20

170 7 0
                                    

Wolność. Towarzyszyła Cameron każdego dnia, odkąd pozbyła się z domu nieznośnego dziecka. Nikt nie bałaganił (choć w domu i tak zalegał kurz, a brudne ubrania kobiety zajęły miejsce tych Sky), nikt nie hałasował (poza nocnym chrapaniem pani domu) i co najważniejsze, nikt nie działał jej na nerwy. Mogła w spokoju oglądać telewizje, zapraszać znajomych (nie było ich wielu, raptem kilka osób, które mimo częstych próśb Cameron, odmawiały wizyty z niewiadomych powodów), do woli cieszyła oczy widokiem swojego męża i mimo, iż brzmiało to źle, wcale za córką nie tęskniła. Zapewniła jej najlepsze warunki, na jakie było ją stać (a pieniędzy wciąż ubywało, bo zasiłki, które otrzymywała, jej ukochany automatycznie zagarniał) i pierwszorzędną opiekę na obozie. Tak przynajmniej się jej wydawało...
Już pierwszego dnia Sky zrobiła rozeznanie: na ile będzie sobie mogła pozwolić, kto okaże się łatwy do zmanipulowania, z kim lepiej nie zadzierać. Wbrew pozorom, tym chwiejnym humorom i lękliwemu zachowaniu dziewczynki, była znacznie bardziej sprytna, niż ktokolwiek by przypuszczał. Rówieśnicy od razu wydali się jej głupi, ale potrzebowała znaleźć jakąś koleżankę, bo Miley dalej się do niej nie odzywała, bóg jeden wie czemu. Gdyby Sky to interesowało, pewnie już dawno zadzwoniłaby do niej. Ale tak nie było. Swoją drogą,relacja obu dziewczyn nie należała do najzdrowszych, ale żadna z nich nie zdawała się tym przejmować. Raz albo były dla siebie najważniejsze, albo w ogóle się sobą nie przejmowały.
Pokoje, w których podopieczni obozu się znajdowali, nie należały do najlepszych i z pewnością nie spełniały wymagań Sky - puste, surowe łóżko, drewniana podłoga i dwie szafki, które musiała dzielić z jakąś inną dziewczyną. Szybko zaczęła się nudzić.
Jak ognia unikała grupowych zajęć i co chwila wymykała się do telefonów, żeby dzwonić do "rodziców" - fakt faktem próbowała połączyć się z matką kilkukrotnie, ale nikt nie odbierał. Przygnębiona wszechobecną nudą i brakiem kontaktu z kimkolwiek, prędko zdecydowała się wykonać ten jeden telefon, przecież numer pamiętała doskonale. Zawsze ją to bawiło, bo nie potrafiła zapamiętać żadnej głupiej regułki z fizyki, ale numer Colliego utkwił jej w pamięci na dobre.
- Halo? - Powtarzała, gdy po trzech sygnałach ktoś odebrał. Nieco się stresowała, że numer należy do kogoś innego i zrobi z siebie wariatkę, ale okazało się inaczej. Chłopak wydawał się zachwycony faktem, że dawna towarzyszka dała znak życia, co więcej, z własnej woli. Nie rozmawiali długo, ale Ferri podała mu dokładną lokalizację swojego pobytu. Według planu miał przyjechać za niecałą godzinę.
W domu Cameron za to nie działo się kompletnie nic. Kobieta całe dnie spędzała przed telewizorem popijając tanie wino, pozornie zadowolona ze swojej egzystencji, zaś jej małżonek znikał na długie godziny, nie mówiąc gdzie ani po co wychodzi. W prawdzie zwyczajnie nie potrafił znieść towarzystwa tej ropuchy i odechciewało mu się wszystkiego, gdy wieczorami wypytywał o jakieś wieści o Sky, ale jej matka uparcie twierdziła, że córka nie ma ochoty z nim rozmawiać i wszystko u niej świetnie. Im dłużej przebywał z Cameron w jednym pokoju, tym poważniej rozważał pozbycie się jej raz na zawsze.
Dla Sky nie było żadnym problemem wymknąć się spod oczu opiekunów, bowiem mało kto w ogóle zwracał na nią uwagę - taka cicha, spokojna dziewczynka nie wzbudzała żadnych podejrzeń, gdy zapewniała, że źle się czuje i idzie spać. Wtedy odczekiwała chwilę, wsuwała przez głowę za dużą bluzę i wymykała się przez okno, żeby spotkać się ze swoim kolegą.

LolitaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz