Ślub okazał się znaczne bardziej przeciętny, niż oczekiwały tego koleżanki z sąsiedztwa Cameron. Z całą pewnością nie było to wydarzenie spektakularne, raczej wyjątkowo szare i nijakie, odbębnione w pośpiechu, byleby było. Na szczęście żadne z "nowożeńców" nie przywiązywało do tego szczególnie wielkiej uwagi: dla Jareda był to żmudny krok w drodze do celu, zaś jego "żona" wychodziła z założenia, że im prędzej staną się oficjalnym małżeństwem, tym szybciej zaczną planować wspólne życie, nowy rozdział, zaczną wszystko od początku i co najważniejsze, bez Sky. Ta myśl napawała kobietę pokładem czystego szczęścia, zatem w każdej wolnej chwili wyobrażała sobie, jak piękne będą dni bez ujadającego szczeniaka u boku, bez scen i kłótni, po prostu ona, jej ukochany i prawdopodobnie przeprowadzka, na którą po cichu liczyła. Miała przygotowany już cały plan pozbycia się córki, a przynajmniej odizolowania jej od ich szczęśliwego życia. Skoro marzenia Cameron się ziściły i faktycznie została żoną niewiarygodnie doskonałego mężczyzny, uważała, że on jest równie wniebowzięty i dlatego nie czekała z poinformowaniem go o planowanym "wyjeździe" małej Sky, gdzieś w okolicach świąt, gdy będzie miała wolne od szkoły i we dwójkę zajmą się pakowaniem jej rzeczy.
- Pomyślałam, że będzie dla niej najlepiej, gdy wyjedzie - Wyznała bez oporów, idąc obok ukochanego małymi kroczkami wsparta o kule, wdychając zapach jego męskich perfum. Wracali do domu z kolejnego tamtego dnia spaceru, a świeżo upieczona żona co chwila rzucała przeciągłe spojrzenia na lśniące obrączki na ich dłoniach. - Niedługo jest obóz, na którym była już kilka razy, a zaraz po nim zabiorą małą do szkoły z internatem. To ta, którą tak wychwalała córka Natalie, podobno nauczyli ją manier i dobrego zachowania. To katolicka szkoła na wysokim poziomie, idealne miejsce, by Sky wreszcie się czegoś nauczyła. - Nawijała jak katarynka, wnosząc jakieś opowiastki o koleżance koleżanki, której kolejna córka wyszła stamtąd jako geniusz, ale Jared już nie słuchał. Nie myślał długo nad tym co robi, w zasadzie przez tę chwilę nie musiał w ogóle, po prostu puścił się biegiem do domu, strzepując z ramienia łapę Cameron i zniknął prędko, nie zważając na jej krzyki i pytania.
Nie po to wystawił się na ślubny kobierzec, żeby to babsko wszystko zniszczyło i odebrało mu jedyny, świetlisty punkcik w jego życiu, którzy utrzymywał jego rozum w ryzach spokoju. Stracił zbyt wiele czasu, za długo szukał, żeby teraz od tak wypuścić swoją Lolitę z ramion, pożegnać się z tym cudownym dzieckiem i zapomnieć: o tym, jak podkradała mu skarpetki, deptała po stopach i wreszcie o pocałunku, który do tej pory spędzał mu sen z powiek i wprowadzał w stan głębokich rozmyśleń, przyprawiał o szybsze bicie serca i koił, wdrapując się gdzieś na piedestał najważniejszych wydarzeń z jego długiego życia. To nie trwało długo, aż wbiegł do tego prowizorycznego domu i trzasnął drzwiami, niczym szaleniec tracący zdrowy rozsądek rozglądał się po pomieszczeniach, nasłuchując, czy Lo w ogóle jest w domu, czy ta wiedźma już zdążyła ją zabrać, schować gdzieś w piwnicy, jak najdalej od niego. Zastanawiał się, czy niedawny incydent nietrzeźwości Sky miał związek z decyzją o pozbyciu się córki. Buty - jej niebieskie, brudne trampki leżały pod schodami, jak zwykle pełne błota. Bez namysłu wdrapał się po schodach, zręcznie pokonując ten niewielki dystans do jej pokoju, aż pchnął drzwi obklejone naklejkami z chipsów i dużą tabliczką z napisem: "Wstęp wzbroniony: szczególnie tobie".
To już się działo: była tam, taka sama, ale czyny tej obrzydliwej małpy już kwitły w rezultaty. Wśród jej samej, ulokowanej po środku szerokiego łóżka, leżącej na brzuchu w przykrótkim topie, walały się sterty koronkowych ubrań i igły z nićmi, którymi z wielkim trudem przyszywała małe karteczki z nazwiskiem do poszczególnych rzeczy. Najpierw ogarnęła go złość i poczuł silniejszą niż zwykle chęć ukatrupiania tej krowy, dzięki czemu jej obrzydliwy pomysł ległby w gruzach, a on zostałby z Lolitą na zawsze, tylko we dwójkę. Moment później zmiękł, gdy uniosła głowę pełną jasnych włosów i uśmiechnęła się do niego beztrosko, ukazując nie do końca proste uzębienie. Nieświadoma, że po zimowym obozie nie wróci do domu, a co za tym idzie, więcej się nie zobaczą, dopóki stara będzie żywotna: Leto przewidywał prędzej akt samobójstwa, aniżeli wytrwania u boku obślizgłej Cameron bez możliwości chociażby patrzenia na to piękne stworzenie, które jak kot rozciągało się na materacu i machał w górze nogami, w pełnym skupieniu przegryzając czubek różowego języka.
- Nie chcesz, żebym jechała? - rzuciła od tak, gdy w ciszy przyglądał się jej poczynaniom. Wierzył, że jest inteligentniejsza od reszty rówieśników, bardziej przebiegła, choć wciąż była tylko dzieckiem, niewinnym i naiwnym. Ni stąd ni z owąd wstała z łóżka, odgarniając kosmyki włosów za uszy, eksponując nieskazitelne lico i nikły cień różu na policzkach. Obserwował, jak podchodzi coraz bliżej aż wreszcie opiera się o framugę drzwi, zaledwie kilka centymetrów od niego. Oczekiwała odpowiedzi, więc pokiwał głową, nie bardzo wiedząc, jak powinien się zachować. Poprosić, by nie wyjeżdżała? Udać, że jest mu to obojętne? Nie, ona i tak widziała, że mu zależy. - Będziesz musiał się mną nacieszyć, bo i tak pojadę. - Wyrok zapadł, Lolita miała wyjechać, nie ważne czy za tydzień, dwa czy trzy, ale sam fakt, że nikt nie będzie już biegał po schodach i trzaskał drzwiami, napawał Jareda przenikliwą nicością. - ale mogę cie pocieszyć, jeśli chcesz.
Tak też zrobiła. Przywarła niespodziewanie do jego ust, wspinając się na czubki swoich palców i podpierając o klatkę piersiową bruneta, nie zważając na to, że przez pierwszy trzy sekundy tkwił nieruchomo niczym posąg, zaskoczony tym nagłym zdarzeniem. Nie miał pojęcia co w nią wstąpiło, ale nie protestował: ujął Lolitę w swoje ramiona i z namaszczeniem wręcz oddawał te chaotyczne pół-pocałunki-pół-uśmiechy, opuszkami palców gładząc miękkie blond fale. W jego pamięci trwało to znacznie dłużej, ale zakończenie pozostawało takie samo: do domu wtargnęła Cameron, krzycząc i wypytując, jakby zmartwiona zachowaniem swojego ukochanego. Lolita błyskawicznie wyślizgnęła się z objęć swojego ojczyma i chichocząc, rozbawiona powagą sytuacji, uciekła do wnętrza swojego pokoju, wypychając Jareda z jego progu, jednak nim zatrzasnęła drzwi, zdążyła szepnąć, by "czekał na nią wieczorem, to pójdą na sok". Nie istniały żadne siły, które byłyby w stanie odwlec go od tej kuszącej propozycji.
- Tylko nie wróć późno, pysiu. Twoja żonka będzie czekać w sypialni... - im bardziej Cameron starała się brzmieć seksownie, tym głupszy stawał się wyraz jej twarzy. Wierząc, że Jared wychodzi załatwić "ważne sprawy" ucałowała go w policzek na pożegnanie, wcześniej pytając, czy Sky śpi już w swoim pokoju. Utrwalił ją w przekonaniu, że mała zasnęła przeszło godzinę temu, co kobieta przyjęła z ulgą i wsparta o kule rzuciła się na kanapę, od razu włączając swój ulubiony serial. Nie żywiła urazy do małżonka za to, że zostawił ją samą podczas spaceru i z wielkim trudem musiała doczołgać się do domu, bowiem nie szło się na niego gniewać, gdy tak uroczo się do niej uśmiechał. Gdyby tylko wiedziała, jaki był tego uśmiechu powód! Gdy wreszcie wyszedł na zewnątrz, przystanął pod oknem pokoju Lolity i czekał spokojnie, zastanawiając się, czy mały skrzat nie zechce wystawić go do wiatru, co poniekąd było wpisane w jej usposobienie. Bagatelizowała wszystko, wszystkich, często po prostu zapominała, nagle wielce zajęta malowaniem paznokci albo kolorowaniem. Coś ścisnęło mu gardło, gdy dziewczynka pomachała mu z okna i z precyzją świadczącą długich praktyk zeszła z parapetu na niewielkie poddasze, stamtąd czepiając się trejażu z różami i sprawnie zeskakując na trawnik.
Kawiarnia, do której poprowadziła Lo, niczym się nie różniła od pozostałych, poza wygórowanymi cenami koktajli i napojów, ale czy spędzenie kilku chwil z istotą wyciągniętą prosto z marzeń może mieć jakąkolwiek cenę? Jared był pewien, że gdyby sytuacja tego wymagała, pozbyłby się nawet milionów, byleby ją przy sobie zatrzymać. Rozsiedli się przy jednym z okrągłych stolików, a w niewielkim pomieszczeniu, poza kobieciną za ladą, była jeszcze para dziewcząt, zajętych własnymi sprawami.
- Zamów mi szejka z lodami i cukierkami - Poleciła blondynka, drapiąc się po policzku, wpatrzona w gdzieś w bok, jakby pogrążona w myślach o czymś bardzo ważnym, co w jej wykonaniu mogło być na przykład rozmyślaniem na temat różnicy między niebieskim a błękitnym. W przeciągu niespełna minuty jej nowy tato przyniósł konkretny koktajl i z delikatnym uśmiechem ułożył puchar przed nosem dziewczynki, zadowolony, że może spędzić z nią czas prawie że sam na sam. Nawet nie musiał jej do tego zmuszać! Wciąż wpatrzona w widok za oknem, sięgnęła po różową słomkę i ujęła ją w usta, przez kilka dłuższych chwil po prostu pijąc w milczeniu, aż napój sięgnął połowy naczynia i wreszcie podniosła na niego wzrok.
- Ciekawe, czy o mnie zapomnisz - wypaliła znienacka, wydłubując ze szkła dwie czerwone wisienki. Gryzła je przednimi zębami i wysysała sok, a później odkładała na bok, zużyte. Słowa, które wypowiedziała, błyskawicznie zwróciły uwagę Jareda: jak do tej pory nie narzekał na ciszę między nimi i delektował się bezkarnym podziwianiem Lolity, tak teraz musiał dowiedzieć się, co konkretnie miała na myśli: pytał więc skąd taki pomysł i dlaczego tak myśli, a ona nie śpiesząc się, dodała po chwili: - No, zastanawia mnie czy przestaniesz o mnie myśleć, jak już pojadę na obóz, a z niego do nowej szkoły. Zamilkł. Momentalnie stracił umiejetność mowy, jakby ktoś pozbawił go języka, choć chciał zadać jej mnóstwo pytań. Przede wszystkim skąd o tym wiedziała? Z tego co było mu wiadomo, Cameron nie planowała dzielenia się tymi informacjami z córką, co swoją drogą jego zdaniem było nienormalne, ale to nie o tym. Ponad to, z jakim spokojem to powiedziała, zupełnie jak nie ona. Spodziewał się, że blondynka zaprotestuje i oskarży matkę o nie tak bezpodstawne zarzuty, a tymczasem leniwie siorbała koktajl, wpatrzona w słomkę tak, że zezowała oczyma.
- Nie, oczywiście, że nie - wyznał, ściszonym głosem. Nie bardzo wiedział jak się zachować, a przecież nie powie Sky o swoich chorych fantazjach, w których Cameron znika z ich życia, a Lo zostaje tylko pod jego opieką. - Więc...nie jesteś zła na matkę?
- W sumie to byłam - wzruszyła szczupłymi ramionami, kręcąc słomką w powietrzu, a kilka kropel poleciało tu i tam, również na kurtkę Jareda. - ale już nie jestem, bo na obozie będzie też Cole. To znaczy, ja mówię na niego Charlie. Polly mi powiedziała, że często przyjeżdża do tej szkoły co mnie mama zapisała, fajnie - Fajnie. Dla Jareda z pewnością nie było "fajnie" słuchać o tym, że j e g o Lolita będzie przebywać tyle czasu z jakimś durnym chłopaczkiem. Nieświadomie zacisnął dłonie w pięści i wyobraził sobie, że najlepszym sposobem na załagodzenie sytuacji będzie pozbycie się problemu, tj. zlikwidowanie tego całego Charliego z ich życia. A zaraz po nim całą resztę, którzy chociażby spojrzeli na te niewinną dziewczynkę. Wciąż do niego mówiła, opowiadała o niewiele znaczących rzeczach, ale już jej nie słuchał, pogrążony w swoich mrocznych planach, a im dłużej wyobrażał sobie pusty dom, bez tej natrętnej baby, tym poważniej rozważał realne wyeliminowanie Cameron. Może podpali dom z nią wewnątrz, kiedy sam wyjdzie i zabierze Sky? Nie, policja by się dowiedziała. Jeżeli chciał usunąć wiedźmę, nie było lepszego czasu - gdyby, tylko gdyby, udało mu się już teraz, Loli nigdzie nie pojedzie. Musiał wziąć sprawy w swoje ręce...
- No słuchasz mnie czy nie? - kopnęła go w kolano pod stołem, wreszcie zwracając jego uwagę. Marszczyła brwi z niezadowoleniem, jakby już kilka razy próbowała do niego dotrzeć i cały czas ją ignorował, zajęty swoimi "wielce ważnymi" myślami. - To mój nauczyciel, patrz - wskazała dyskretnie palcem na mężczyznę, który dopiero co wszedł do skromnego lokalu. Nie dość, że był wysoki (ok. 10 centymetrów wyższy od Jareda) to porządnie zbudowany, jednym słowem prezentował się naprawdę dobrze i nic dziwnego, że nawet starsza pani zza lady wbiła w niego sędziwy wzrok, uważnie lustrując jego proporcjonalną twarz i wyraźnie podkreśloną szczękę. Leto pamiętał go z tej nieszczęsnej wywiadówki, na którą zmusiła go Sky i niezbyt cieszył się z jego obecności: nie dlatego że go nie lubił, raczej nie miał zdania, ale samo to, że przysiadł przy barze, oznaczało wzmożoną dyskrecje.
- Panie Winchester! - i po dyskrecji. Lo machała do niego ręką i wolała, choć brakowało temu logicznego wyjaśnienia. Pod tym względem Ferri nie różniła się od reszty szkoły i tak jak oni, nie przepadała za nauczycielem matematyki, choć ostatnio był dla niej nawet miły. Dlaczego zwróciła jego uwagę? Widocznie już nudziło ją siedzenie z Jaredem, potrzebowała nowej rozrywki. Poza tym, niedługo wyjeżdża i już więcej nie będzie odpowiadać przy tablicy w klasie pana Deana, co było jednym z większych plusów zmiany szkoły. Gdy nauczyciel dosiadł się do ich dwójki z kubkiem parującej kawy (kto pije kawę wieczorami?), atmosfera jakby zgęstniała, a Jared nieustannie zamartwiał się, że Lo palnie coś czego nie powinna. Facet chyba i tak niezbyt go lubił...
- I wtedy się dowiedziałam, że będę w tej nowej szkole - zakończyła opowiadanie swojej historii, prawie minute trajkocząc mężczyźnie o szczegółach z tego wydarzenia. Nie wydawał się niezainteresowany, słuchał po prostu i popijał swoją kawę, raz po raz kiwając głową. Oczywiście pogratulował Jaredowi ślubu z Cameron, co ten przyjął z wymuszonym uśmiechem i podziękowaniem. Dean wspomniał, że w klasie będzie jej brakować i tak dalej, ale nie wydawało się to bardzo prawdopodobne. - Mój nowy tatuś też będzie tęsknił, prawda? - wyrwała nagle, przerywając paplaninę pana Winchestera, a Jared o mały włos nie zakrztusił się wodą, którą miał wtedy w ustach. - Ja i on jesteśmy bardzo blisko, prawda? Chyba nie mogłam trafić na lepszego ojca, co? - Gdy ona rechotała z bóg jeden wie czego, nauczyciel coś tam dopowiadał, a Leto niezręcznie pokiwał głową i uznał, że jeszcze chwila, a jego podopieczna zwierzy się nauczycielowi z ich niewinnych pocałunków, a wtedy znalazłby się w prawdziwych tarapatach. - W dodatku taki z niego słodziak, jak to Miłej mó- Chwytając dziewczynkę za nadgarstek wstał z miejsca, przerywając jej i ciągnąc za sobą, przepraszając zdziwionego jego zachowaniem Winchestera, za to nagłe wyjście. W międzyczasie mruknął, że już późna godzina, a jego córka jest zmęczona.
- Ale ja nie chce iść do domu - burknęła, wyszarpując rękę z uścisku mężczyzny. Nauczyciel bacznie odprowadzał ich wzrokiem, więc Jared nie zwracał uwagi na jej protesty, dopóki nie zniknęli mu z oczu. Dopiero wtedy syknął, że nie może mówić czego popadnie komu popadnie, ale Sky w ogóle go nie słuchała i żwawiej wyrywała swój nadgarstek. - Puść mnie! - wreszcie jej się udało i z impetem poleciała do tyłu, o mały włos nie tracąc równowagi i lądując na asfalcie. Pokręciła głową z gniewem, ostatni raz zerkając na kawiarnię, a później ruszyła w drogę - w kompletnie innym kierunku niż ich dom. Wołał ją, przeprosił nawet, choć nie wiedział za co i powtarzał, żeby wróciła razem z nim, ale żaden ze sposobów niczego nie zmienił i nim ruszył jej śladem, Sky jakby rozpłynęła się w powietrzu.
CZYTASZ
Lolita
Short StoryZainspirowane filmem pod tym samym tytułem. Alternatywna wersja niezdrowej relacji nastoletniej dziewczynki (Sky) i mężczyzny w średnim wieku (Jared) - czyli chora, obsesyjna miłość, łamanie prawa, kłamstwa i problematyka psychologiczna, zarówno dzi...