- Młoda damo, pan Leto zaprosił mnie i - głębszy oddech - ciebie, na kolację w jego domu. Dołożę wszelkich starań, żebyś nie narobiła mi wstydu i zaprezentowała się w odpowiednim guście. Nie, żadnego sprzeciwu!
W ten sposób zapowiedziano spędzenie piątkowego wieczoru i nikt nie miał absolutnie nic do powiedzenia, a nawet gdyby miał, to Cameron i tak nie wzięłaby tego pod uwagę, bo to nie byle jakie wyjście, a kolacja u mężczyzny, który w prawdzie kompletnie zawrócił jej w głowie i była gotowa zrobić dla niego wszystko, wystarczyło, żeby skinął palcem. Znów czuła się jak nastolatka, jakby ktoś odjął z jej wieku przynajmniej dwadzieścia lat i przez to była niezmiernie wdzięczna swojemu ukochanemu, martwiąc się, że jedyną przeszkodzą na ich drodze do szczęścia może okazać się Sky, bo życie miłosne "nastolatki duchem" i wychowywanie nastolatki nie idą w parze...
Sky bardzo niechętnie przystała na decyzję matki i przez pierwszy sekundy po zostaniu uświadomioną miała ochotę sprzeciwić się i postawić na swoim, ale przejaw jej dawnego "ja" znikł bardzo szybko i jedyne na co się zdobyła to skinienie głową i ukradkowe przewrócenie oczu. Jakie złośliwe zrządzenie losu, że akurat kiedy M wróciła do miasta, ona musi spędzać czas na jakiś bzdetach, zamiast nawiązywać próby kontaktu i starać się wrócić do łask swojej byłej przyjaciółki. W zasadzie dla Sky nigdy nie stała się "byłą" przyjaciółką, po prostu przez rok nie miały żadnego kontaktu i nie spodziewała się, że jeszcze będzie miała okazję z nią porozmawiać.
W Constance Billard wszystko wyglądało tak jak zawsze, szeregi identycznie ubranych chłopów i dziewcząt - granatowe spódniczki i eleganckie spodnie, czerwone krawaty i podkolanówki. Na żadnej z lekcji Ferri nie mogła skupić się na tyle intensywnie, żeby z którychkolwiek zajęć wynieść skrawek wiedzy. Nawet na ulubionym angielskim przez całe czterdzieści pięć minut stukała paznokciami o blat, gryzła końcówkę długopisu i przebierała niespokojnie nogami, co chwila sprawdzając czas na zegarze nad tablicą. Jako, że mało kto zwracał na nią uwagę, żaden z uczniów nie zauważył jej dziwnego zachowania i robili dokładnie to, co każdego dnia - jedni słuchali pilnie każdego słowa nauczycielki, inni po kryjomu rozmawiał, a jeszcze inne chowały się za torebkami i w tajemnicy pisały esemesy, chichocząc za każdym razem, kiedy zapomniały wyciszyć głos i w klasie rozlegał się charakterystyczny brzdęk.
- Sky, prosiłabym, żebyś została po lekcjach.
Niedługo później wszyscy opuścili salę w wesołych nastrojach, tym samym kończąc dzisiejsze zajęcia lekcyjne. Panna Jolie cierpliwie poczekała, aż cała zgraja wygramoli się z pomieszczenia i zamknęła za nimi drzwi, wróciwszy do swojego biurka, przy którym stała jej uczennica ze spuszczoną głową i wzrokiem wbitym w podłogę. Po raz pierwszy od roku została zatrzymana po lekcjach, nie zdarzyło jej się to ani razu, odkąd M zniknęła z jej życia. Modliła się w duchu, żeby nie dostać żadnej uwagi, bo wtedy matka rozszarpie ją na strzępy i resztki rzuci na pożarcie rekinom. Z nerwów wbiła zdarte paznokcie w wewnętrzną część dłoni i pokornie czekała.
- Kochanie, nie chce cie ukarać, spokojnie - oznajmiła nauczycielka, kładąc dłoń na mizernym ramieniu nastolatki. W jej niebieskich oczach malował się spokój i prawdziwe ciepło, pełne usta ułożyła w serdecznym uśmiechu i przypominała wyobrażenie każdego dziecka o idealnej cioci. - Chce tylko porozmawiać. Wszystko z tobą w porządku? Przez całą lekcję zachowywałaś się dziwnie, zwykłaś być taka cicha i niespieszna.
- Wszystko w porządku, przepraszam za swoje zachowanie, panno Jolie. A teraz, mogę już iść?
Większość kobiet szykuje się w przeciągu godziny - dwóch, ale na pewno nie Cameron. Z jej podejściem perfekcjonistki wszystko powinno być dopięte na ostatni guzik, jak jej ulubiona beżowa koszula, którą wkłada na specjalne okazje i zdarzało się jej, że po kilku lampakach wina rozpinała guzik na kołnierzu. W każdym razie sam makijaż, czyli powieki pod kolor piaskowej, ołówkowej spódnicy, dokładnie wytuszowane rzęsy, wyrysowane brwi i usta pokryte brzoskwiniową pomadką, zajął jej około dwóch godzin, a dobór dodatków i biżuterii kolejne pół. Prawdziwym wyzwaniem było stworzenie idealnej fryzury, która nie dość, że prezentować będzie się cudownie, to i wytrzyma wszelkie warunki pogodowe - Cameron brała pod uwagę różne scenariusze, a przezorny zawsze ubezpieczony. Po godzinie wyklinania i ślęczenia przed lustrem wreszcie odetchnęła z dumą, po raz ostatni zerkając na doskonale uformowanego koka i z uśmiechem stwierdziła, że żaden włosek nie ma prawa wydostać się spod uczesania. Skoro zużyła ponad połowę lakieru i pianki, to nie, ależ skąd.
Na całe szczęście Sky nie odziedziczyła tego po matce - albo była na to za młoda - i jej przygotowania zajęły znacznie mniej czasu. Kiedy Cameron latała w te i wewte nie mogąc dobrze umalować rzęs, jej córka wylegiwała się na kanapie i ze znudzeniem wlepiała wzrok w telewizor, gdzie puszczano właśnie "Toy story", co w ogóle nie było w jej guście, a mimo to, i tak znała każdą scenę na pamięć.
Dopiero matka musiała wygonić ją z kanapy i zmusić do przebrania się w "coś ładnego". Po drodze do swojego pokoju zabrała z kuchni kilka lizaków, bo Cameron i tak była zbyt zajęta przygotowaniami, żeby zwrócić jej uwagę. Trzydzieści minut później zeszła na dół gotowa, w czarnej plisowanej spódniczce naciągniętej na talię, która ledwie zakrywała co trzeba; białej, cieniutkiej koszulce wetkniętej pod miniówkę i śnieżnobiałych skarpetkach naciągniętych za kostkę, co zabawnie kolidowało z eleganckimi, lakierkowymi mokasynami. Gęstwinę włosów zebrała w dwa warkoczyki, a usta pokryła - ukochaną - czerwoną szminką. Przynajmniej w tej kwestii Cameron była zgoda z podopieczną - pasował jej sposób, w jaki córka wyglądała, bo dziewczęcy i niewinny ubiór świadczył - w jej przekonaniu - o czystości i dobrym wychowaniu.
- Pamiętaj o kulturze i zachowaniu przy stole. Łokcie na zewnątrz, kolana przy sobie, plecy wyprostowane. Najlepiej, żebyś niewiele mówiła. Całe szczęście i tak niewiele gadasz i niech tak zostanie, kochanie. - pouczyła córkę przed wyjściem z domu i uszczypnęła jej policzki.
Apartament pana Leto znajdował się w uroczej dzielnicy Los Angeles; wysoki budynek mieścił dwadzieścia siedem pięter, w tym jego na czternastym. Eleganckie wnętrze z kremowymi ścianami i lobby zaraz przy wejściu: czarnoskóry mężczyzna uśmiechnął się przemiłe do obydwu pań i wskazał na nowoczesną windę w rogu sali, która w ekspresowym tempie zawiozła je na wskazane piętro, damski głos w kamerze życzył miłego dnia. Szerokie drzwi od "czternastki" stały otworem, Cameron jako pierwsza weszła do środka i dopiero wtedy zastukała w drewnianą powierzchnię.
- Kochanie, to ja! Już jesteśmy!
Na końcu korytarza pojawiła się postać szczupłego mężczyzny w czarnym garniturze i piekielnie czerwonym krawacie. Zapraszającym gestem wskazał swoim gościom, żeby przeszły w te stronę i oddały mu płaszcze. W środowisku takim jak to, Sky czuła się skrępowana na tyle mocno, że za każdym razem, kiedy napotykała jego wzrok, peszyła się momentalnie i drgnieniem karku zarzucała grzywkę na twarz. Czuła się obserwowana, jakby każdy jej ruch był dokładnie lustrowany - co miało wiele wspólnego z prawdą, bo błękitne tęczówki uważnie śledziły każdy jej ruch, ułożenie dłoni czy drobne ruchy kolan.
- Miło mi gościć dwie tak piękne kobiety, usiądźcie - oznajmił władczym tonem, a na twarzy pokrytej kilkudniowym zarostem pojawił się przebiegły, acz sympatyczny uśmiech. W salonie, oddzielonym od kuchni barkiem, zajęli miejsca przy prostokątnym, wysokim stole z mnóstwem jedzenia i napojów. Sky poczuła przyjemnie ukłucie w żołądku na widok czekoladowego ciasta i jabłkowego soku, dzięki czemu poczuła się odrobinę swobodniej i z niecierpliwoscią oczekiwała na deser.
- Och, Jared, to mieszkanie jest takie piękne - wyśpiewała Cameron, z uwielbieniem rozglądając się dookoła. Radość biła od niej na odległość, a kiedy wzrokiem napotykała jego przystojną twarz: momentalnie miękły jej nogi i poliki pokrywały się czerwienią. - Pamiętasz moją córkę? Przedstawiłam ci ją przeszło dwa tygodnie temu...
- Oczywiście - skinął głową, a w jego oczach pojawił się niewidziany dotąd przedziwny błysk. - Jestem pewien, że na długo zapamiętam twój niefortunny upadek, Sky, ale nie martw się: ja sam co chwila potykam się o przeszkody w moim życiu - z tajemniczym uśmiechem zerknął na kobietę siedząca obok niego, jakby kierował te słowo z myślą właśnie o niej. Przez chwilę Sky przyglądała się temu badawczo, po czym sama ukryła się pod włosami i spłonęła rumieńcem, przypominając sobie zdarcie kolan tuż przed jego stopami.
- Sky, dziecko, nie trzymaj łokci na stole... - syknęła Cameron, posyłając córce rozgniewane spojrzenie. Zwracając się do mężczyzny od razu przybrała przesłodki uśmiech i ułożyła swoją dłoń na jego, wpatrując się w niego jak w obrazek. - Opowiedz jak minął ci dzień, skarbie. W pracy wszystko w porządku?
- Tak, kochana. Powiedziałbym, że jest idealnie.
Kolacja płynęła przyjemnie i leniwie: Cameron z zachowaniem godnym damy częstowała się sałatką i uważnie nabierała ją na widelec, starając się, żeby nawet najmniejszy kawałek nie spadł poza talerz, czy co gorsza, ubrudził jej usta. Co dwa i pół kęsy popijała danie czterema łykami wody, przykładała bawełnianą chusteczkę do kącików ust i ponownie zabierała się za ostrożne pochłanianie posiłku. Jedyną osobą, która niczego nie jadła, był gospodarz, który zdawał się zastygnąć w miejscu, intensywnie wpatrzony w blond dziewczynkę siedząca na przeciwko. W odróżnieniu od swojej wyrafinowanej matki, Sky z dziecięcym zaangażowaniem wcinała ciasto, rozbrajając je na poszczególne warstwy, żeby właśnie ze środkowej wydłubać znienawidzone rodzynki. Zachowywała się tak, jakby na krótką chwilę zapomniała o sytuacji w której się znajduje i przybrała swoje naturalne usposobienie.
- Boże, dziecko, co ty wyprawiasz... - jęknęła rozpaczliwie matka nastolatki, otwartą dłoń przyłożyła do czoła, jakby zachowanie dziecka pozbawiło ją wszelkich mentalnych sił. W pomieszczeniu zapadła krępująca cisza, podczas której kobieta z rozczarowaniem kręciła głową, Sky wpatrywała się w nią z przepraszającym wzrokiem i pełnymi ustami, a Jared jak zahipnotyzowany lustrował każdy drobiazg na twarzy dziewczynki: tym, co szczególnie przykuło jego uwagę, były usta pokryte śladami czekolady i rozmazanej szminki.
- Przepraszam - wymamrotała pod nosem i wierzchem ręki starła wszystko, co znajdowało się na jej ustach, łącznie z czerwoną pomadka, która zostawiła podłużny ślad wzdłuż jej policzka. - Mamo? Mogę w sobotę nocować u Cary?
Granica wytrzymałości Cameron już dawno została przekroczona, dlatego nie dziw, że z widelec wypadł z jej rąk z głuchym brzękiem. Z zaciśniętą szczęką ułożyła go na miejscu i odliczając w myślach od zera do dziesięciu, skierowała się jej stronę.
- Porozmawiamy o tym w domu, młoda panno. Przepraszam na chwileczkę - stanowczym ruchem odeszła od stołu i krocząc ciężko poszła do łazienki, zdruzgotana poniżającym zachowaniem swojej córki i bezczelnym pytanie, na które w domu od razu udzieliłaby przeczącej odpowiedzi, o czym nastolatka doskonale wiedziała i z tego, a nie innego powodu zapytała przy tej okazji.
Po jej odejściu w salonie ponownie nastała cisza: dla Sky krępująca i głupkowata, dla Jareda idealna, by bez przeszkód móc obserwować zachowanie tej dziwacznej istotki. Po minucie kompletnej głuchoty wstał od stołu, zniknął na dłuższą chwilę i wrócił z niewielka paczuszką w dłoniach.
- To dla ciebie, Sky, bez okazji - powiedział nad wyraz uprzejmym głosem, wciskając podarunek w jej dłonie. W pierwszej chwili na jej twarzy pojawił się uroczy uśmiech, ale bardzo szybko ustąpił miejsc zakłopotaniu. Wahając się miedzy przyjęciem prezentu a odrzuceniem go kręciła się niespokojnie na siedzeniu i wlepiała wzrok w kolorowy papier.
- To drobny upominek, twoja mama wspominała, że w domu chowa słodycze - mrugnął do niej wyraźnie, po czym wyciągnął dłoń z czystą chusteczką. Sky popatrzyła na niego przerażonym wzrokiem, a ciało pod wpływem stresu odmówiło posłuszeństwa, siedziała nieruchomo niczym laleczka. Nieco zafascynowany rozgrywającą się przed nim scenką, schylił się na wysokość jej twarzy i powolnym, ale silnym ruchem starł z jej ust mieszaninę czekolady i szminki, wodząc chusteczką w obydwie strony. Opuszkami palców nachodził na miękką skórę jej warg wciąż utrzymując kontakt wzrokowy, co Sky zapamiętała jako jedną z najbardziej erotycznych chwil swojego życia.
- Nie ma za co, Lolito.
CZYTASZ
Lolita
Short StoryZainspirowane filmem pod tym samym tytułem. Alternatywna wersja niezdrowej relacji nastoletniej dziewczynki (Sky) i mężczyzny w średnim wieku (Jared) - czyli chora, obsesyjna miłość, łamanie prawa, kłamstwa i problematyka psychologiczna, zarówno dzi...