19

438 27 16
                                    

Spakowane walizki, wszystkie obowiązkowo podpisane imieniem Sky, stały w równym rzędzie przy drzwiach wyjściowych ich skromnego domu. Za każdym razem, gdy małżonek Cameron przechodził tuż obok nich, zbiegając ze schodów czy wnosząc zakupy z samochodu, zamykał oczy i udawał, że wcale tego nie widzi. Ostatecznie postawiono go przed faktem dokonanym i wszelkie "dyskretne" próby zmienienia decyzji matki dziewczynki szły na nic. Mimo, że może ze dwa razy Jared dostrzegł zawahanie w jej wyblakłych oczach, koniec końców zachowanie Lo tak działało jej na nerwy, że nie istniały żadne boskie siły, które byłyby w stanie odwieść ją od, zdaniem Leto, makabrycznej decyzji. Przede wszystkim nie wyobrażał sobie życia z tą ropuchą bez możliwości ukojenia starganych nerwów samym patrzeniem na tę zdradziecką istotkę, nie wspominając o niewinnych buziakach i trzymaniu za rękę. Rozpatrując minione incydenty zaciekle żałował, że nie powstrzymał małej przed kolejnymi wybrykami, szczególnie przed tym, gdy trzy dni temu podkradła matce butelkę wina, kosmetyki i nawet stanik, a gdyby tego było mało, to kobieta zastała dziewczynkę - o dziwo - w swoim pokoju, ale w towarzystwie trzech innych koleżanek. O pierwszej w nocy. Od tamtej chwili zachowanie Ferri zaczynało ulegać niewielkiej, z początku przez nikogo niezauważanej zmianie.
- Wdech...wydech. Wdech...wydech. - sapała, stojąc w progu jej dziewczęcego pokoju, w którym mimo bałaganu, panował jakiś przyjemny spokój. Wszystkie dziewczynki podskoczyły przerażone, gdy tylko Cameron wysunęła się zza drzwi: wszystkie, tylko nie Sky. Nie zwróciła najmniejszej uwagi na przyjście matki, zupełnie tak, jakby to wcale nie miało miejsca i ze skupioną miną kontynuowała malowanie paznokci u stóp, tym ukochanym czerwonym lakierem. Ignorancja, którą miała w sobie, rosła w siłę i blondynka czuła się ponad wszystkie zasady, które wyznaczała Cameron, dlatego jedynym, co zrobiła, gdy rodzicielka wrzasnęła na pół osiedla, by wszystkie "ale to już!" się wynosiły, było uniesienie spojrzenia spod wachlarza rzęs wymalowanych matczynym tuszem i zmrużenie wyzywająco oczu, jakby dając starszej do zrozumienia, że koniec końców i tak postawi na swoim. Nie drgnęła, gdy trójka dziewczynek rzuciła się do biegu i minęły Cameron w drzwiach, ale w kilka sekund później wróciła do malowania paznokci, ponownie ignorując całe wydarzenie. Ubrudziła śnieżnobiałą pościel czerwienią.
      - W nowej szkole już cie nauczą, jak się zachowywać, ty niewdzięczna gówniaro! - syknęła wściekle Cameron, dźgając klatkę piersiową córki wskazującym palcem. Twarz kobiety płonęła kolorem paznokci Sky, dlatego dziewczynka zachichotała cicho, wyobrażając sobie, jakoby facjata matki była tylko częścią jakiejś olbrzymiej stopy. Bezczelne zachowanie wyprowadzało panią domu z równowagi, dlatego nie myśląc zbyt jasno, uniosła prawą dłoń i już miała potraktować to porcelanowe lico zamaszystym uderzeniem, gdy jej ręka zawisła w powietrzu, na kilka centymetrów przed buzią Lo. Obserwował wszystko od początku, ukryty w cieniu, ale nie mógłby nie zareagować, gdy ktoś tak nieistotny jak to babsko chciałoby naruszyć piękno jego Lolity.
      - Dzięki tato - rzuciła wtedy oschle, wcale nie przejęta tym małym zamieszaniem. Prześlizgnęła się pod uniesioną ręką matki i trzymającym ją Jaredem, po czym zbiegła po schodach zdecydowanie za cicho jak na nią i wybiegła z domu, jak ten kocur, co opuszcza chałupę kiedy chce i wraca, kiedy chce. W jej małej głowie panował mętlik, w końcu nagle chcą mieszać w jej dotychczas krótkim życiu, jednak jedynym jej znanym: nie wyobrażała sobie bycia w nowej szkole, nie chciała sobie wyobrazić i nie ukrywała, że to wszystko wina matki. Przez myśli nawet jej przechodziło, że wcale by za nią nie tęskniła, gdyby coś się jej stało. Można by rzec, że ich rozstanie było jeszcze bardziej dramatyczne - biorąc pod uwagę, w jakim kierunku zmierzała ta historia.
      To był dla niej ostatni ranek w rodzinnym domu, ale prawie jej tam nie było. Pojawiła się w drzwiach na dwadzieścia minut przed planowanym odjazdem, śmierdząc papierosami i ze skórą wokół ust zabarwioną na czerwono. Z wydętymi wargami obserwowała, jak matka wynosi walizki na zewnątrz, a Jared, stojąc nieopodal, obserwują uważnie, z jakimś niezadowoleniem, ale o tym Sky wiedziała. Tłumaczyła sobie, że jej nowy tato musiał bardzo wczuwać się w rolę ojca, skoro tak bardzo będzie za nią tęsknił. W rozmyślaniach gubiła się dopiero wtedy, gdy w jej umyśle pojawiało się pytanie, czy będzie mu brakowało jej jako córki czy kogoś do całowania. Marszczyła wtem brwi, jakby pojęcie starszego mężczyzny w relacji z ledwie nastolatką wydawało jej się abstrakcyjne, choć realne - to wszystko wina tego, że wciąż była za młoda, by pojąć pewne kwestie. Nikt jej nie wytłumaczył, że tak nie wolno, a sama nigdy matce nie opowiadała, ilu dorosłych panów zaczepia ją z uśmiechem. Intrygi Jareda w jakiś sposób zapewniały jej poczucie bezpieczeństwa, otaczały stosami kłamstw, przemyślaną manipulacją, która owocowała zamknięciem tej dziewczynki w jego ramionach. A ona najzwyczajniej na świecie tego nie rozumiała, i miała do tego prawo...którego faceci po czterdziestce nie powinni wykorzystywać.
      - Masz słuchać wszystkiego, co będą ci te panie mówić, rozumiesz? Nie myśl nawet, że jakieś wybryki ujdą ci na sucho, bo będę informowana na bieżąco. Spróbuj coś odwalić, a cie do klasztoru wyślę! - Rozgorączkowana jak nigdy, odetchnęła nerwowo i wygładziła limonkowy żakiet, lustrując burzę jasnych włosów córki. - Nieuczesana, brudna, jak ty dziecko wyglądasz... No idźże już do tego samochodu! - Ale nie poszła. Z ociąganiem godnym urażonej księżniczki wypuściła z rąk torbę, którą wpakowała jej matka, po czym minęła swobodnie kobietę, idąc prosto na swojego ojczyma. Cameron o czymś trajkotała, porządkując ostatnie walizki, podczas gdy jej jedyna córka wspięła się na palce i złożyła na ustach mężczyzny krótki pocałunek, nawet się przy tym nie uśmiechając.
     - Do widzenia, tatusiu - padło z jej ust, gdy wreszcie zabrała swoje rzeczy i nie spoglądając za siebie wyszła, chwilę później ładując bagaże do podstawionego przez nową szkołę samochodu. Gdy zatrzasnęła za sobą małe drzwiczki, przywarła wciąż bordowymi wargami do szyby samochodu, kilka pięknych, leniwych sekund trwając w ten sposób. Jared zapamiętał ten moment bardzo wyraźnie, ale już po chwili Lolity nie było. Pustka, której uczucie znał doskonale przed poznaniem Sky, wypełniła go wtedy całego i zmusiła do zapalenia papierosa. Nie reagując na pomruki małżonki odnośnie palenia w przedpokoju, zaciągał się szarym dymem i na nowo odtwarzał ten czas, gdy jego Lo znalazła się tak blisko. To był dopiero początek jego uciążliwej, wewnętrznej nicości, a poczucie bezradności od razu zaczęło go dręczyć na tyle mocno, by rozważał najgłupsze sposoby na odzyskanie tej dziewczynki. To jak psychoza, która w tamtej chwili zaczęła pożerać jego umysł, wreszcie świadomy, że nie może spokojnie istnieć bez niej obok. Mijały dni, gdy zatopiony w swoich rozmyślaniach praktycznie nie egzystował, uciekając z pola widzenia współmałżonki jak najdalej, gnąc w samotność i te chore plany pozbycia się kobiety, która uniemożliwiała tak wiele. Nocami wymykał się z ich sypialni, niczym w transie kierując się do pokoju Sky, oszukując samego siebie, że może jakimiś magicznym sposobem dziecko z powrotem znajdzie się w środku, ale nic takiego nie nastąpiło. Witały go puste szafki i przesadnie czysta powierzchnia, którą Cameron z uśmiechem sprzątała, dogadując jak to dobrze, że wreszcie nikt już nie bałagani. Przyglądał się wtedy naklejkom na toaletce, reszcie pozostałości po jego Lolicie.
Zmienił się diametralnie, ale pani domu zdawała się tego nie zauważać. Jared nigdy nie kwestionował jej głupoty: była, jest i będzie niedomyślna, zbyt ograniczona, umysłowo zamknięta. Rozmawiał z nią tylko wtedy, gdy sytuacja wymagała odzewu, ale udawanie przeziębionego wychodziło mu na tyle dobrze, że kobieta nie protestowała, gdy uciekał od niej gdzie popadnie, ponownie rozważając dostępne metody. Z dnia na dzień jego wewnętrzne samopoczucie gniło, a szyderczy, dobrze znany mu głos z nikąd powtarzał, że istnieje tylko jedno wyjście na odzyskanie Lo. Powtarzał, że musi to zrobić, jeżeli nie chce zostać z tą choleryczką na zawsze. Każdy tydzień był czasem straconym, ale umysł mężczyzny coraz jawniej akceptował to, co nieuniknione. Musiał pozbyć się Cameron raz na zawsze.
- Kochanie, wieczorem przyjdą Smithowie. Georgina wróciła z Irlandii, dlatego zaprosiłam ich na drinka. Na pewno polubisz się z Horacym, jesteście bardzo podobni, ha, ha!
Przez kilka długich, lepkich godzin spoczywał w fotelu, kompletnie nieruchomy, a jedynym elementem, który bezustanne wędrował we wszystkie strony, był jego wzrok. Obserwował każdy ruch Cameron, dusząc w sobie tak silne pokłady złości, jak nigdy dotąd. Coraz pewniej dochodził do wniosku, że skoro ona śmiała odebrać mu tak cenną rzecz, on powinien się zrewanżować. W głębinach wyobraźni tworzył scenariusze, w których babsko znika, zdycha i nikt o niej nie pamięta, a Lolita oficjalnie staje się jego własnością. Ocknął się dopiero wtedy, gdy ci idioci zapukali do drzwi, a na przywitanie odpalił papierosa. Nie podał im ręki, bo nie chciał "rozsiewać zarazków". W końcu był chory, już drugi tydzień paliła go gorączka.
- Cudownie wyglądasz Cam, jakbyś się w czasie zatrzymała! - Piszczała ta stara, pomarszczona Georgina, na którą Jared najchętniej by napluł. Ona i Cameron były niemalże identyczne względem zachowania: głośne, głupie, o inteligencji kamienia. Odpowiadał wyuczonym, przyjaznym uśmiechem, gdy otwierała krzywo wymalowane usta i pieprzyła o bzdurach, których on nawet nie słuchał. - A ty, Jared, gdzie pracujesz? Horacy dostał awans w firmie, jeszcze trochę a weźmiemy się za otworzenie własnej. - Niesamowite, doprawdy, myślał z kpiną, przyglądając się tym pajacom. Facet był stereotypowym, rodzinnym kretynem, który całe życie zapieprza, żeby spłacić kredyt za dom i duży samochód, bo w czymś trzeba wozić te śmierdzące bachory. Na pytanie nie odpowiedział, bo złapał go atak kaszlu.
- W tamtym roku nasza Julia też była na obozie, mieliśmy wysłać ją do tej samej szkoły, ale ostatecznie zaproponowano jej lepszą, bo Horacy sypnął niezłą sumką - chichotała Georgina, a Cameron momentalnie spłonęła rumieńcem, bo zawsze czuła się pod tym względem gorsza: utrzymując córkę sama, nie miała zbyt wiele pieniędzy. Jareda jakby oświeciło: musiał znać dokładny adres tego obozu i szkoły, jeżeli chciał zabrać Sky. Porwał babę na papierosa na zewnątrz, a ta udzieliła mu wszystkich potrzebnych informacji. W duchu śmiał się ironicznie, bo nawet ta zamężna ropucha miękła pod siłą jego uroku... Po powrocie znów wszystkim się przyglądał, a dotknęło go coś w rodzaju zawahania: czy Cameron faktycznie zasługuje na to, co planował? Nie była znowu najgorsza na świecie, myślał. Gdyby tak sama potknęła się i spadła ze schodów, nie musiałby martwić się poczuciem winy. Obrzydzała go i ledwie znosił zapach jej tanich perfum, ale wątpliwości coraz silniej oddalały od niego mentalne siły na zrealizowanie planu. Co on sobie myślał, knując przeciw niej, gdy ta, wsparta o kulach kroiła warzywa, a on z rozmarzeniem przyglądał się nożom na blacie...
- Oho, to pewnie Sky dzwoni - zakomunikowała kobieta, śpiesząc się do rozdzwonionego telefonu stacjonarnego. To było jak iskra, która wzburzyła w Jaredzie wszystkie dotychczasowe, złe zamiary wobec niej. Zerwał się na równe nogi i stanął przy słuchawce nad uchem Cameron, nasłuchując ukochanego głosu, ale połączenie prędko zostało zakończone. - Dzwoniła tylko po to, by przekazać że świetnie się bawi i nawet nie tęskni. Te dzieci! - Śmiała się, wracając na swoje miejsce. Nie ważne, co mówiła, nie ważne czy powtarzała, że jej się podoba, bo Jared wiedział swoje i pewien był, że kłamie, żeby zrobić matce na złość. Tęsknota, która uderzyła w jego serce zawładnęła umysłem zbyt szybko, by mógł to przemyśleć i bez słowa opuścił dom, chcąc czym prędzej nabyć niezbędny przedmiot. Na całe szczęście w tym mieście kupno broni przychodziło znacznie łatwiej, niż sporządzenie odpowiedniej trucizny...

* Wiem, systematyczność z jaką dodaję rozdziały zwala z nóg, ale to wina sił wyższych (szkoły)

LolitaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz