12

481 38 7
                                    

      Górski klimat miał do zaoferowania do prawdy piękne widoki, atrakcje i miejsca absolutnie obowiązkowe do zaliczenia, jak osławione w tamtych rejonach narty. Za drobną opłatą można było wypożyczyć sprzęt na całe dwie godziny, a jeżeli ma się smykałkę do interesów, pozwalano wybrać i kolor - co ostatecznie zadecydowało przy wyborze końcowej atrakcji, bo Sky od kilku godzin zmieniła swój ulubiony kolor na inny i bardzo mocno chciała go przetestować. Zabawa na nartach droga nie była, ale co poniektórych kosztowała naprawdę sporo, o czym Cameron doskonale wiedziała. Tak czy inaczej nie było nawet mowy, żeby mieli robić co innego - Sky zawsze dostawała to czego chciała, a jeżeli nie, brała to własnymi rękoma. Jako, że nie mieli za wiele czasu, ponieważ sam powrót do domu zabytkowym mercedesem zajmował zbyt wiele, musieli dokładnie rozplanować co i jak, w międzyczasie kupując bilety online. Z czyjego portfela? Cameron.
      - Te ceny są kosmiczne, prawda kochanie? - westchnęła teatralnie, odgarniając cienkie pasma włosów w tył i eksponując niegdyś łabędzią szyję, która z czasem zaczęła przypominać opierzoną, gęsią skórę, na której ktoś powiesił pozłacane korale, żeby odwrócić uwagę od wszystkich defektów - które bystre oczy pana Leto zawsze rejestrowały. Standardowo uznał, że odpowiadanie na jej nic niewnoszące zaczepki są zbędne, dlatego porwał z jej torebki paczkę cienkich papierosów i zapałki, kierując się do wyjścia z ich tymczasowego lokum. Przy zamykaniu drzwi nie mógł znaleźć w sobie na tyle siły, by nie zawiesić wzroku na chuderlawej sylwetce blond potworka siejącego spustoszenie w prowizorycznej kuchni. Matka, zbyt pochłonięta cennikami w przeglądarce internetowej, nie była świadoma tego, że jej ukochana córeczka przypala wodę w czajniku, ślizgając się po podłodze na żółtkach z jajek.
       Plan składał się z tego, że przed wyjściem wszyscy spakują swoje rzeczy  i upewnią się, że zabrali wszelkie możliwe rzeczy do przywłaszczenia, takie jak ręczniki dla gości, małe mydełka w płynie czy gratisowe chusteczki - mentalność Cameron nie zezwalała na nieskorzystanie z okazji. Chcieli pojeździć na nartach, pobawić się na śniegu, zjeść szybko obiad w miejskiej restauracji i w końcu ruszyć w drogę do domu, co najbardziej odpowiadało Cameron. Wcale a wcale nie była z tego wyjazdu zadowolona, choć naturalnie wiedziała, że nie mogła winić za to swojego mężczyzny - Jared spisywał się na medal, bądź co bądź biedak też musiał znosić ciągłą obecność tego bachora, który psuł im każdy romantyczny moment. Pocieszała ją tylko myśl, że kiedy wrócą, mała będzie miała swoje obowiązki, co da dwójce zakochanych - wedle Cameron - więcej czasu, a ona wynagrodzi mu wszelkie niedogodności z gór, prezentując się w nowej bieliźnie.
- Zgubiłam skarpete - rzuciła nagle Sky, niczym burza przechodząc przez łazienkę i główne pomieszczenie, a jej białe włosy doskonale obrazowały umysł nastolatki: chaos. Na stopach, pod przydużymi dżinsami z przetarciami na kolanach, widniała tylko jedna skarpetka, przez co dziewczynka wyglądała dość zabawnie. Jared uśmiechnął się pod nosem, zauważając, że jej stopy są niebywale małego rozmiaru w porównaniu z kopytami, jakie miała jej matka. Cóż, Sky wcale do śmiechu nie było, bo odkąd pamiętała ta przeklęta część garderoby zawsze znikała czy to z jej szafy czy walizki, zostawiajac ją z jedną stopą na lodzie. Nie zastanawiając się długo nad tym co robi zaczęła przekopywać starannie ułożone ubrania pana Leto, przygotowane do schowania w walizce. Nie minęło kilka sekund, a na podłodze walała się sterta męskich ubrań z poirytowaną nastolatką pośród nich.
