07

620 31 7
                                    

      Trzepotała rzęsami, kiedy sprawy nabierały obrotów, a nie szły po jej myśli. Lśniącymi oczyma wytwarzała wokół siebie tę aurę niewinności, mimo, że na ustach błądził kpiący uśmiech, drwina i zabawa. Potłuczone talerze u jej stóp symbolizowały naturę chochlika, która od ponad tygodnia daje się we znaki pani domu. Porozrzucane papierki od lizaków, tęczowe skarpetki zawieszone na telewizorze, wstążki do włosów obwiązane na widelcach. Cameron miała wiele powodów do zmartwień, ale zauważała tylko garstkę z nich - zatracona w oczach swojej miłości ledwie spostrzegła, że z jej córki wychodzi potwór, znacznie bardziej przejęta doborem kolczyków do swojej starej sukienki. Pan Leto zawsze stał z boku, przysłuchiwał się wszystkim ich kłótniom, wygłodniałym wzrokiem pożerał wszystkie przejawy nimfetki w sposobie bycia Sky.
      - Wychodzę, wrócę wieczorem.
Z torebką w dłoni, starannie zaplecionym warkoczem i czerwoną szminką na ustach Ferri opuściła dom, głośno trzaskając drzwiami, co zawsze dawało jej pewnego rodzaju frajdę.
      - Sky! - matka nastolatki z irytacją ugryzła się w język, zdając sobie sprawę, że dalsze nawoływanie córki jest bardziej bezcelowe, niż rozmowa ze ścianą. Nie zdążyła zapytać nawet gdzie i po co wychodzi, co dopiero po zaistniałym fakcie delikatnie wyprowadziło ją z równowagi a w ruch poszły tabletki uspokajające. Jak Boga kocha, codziennie przysięgała sobie, że przez tego bachora to się wykończy.
      - Małej przyda się więcej nauki. Ostatni w ogóle nie siedzi nad książkami - w takich chwilach Jared pojawiał się niczym spod ziemi, udzielając Cameron potrzebnych rad, bez których Sky wybiłaby się z toru, którym chciał ją prowadzić. Jakże był podekscytowany! Kobieta często zapominała o własnym rozumie, zdając się na wszelkie słowa, które padną z ust Pana Pięknego.
Nie trzeba tłumaczyć, dlaczego Jaredowi tak zależało na tym, żeby mała Sky non stop siedziała w domu, ha, najlepiej jak najbliżej niego! Odkąd wprowadził się do "swojej ukochanej" jego uczucia względem jej córki rosły z dnia na dzień, wzbijały się coraz wyżej i wyżej, co koniec końców zaowocuje tragiczną obsesją. W każdym razie nierad był, kiedy dziewczynka opuszczała pokój na kolejne godziny, pozostawiając go samego, zdanego na towarzystwo tej paskudnej baby, której paplaninę mógł znosić tylko po kilku mocnych kieliszkach. Pan Leto starannie obierał drogę, którą podążać miała - niczego nieświadoma - Sky, aczkolwiek, jak na stopniowo ujawniającą się naturę chochlika przystało, blondynka lubi zboczyć z wyznaczonej ścieżki. Przykładowo, chętnie zbaczała w stronę niedawno odzyskanej przyjaciółki.
Odkąd Miley wróciła do szkoły na dobre, relacja między nią a Ferri znacznie się ociepliła. Micky przestała wypominać przyjaciółce błędy, które popełniła, a skupiła się na fakcie powrotu do trybu uczennicy. Czy Sky mogła chcieć czegoś więcej? Poza kilkoma lizakami i gumą do żucia? Spotykały się w każdej wolnej chwili - których Cyrus jak zawsze miała więcej, biorąc pod uwagę mieszkanie z ojcem-hippisem - i nigdy się im nie nudziło. Jeśli nie oglądały animowanych kreskówek do późnego wieczora, to wychodziły na długie spacery do parku, gdzie goniły gołębie i paliły papierosy. Miley była wielce zdziwiona, kiedy przy którymś razie wspólnego palenia (jeden papieros na pół po trzy "machy") jej przyjaciółka wszczęła panikę na widok rzekomej sąsiadki.
- To ona! Stara Everdon! Wszystko powie mojej mamie!
Przez pierwsze kilka minut Cyrus śmiała się z tej histerii do rozpuku, myśląc, że ta zwyczajnie się zgrywa, ale kiedy Ferri bliska była płaczu i błagania na kolanach przed starszą panią, postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i wytłumaczyć dziewczynie, jak sprawy stoją.
- Nawet jeśli, to co z tego? W najlepszym wypadku powie ci, że jesteś niewdzięczna, a w najgorszym dostaniesz szlaban. Od czegoś masz tę linę pod łóżkiem i okna, prawda? Znowu będziesz jak ta Roszpunka.
Kilka słów ze strony Miley wystarczyło, żeby Sky z twarzą pozbawioną emocji wzruszyła ramionami w kierunku pani sąsiadki, dopingowana głośnymi krzykami przyjaciółki, która jak opętana gwizdała zawzięcie i machała do starszej kobiety środkowym palcem. Ten schemat od początku działał na tej samej zasadzie - wszystko, co powie Miley jest w porządku. Chyba, że temat sięgnie kogoś, kto dla Sky - chcąc nie chcąc - jest nietykalny.
- Jared wymyślił, że na weekend zabierze mnie i mamę w góry. W prawdziwe! - rzuciła Sky przy jednej z wielu niezobowiązujących pogaduszek, ale przy tych słowach Miley zareagowała nieco inaczej - zwykle komentowała ich luźne rozmówki śmiechem czy dopowiadaniem własnej opinii. Tym razem pobladła w przeciągu kilku sekund, z wytrzeszczonymi oczami wpatrywała się w Sky i choć starała się zabrzmieć neutralnie, Ferri od razu zauważyła, że poci się jej czoło.
- Wiesz, myślę, że nie powinnaś nigdzie z nim jechać.
Wypowiedz jakby zawisła w powietrzu, sprawiając, że gęstniało z każdą chwilą. Sky z wielkim grymasem pociągnęła przyjaciółkę za rękaw, zmuszając, żeby ta popatrzyła jej w oczy. Zapomniała jak to jest widzieć zestresowaną Miley - tę samą, która nigdy niczym się nie przejmuje, nie krzyczy na widok pająków, nie boi sie nawet pana Winchestera.
- Co? O co ci chodzi? Nigdy nie mówiłaś, że go nie lubisz. Jesteś zazdrosna? Mogę cie zabrać ze sobą, jeśli mama się zgodzi.
- Nie! Nie chodzi o to. Po prostu... Mam złe przeczucia co do niego, okej? Sam fakt że śpi pod tym samym dachem jest wystarczajaco niepokojący. Trzymaj się od niego z daleka, co?
Miley wyraźnie zapomniała, że Sky nie wolno niczego zabrać, czy mówić, co powinna, a czego nie - wtedy wszystko robi na odwrót. Sytuacji, w których Ferri występowała wszystkiemu na przekór było bardzo wiele, ale tylko kilka z nich utrwalały się w pamięci. Dobry rok temu słynny w ich szkole nauczyciel matematyki zakazał Sky żucia gumy na lekcji, dlatego następnego dnia w ogóle nie pojawiła się na jego lekcji - pytana o przyczynę ucieczki, wyznała, że skoro niczego jej tam nie wolno, to już się nie zobaczą. Po długiej rozmowie z pedagog Ferreira ostatecznie wróciła na matematykę, ale z całą torbą balonowych gum, którymi zaopatrzyła całą klasę i zagotowała Winchestera do czerwoności. Po tym incydencie stała się sławna na całą dziesięciominutową przerwę, w końcu mało kto miał na tyle odwagi, żeby podskoczyć do pana Deana. W zasadzie ciężko stwierdzić, czy był to akt odwagi, czy wyjscia z założenia, że to co zakazane jest tym, co najlepsze. Kilku chłopców ze starszej klasy nawet drukowało koszulki z imieniem Sky, ale jej chwile na wyżynach skończyły się równo z dzwonkiem, poważną rozmową u dyrektora i publicznym składaniem przeprosin u nauczyciela. Wniosek z tego jest taki, że niezależnie od konsekwencji musiała postawić na swoim.
- Miley, zaczynasz mnie tą gadką niepokoić... Jest coś, co powinnam wiedzieć?
I to jeszcze co! Cyrus przez długie minuty rozważała wszelkie za i przeciw przed zwierzeniem się koleżance, jakoby postawiono ja przed młotem i kowadłem. Z jednej strony chęć pomocy jedynej ważnej jej sercu osobie, z drugiej strach przed jej reakcją. Kto by się spodziewał, że taki ten świat mały? Na nieszczęście panny Cyrus, Sky okazała się nad wyraz spostrzegawcza i szybko połączyła fakty: ksywkę, którą stworzyła Miley i wspomnienie o tym, jak pan Leto wielokrotnie zwracał się do niej w ten sposób.
- Czekaj... To ty wymyśliłaś nazywanie mnie Lolitą... Skąd Jared o tym wiedział?

LolitaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz