coś zrobić.Cokolwiek...przestać myśleć.
Zbiegam na dół, zakładam buty i krzyczę do mamy że wychodzę.Mam ochotę pobiegać.Słuchawki na uszy i świat przestaje istnieć.Cały czas zastanawiam się jak to jest możliwe.Wszystko tak łatwo może się posypać.Bez naszego udziału.Zupełnie jakby nas nie dotyczyło,jakby to była oddzielna część nas, a nie rzecz bez której nie przetrwamy kolejnego dnia.
Biegam już około dwóch godzin, zrobiłam sobie krótką przerwę i postanawiam w końcu wrócić do domu.Czuję ,że zaraz padnę.Nie pamiętam kiedy ostatnio dałam sobie taki wycisk.
Jakieś dziesięć metrów przed sobą dostrzegam brązową czuprynę.Kurwa.Nie pomyliłabym jej nigdzie - Josh.Serce robi koziołka, kiedy po krótkiej chwili dostrzegam blond włosy.A więc to ona.
Nastya nie zapominaj o oddychaniu.
Całują się i do jasnej cholery, mam ochotę zwymiotować ,albo ich zwyzywać.
Nie robię jednak żadnej z tych rzeczy,zamiast tego biegnę przed siebie i mijam ich z podniesioną głową.Nie wygrał.Nie tym razem.Nieważne że zatrzymuję się dziesięć minut później, bo przez łzy rozmazuje mi się droga, nieważne, że leżę na trawie, nie potrafiąc dość do siebie.To nie ma znaczenia, to wszystko się zmieni.
Wracam do domu i od razu wchodzę pod prysznic.Stoję tam tak długo,aż kończy się ciepła woda.Zakładam koszulkę i idę spać.Śnię o zielonych oczach, blond włosach i lodach.
Tak mija mi dzień drugi po rozstaniu.
CZYTASZ
Fuck that
Teen FictionTo historia o tym jak idealna może wydawać się zupełnie nieidealna miłość, z pełną gamą rezerw i niedopowiedzeń.