- Mojej nie ma, to wezmę twoją - oznajmiła bez większego entuzjazmu, wsuwając na palce u nogi czarno-szarą męską stopkę, wreszcie rozbawiona, że materiał sięga jej prawie kolan. Stojąc pośród bałaganu, w dwóch innych skarpetkach, śmiała się szczerze, sama z siebie, niczym dziecko wystrojone w ubrania po mamie, uznające to za świetną zabawę. W oczach Jareda wyglądała jak uosobienie wszystkiego, co chciał mieć przy sobie, ale w takich chwilach do akcji zawsze wkraczała ta sama postać - Cameron z wrzaskiem pogoniła córkę do pokoju, przepraszając ukochanego za nieporządek, który natychmiastowo zaczęła sprzątać.
Po czasie narzekania i marudzenia, że "nigdy się nie doczeka" Sky wreszcie dane było wybrać sobie narty w odpowiednim dla siebie kolorze, przy czym matka sterczała nad nią cały czas, doradzając, żeby wzięła te najbardziej odblaskowe, bo będą rzucać się w oczy na stoku. Jej bełkot był dla uszu Ferri tak nie do wytrzymania, że zakończyła tę sytuacje w najprostszy, ale i najszybszy sposób - wzięła ze sobą białe narty i poszła do kasy. Robienie na złość matce zawsze sprawiało frajdę, nawet jeśli podczas jazdy zleje się kolorystycznie ze wszystkim w okół. W zasadzie: jeździć i tak nie umiała, więc co za różnica, czy wywróci się pięć razy, czy dwadzieścia pięć?
- Sky, zrób nam zdjęcie! - Cameron wepchnęła w dłonie córki telefon z włączonym aparatem, chcąc, by ta uwieczniła chwilę z jej ukochanym, kiedy obydwoje tak świetnie bawią się na śniegu. Kobieta uśmiechała się promiennie i wtulała ramię w tors mężczyzny, który w oczach Sky bardzo przypominał tego rozjechanego kota, którego widywała w drodze do szkoły. No identyczny był. Usta miał zaciśnięte w wąską linię, a uścisk jego "partnerki" był chyba o wiele za mocny, bo jego oczy wyglądały, jakby miały za chwilę wypaść mu z orbit. Blondynka choć raz uznała, że warto będzie mu pomóc, dlatego krzyknęła wesoło, żeby powiedzieli: "ser!" po czym sfotografowała drzewo za ich plecami.
Jak obydwie panie zakładały, Jared i na nartach radził sobie wyśmienicie, sunąc po śniegu z wielką lekkością, płynnie przecinał niewielkie odstępy między nimi. Ponad to, kobieta, która na co dzień nie mogła oderwać od niego oczu, w tamtej chwili jak zaczarowana obserwowała każdy ruch jego ramion, wyobrażając sobie, jak te piękne mięśnie napinają się pod materiałem granatowej kurtki. Czy ona też radziła sobie tak dobrze? Powiedzmy, że opanowała sztukę stania na nartach, ale nawet przy najmniejszym ruchu momentalnie lądowała na śniegu, przez pierwsze dziesięć minut śmiejąc się z tego i żartując, ale kiedy po takim samym upływie czasu jej córka załapała o co mniej więcej chodzi, złość kipiała z niej tak bardzo, że topiła warstwy śniegu w oka mgnieniu.
