W czwartek emocje domowników przekraczały wszelkie normy. Pani domu była w stanie myśleć tylko i wyłącznie o jutrzejszym wieczorze i przygotowanej przez ukochanego niespodziance, zaś on denerwował się spotkaniem z nauczycielami Sky. Nie miał pojęcia o czym powinien z nimi rozmawiać, ani jak odpowiadać na ich pytania, skoro dziewczynka przedstawiła go jako swojego "tatę" - którym w prawdzie planował się stać. Inicjatywa związana z zakupem zaręczynowego pierścionka wiązała się jedynie z możliwościami, które oferowała przysięga małżeńska i wszystkie te obrzydliwe rzeczy, włącznie z byciem "mężem" Cameron. Osobiście uważał, że gdyby nie jej wyjątkowa córka, musiałby poważnie zachorować, albo doznać uszkodzeń mózgu, by zdobyć się na tego typu ruch. Ponad to: on - mężczyzna beztroski, wolny i młody duchem - i coś takiego jak ślub nie szło ze sobą w parze. Ze wszystkich powinności z tym związanych, najbardziej przerażał go "obowiązek", od którego sprytnie uciekał od początku znajomości z tą kobietą. Sytuacje, w których Cameron starała się zainicjować ich związek w jej sypialnianym łóżku zawsze zbywał i wykręcał się przed nimi wymówkami na tyle wiarygodnymi, żeby babsztyl nie pojął jednego, najprostszego faktu: braku jakiegokolwiek pociągu seksualnego w jej kierunku ze strony Jareda. Miał świadomość, że o wiele trudniejsze będzie unikanie tego typu spraw już po jutrzejszym wieczorze, a ponad to, mały demon trzymał go w garści i zamiast cieszyć się ostatnimi chwilami wolności, szykował się na spotkanie w szkole.
- Wychodzę...do sklepu. Po...o, prezent, właśnie. Po prezent wychodzę - Zmyślił na poczekaniu, zatrzymany przy drzwiach pytaniem Cameron. Po otrzymaniu odpowiedzi pożegnała go uśmiechem i posłaniem całusa, przed którym uciekł jak najprędzej i trzasnął drzwiami. Sky od rana nie widział: wyszła do szkoły, a później została u jakiejś koleżanki w domu, co tłumaczyła matce przez telefon. Zastanawiał się czy nie była to Miley, czyli jego zmora, która jak na złość wędrowała z Lo krok w krok. Owszem, sam poniekąd pomógł w pojednaniu tych dwóch poprzez powrót M do szkoły, ale nie miał innego wyboru, jeżeli chciał zyskać sympatię Sky. Już któryś raz z rzędu zastanawiał się nad pokłóceniem przyjaciółek, ale nic sensownego nie przychodziło mu do głowy. Dochodził wtedy do wniosku, że najprościej byłoby usunąć przeszkodę, ale to również nie wchodziło w grę. W końcu nie zamierzał spędzić obmyślonych przez siebie tygodni w więzieniu...
Widok obiektu szkolnego wprowadził go w stan gniewu mieszanego z zdenerwowaniem. Przyjście tu było ostatnią rzeczą, na jaką miał ochotę i gdyby mógł, w ramach kary wymierzyłby Sky porządnego klapsa, ale to mijało się z celem. Zapewne w odzewie wymyśliłaby coś o wiele gorszego niż durna wywiadówka, a wtedy tylko by żałował, że w ogóle marudził. Zastanawiał się kiedy pozwolił tej małej spryciuli wejść sobie na głowę, ale nie było to ważne. Sam kontakt z blondynką rekompensował wszelkie uniedogodnienia, toteż skupiony na tej myśli przekroczył próg "więzienia" i przyjrzał się tablicom informacyjnym. Czekało go spotkanie ze słynnym Winchesterem, a później nauczycielką angielskiego.
- Witam - Przywitali się uściskiem dłoni, a aparycja nauczyciela zrobił na Jaredzie sprzeczne wrażenie. Spodziewał się zastać podstarzałego, sfrustrowanego choleryka z siwizną na czole, a zamiast tego poznał względnie dobrze wyglądającego mężczyznę w plus minus jego wieku. To nie zazdrość, ale uczucie możliwie podobne oddziałało na to, że Leto nie obdarzył matematyka ani sympatią, ani żadnym innym pozytywnym odczuciem. Oczami wyobraźni widział swoją Lolitę, robiącą do tego faceta słodkie oczy, kiedy nie radziła sobie przy odpowiedzi. Niedobrze robiło mu się na myśl, jak trzepocze rzęsami i niewinnie prowokuje... - Dobrze się pan czuje? - Zapytany, wyrwał się z wiru domniemań i skinął głową, siadając na podstawionym przy biurku krześle, co nauczyciel powtórzył. Usadowieni naprzeciwko przez kilka sekund wpatrywali się w siebie tępo, aż właściciel klasy westchnął i zerknął na swoje notatki. "Tato" Sky dostrzegł, że na jego notesie widnieje imię: Dean. Bystrym oczom Jareda nie umykały nawet takie szczegóły jak złoty pierścień na palcu nauczyciela czy ramka ze zdjęciem, na którym znajdował się z rodziną.
- Pańska...córka, ma problemy nie tylko z przedmiotem który prowadzę, ale i z zachowaniem. Od jakiegoś czasu zbiera znacznie więcej uwag, a i niepierwszy raz ucieka z moich zajęć. Czy rozmawiał pan z nią na ten temat?
Nie chciał być stronniczy, ale drażnił go ton głosu Winchestera. Może to przez samo krytykowanie Lo wzbudzał w mężczyźnie złość, tak czy siak Jared był zdania, że Sky nie bez powodu wdawała się w kłótnie z nauczycielami - pewnie ją niesprawiedliwie strofowali. - Tak. Coś jeszcze, panie Dean? - Po jego pytaniu nauczyciel ściągnął brwi, zapewne zdziwiony, że ten dopatrzył się jego imienia.
- Owszem. Proponuję, by Sky uczęszczała na dodatkowe lekcje dwa razy w tygodniu, prowadzone przeze mnie w poniedziałki i środy.
Chore. Mimo tego, że przy opuszczaniu klasy "zgodził" się ze słowami nauczyciela i przystał na nie tylko po to, by skończyć temat, tak po wyjściu kręcił głową i wyszedł na kilka minut z budynku, żeby zapalić papierosa. Już wyobrażał sobie reakcję Lo na słowa o dodatkowej matematyce. Wpadnie w szał, podrapie go, pobije, rozpłacze się, zwyzywa go, a później zacznie prosić, żeby jej nie kazał i nie mówił mamie. Nie miał najmniejszego zamiaru ani godzić się na wysłanie swojej małej dziewczynki do tego...samca, ani informować o tym jej matki. Zwyczajnie zapomni o słowach nauczycielach, co wychodziło mu doskonale podczas dopalania fajki. Doznana złość uleciała wraz z szarym dymem, niknąc gdzieś w powietrzu.
- Dzień dobry. Pan Leto, miło pana poznać - Na wejściu do sali przywitała go średniego wzrostu kobieta, zapewne nauczycielka, choć w jego mniemaniu o wiele za młoda na tę posadę...i o wiele za ładna. Rzadko kiedy przyznawał komplementy damom powyżej "nastu" lat, ale ta szatynka była jednym z nielicznych wyjątków. Co prawda nie miała w sobie niczego z tego, czego Jared przez taki czas szukał, ale jej uroda była nienaganna. Zwłaszcza duże, pełne i wyraźnie obrysowanie usta, które wykrzywiała w subtelnym uśmiechu. Gestem zaprosiła go do zajęcia miejsca przy jej biurku, zaraz zaś sama usiadła i sięgnęła po dziennik z ocenami i frekwencją danej uczennicy. Przeglądając poszczególne strony, raz po raz zerkała na niebieskookiego mężczyznę i wtedy uśmiechała się nieco szerzej, w myślach zastanawiając się nad tym, jakim cudem tak przystojny facet mógł związać się z matką Ferreiry.
- Wydaje mi się, że oceny mojej L...to znaczy, Sky, są w porządku. Te dwie jedynki nie robią większej różnicy, prawda? - Zaśmiał się, co panna Jolie dźwięcznie odwzajemniła. Wspólnie rozmawiali nad tym, jak zmotywować dziewczynkę do solidniejszej nauki, nie szczędząc żartów czy zabawnych anegdotek. O dziwo odnaleźli wspólny język i już kilka razy złapali się na zbaczaniu z pierwotnego tematu, schodząc na pogawędki o zainteresowaniach czy poglądach. Kto by się spodziewał, że podczas tej przyjemnej, dorosłej rozmowy nieproszony gość będzie przyglądał się wszystkiemu zza niewielkiej szyby w drzwiach?
- Myślę, że moglibyśmy dokończyć spór odnośnie imigrantów na kawie...na przykład w weekend. - Nie można było zarzucić tej kobiecie nachalności: przez cały czas na jej łagodnej twarzy błądził równe delikatny, nieśmiały uśmiech, ale w jej oczach widać było nutkę zabawowości. Propozycja choć miła wybiła Jareda z tego chwilowego transu, w który wdał się podczas rozmowy. Niestety nie potrafił odmówić i już zapisywał numer "Angie" w swoim telefonie, kiedy drzwi pchnięte z całych sił uderzyły o wewnętrzną ścianę, po sekundzie wracając z trzaskiem na miejsce. Jedyne, co mignęło zaraz za nimi to jasne włosy.
Nie odbierała telefonu, nie wracała do domu i nawet jej przyjaciółka nie miała pojęcia gdzie mogła pójść - a przynajmniej tak mówiła, kiedy Jared wstąpił do jej domu, a właściwie jej ojca. Nie liczył na uzyskanie informacji z jej strony, w końcu oczywistym było, że będzie ją kryć, ale nie mógł nie spróbować. Błądził po okolicy i gniewał się na samego siebie, że w ogóle wziął ten numer. Ostatnio szło mu ze Sky za dobrze, żeby mogło trwać to nieprzerwanie i bezustannie. Paląc trzeciego już papierosa przeklął pod nosem, kiedy wokół poczęło się ściemniać, a i delikatna mżawka łaskotała go po twarzy, kiedy uparcie szukał swojej zguby. Zdążył przekonać się o tym jak wybuchowy jest jej charakter już wiele razy, toteż nie dziwił się jak zareagowała. Wiedział, że będzie na niego zła, nie znał tylko powodów. Że w ogóle rozmawiał z tą kobietą? Czyżby aż tak nie lubiła nauczycielki...czy chodziło o coś więcej? Wreszcie otrzymał od niej wiadomość sms: zdjęcie środkowego palca, a w tle szare skrzyżowanie. Efekt był taki, by Jared zrozumiał przesłanie i dał jej spokój, ale zamiast tego parsknął śmiechem, bo chcąc nie chcąc podała mu swoją lokalizację.
Mnóstwo osób wracało z pracy do domów: ze szkół, biur czy czegokolwiek innego, ale korki były olbrzymie. W tak dużym mieście nikt nie zwracał uwagi na małą, skuloną postać na schodach jednego z budynków, trzymającą w dłoniach pokruszonego lizaka. Ze złości zagryzła go zębami, a kiedy zaczęły boleć ją jedynki, po prostu trzymała go w dłoni, będąc zbyt leniwą na wyrzucenie cukierka. Dostała go od jednego z przechodniów, który jako nieliczny zmartwił się jej widokiem i zatrzymał obok, z początku tylko pytając, czy nic się jej nie stało. Nie odpowiadała w żaden sposób i nawet nie patrzyła w jego stronę, ale kiedy zaproponował lizaka wystawiła ku niemu rękę i bez słowa odebrała słodycz. Nie przeszło jej przez myśl by zastanowić się nad tym, dlaczego jakiś podstarzały facet chodzi wieczorową porą po mieście z lizakami w kieszeni, toteż wróciła do podpierania twarzy o kolano.
- Dlaczego uciekłaś, Lo?
Pojawił się jakby znikąd, od razu rozpoznała zapach jego perfum. Nie miała ochoty unosić głowy, więc zignorowała jego obecność, ale w odpowiedzi wzruszyła lekceważąco ramionami. W tamtej chwili była niczym więcej niż urażonym dzieckiem, pewnym, że zostało potraktowane niesprawiedliwie. Jej wzrok nie wyrażał zbyt wiele, ale usta miała wydęte i wciąż czerwone. Jeden z jej grubych warkoczy opadał po jednej stronie i wisiał w powietrzu, związany niebieską wstążką u samego dołu, zaś drugi plątał się gdzieś przy szyi blondynki, niknąc w warstwach puchatego kołnierza, który zdobił jej pastelową kamizelkę. Znów stała się nieżywą laleczką, nieruchomą i zbyt doskonałą na to, by być prawdziwą. Bystre oczy mężczyzny dostrzegły kilka siniaków na jej nagich kolanach, podsuniętych pod zobojętniałą buźkę. - Jesteś zła za to, że z nią rozmawiałem?
- To sobie do niej wróć - Burknęła niewyraźnie, gubiąc gdzieś kontekst. Zadowolony był przynajmniej z tego, że się do niego odezwała. Nie chcąc dłużej stać nad nią jak słup soli, zajął miejsce na schodach tuż obok i od razu tego pożałował: delikatna mżawka zdarzyła dotrzeć i na schody, toteż nie musiał zastanawiać się jak będą wyglądać jego spodnie. Wzdychając objął naburmuszoną nastolatkę swoim ramieniem, o dziwo napotykając brak jakiegokolwiek sprzeciwu z jej strony. Poruszyła się nawet lekko, jakby wygodniej dobierając pozycję: z czasem ułożyła głowę na jego piersi, ale nadal utrzymywała swoje fochy, ciągnąc bycie obrażoną księżniczką. - No wróć do niej, przecież widziałam, jak na nią patrzysz. Podoba ci się, wiem to.
- Jesteś zazdrosna? - zaśmiał się dyskretnie, wpatrując się w czubek jej głowy z zainteresowaniem. Ta mała, sprytna bestia rzeczywiście poczuła się urażona uwagą, którą kierował na jej nauczycielkę, zamiast niej. Nie powstrzymując już uśmiechu pogłaskał swoją Lolitę po policzku, czując wypełniającą go radość, zalewające po brzegi i chwytające serce szczęście. - Daj spokój, Lo, przecież jesteś od niej ładniejsza! - Podśmiechując cicho szturchnął ją w ramię, widząc, jak sama powstrzymuje uśmiech, aż wreszcie pozwala by wykwitł na jej twarzy niczym przepiękny kwiat, promieniejąc blaskiem i słodkością, od czego Jared był już uzależniony, ale wcale mu to nie przeszkadzało. Tamtego wieczoru czuł się ponad wszystko, a gdy z ust Lo padły słowa, które mężczyzna zapamiętał już na długi czas, omalże nie uwierzył, zakładając, że się przesłyszał.
- To dlaczego mnie nie pocałujesz? - Zapadły w powietrzu na kilka sekund, ale czas jakby zatrzymany w miejscu, rozciągnął je na długie, ciągnące się w nieskończoność chwile, a wokół wszystko zgasło: kolory, ludzie, dźwięki - zastąpione uderzeniami serca, które w szaleńczym tempie biło o jego klatkę piersiową. Ujął tę drobną - dziecinną, pełną naiwności, niewyraźną - twarzyczkę swoimi męskimi - szorstkimi, już nie tak miękkimi jak dwadzieścia lat temu - dłońmi, przytrzymując w miejscu, trochę za mocno, trochę za stanowczo, ale nie mógł pozwolić, by nagle się rozmyśliła. Tonął w tych bladych oczach, które jeszcze tak niewiele widziały, aż gładkie niczym jedwab wargi przylgnęły do jego ust, a on przymknął powieki, zapominając o oddychaniu. Całowała go zachłannie, nieporadnie, rozmazując szminkę wokół jego brody. W ich słodkim akcie nie było mowy o harmonii, pięknej jedności: Lo otwierała usta przez prawie że cały czas, nie przypominając osoby składającej pocałunki, a wystawiającej komuś język. Wsparta dłońmi o męską koszulę wrzuciła pogryzionego lizaka za jego kieszeń, co Jared zachował tak długo jak samo wspomnienie.
CZYTASZ
Lolita
Short StoryZainspirowane filmem pod tym samym tytułem. Alternatywna wersja niezdrowej relacji nastoletniej dziewczynki (Sky) i mężczyzny w średnim wieku (Jared) - czyli chora, obsesyjna miłość, łamanie prawa, kłamstwa i problematyka psychologiczna, zarówno dzi...