- Nudzi mi się - padły słowa, które nie mogły się nie pojawić. Sky po około trzydziestu minutach miała serdecznie dość nieciekawej jazdy w kółko, zwłaszcza, że Cameron uczepiła się ramienia Jareda, który po prostu ciągnął ją za sobą, przez co nie miała nawet jak kogoś pozaczepiać. Poniekąd chciała być już w domu, bo strasznie ciekawiło ją co robiła Micky przez ten weekend i czy nadal się na nią złości. W zamyśleniu wyprzedziła opiekunów na kilka metrów, śpiewając pod nosem jakąś radiową piosenkę na topie, kiedy niespodziewanie wydawało jej się, że dojrzała coś w śniegu: schyliła się momentalnie, bez uprzedzenia torując drogę, co zakończyło się upadkiem. Cameron nie miała bladego pojęcia, że jej córka nagle stanie przed nią, zgięta w pół, przez co zanim zdążyła zareagował, zjeżdżając z górki uderzyła o jej plecy i przeleciała w powietrzu kawałek dalej, krzycząc głośno. Jared i Sky raz dwa wyskoczyli z nart i podbiegli do kobiety, a za nimi już nadchodził ratownik.
- Noga złamana - oznajmił po krótce, wołając po resztę załogi, która przetransportowała obolałą kobietę na skrzydło szpitalne, gdzie dopiero po uwzględnieniu czy ubezpieczenie zdrowotne nadal obowiązuje, lekarze przystąpią do zakładania gipsu. Dla Cameron wycieczka zakończyła się wyjątkowo paskudnie, a jej córka nie czuła się najlepiej z tym, że to przez nią matka cierpi, ale nie mogła ukryć że niosło to ze sobą sporo plusów - przez jakiś czas nie będzie chodzić na wywiadówki, przestanie zaglądać jej do pokoju...a przecież nic poważnego się nie stało. Co do zachowania Jareda, przez pierwsze chwile wydawałoby się, że faktycznie przejęty jest stanem swojej partnerki: chodził w kółko jak nakręcony, dopytywał lekarzy przez jaki okres czasu będzie poruszać się o kulach, czy na pewno wszystko z nią w porządku, a dopiero kiedy i ratownicy i główna poszkodowana zniknęli z pola widzenia, Leto przewrócił oczami i porwał małą Sky na gorącą czekoladę.
- Tylko jej nie mów, że pozwoliłem ci zapalić - zaśmiał się dźwięcznie, kiedy brała od niego papierosa. Wciąż nie czuła się na tyle komfortowo by bez problemów puszczać przy nim dymek, ale była i zestresowana, i głodna nikotyny. W jednej dłoni trzymała brązowy, plastikowy kubeczek z wrzącym płynem, a w drugiej fajkę, wsparta plecami o ścianę kawiarni przy lecznicy. Jedyne, co przed sobą widziała to intensywnie błękitne oczy, wpatrzone w nią tak dogłębnie, że momentami pewna była tego, iż wie o czym myśli.
- To będzie kolejna tajemnica - zaciągnęła się mocniej, dym wypuszczając gdzieś w bok. Końcówka jej nosa przybrała czerwony kolor, co samoistnie Jareda rozczuliło - nawet to ciągłe pociąganie uznawał za urocze, co w przypadku kogokolwiek innego spisałoby go na straty. Raz po raz ich spojrzenia trwały znacznie dłużej, a wtem wokół pojawiała się dziwna atmosfera, jakby w powietrzu wisiało coś bliżej niebezpiecznego. Niestety, zarówno i Jareda i małą Sky niebezpieczeństwo piekielnie pociągało. - Umiem dotrzymywać tajemnic. Na przykład, jeszcze mamie nie powiedziałam jak dotykałeś mnie pod kołdrą.
      Minęła go już bez słowa, dłonią zgarniając śnieg z murków. Niebezpieczeństwo związane z obcowaniem z tą małą istotą wzrastało każdego dnia, ale nie było to z pewnością czymś, co odsunęłoby mężczyznę od jego niecnych planów z nią związanych. Mimo uczucia, że przynajmniej kilka razy dziennie są obserwowani, był pewien, że jego dziewczynka nie piśnie nikomu ani słowa. Nie teraz, kiedy dopiero zaczynają, ani nie wtedy, kiedy już skończą.

LolitaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz