02

1K 57 2
                                    

      Od pamiętnego incydentu minęły prawie dwa tygodnie. Intrygujący mężczyzna więcej nie pojawił się w ich domu, a Sky kilka razy zastanawiała się nas tym, czy to z jej powodu. Po kilkunastu dniach przestało ją to obchodzić i zdążyła zapomnieć o całej sprawie, a zródło zapomnienia stanowiły kreskówki i filmy animowane, które puszczano w telewizji. Najprzyjemniejszym momentem dnia było ułożenie się pod kraciastym kocem, solone chipsy i gazowane napoje, zero ruchu i mieniący się ekran plazmowego odbiornika, tak ukochanego przez blondynkę. W świecie Shreka żyłoby się dużo łatwiej i Sky parę razy myślała nad stworzeniem bajkowego świata w swoim pokoju, ale na myśl o wysiłku koniecznym do stworzenia czegoś podobnego od razu żegnała się z odległą wizją. Zaraz po zielonym ogrze uwielbiała oglądać czarodziejkę z księżyca, nawet jak znała wszystkie odcinki na pamięć i zdarzało jej się, że wypowiadała konkretne teksty rownocześnie z bohaterami, co komentowała śmiechem i chrupaniem przekąsek. W swoim towarzystwie czuła się najlepiej, swobodnie i nikt nie wpływał na nią stresująco. W zasadzie mało kiedy się nudziła, a jeżeli kreskówki zaczynały być męczące, kładła się spać. Niestety poza telewizją, wiankami i sekretnymi wyjściami na papierosa, istniała też szkoła i obowiązek uczęszczania na lekcje.
      Constance Billard było wysoko cenioną szkołą prywatną w centrum LA, typową placówką z mundurkami i przerwą na lunch, zespołem rugby i składem cheerleaderek dopingujących żółto-niebieskimi pomponami. Nauczyciele podchodzili do podopiecznych indywidualnie i wszem obecny był kodeks, którego złamanie groziło wydaleniem ze szkoły - i tu pojawiały się wyjątki, które igrały z regulaminem i zyskiwały przez to sławę, ale też dumę, bo póki co nikt ich nie wyrzucił. Jak to w amerykańskiej sielance, dziewczęta podkochiwały się w kapitanie sportowej drużyny, liderką dziewczyn była różowa blondyna, a jej świta podążała za nią krok w krok... Na zajęcia nie wolno było się spóźniać, nieodpowiednie zachowanie i mundurek noszony w zły sposób mogły kończyć się odsiadką w kozie, którą Sky pamięta jako najdłuższe godziny w swoim życiu. Nie pamiętała dokładnie, za co skazano ją na wegetację po lekcjach, ale migotało jej wspomnienie płonącej nauczycielki i brak reakcji z jej strony. Tak, to było to.
      Nieszczęściem były mieszane zajęcia i różne grupy, które uczęszczały na te same lekcje. Na przykładowo angielskim Sky siedziała obok wrednej lafiryndy i ich koleżanek, a na matematyce zmagała się z towarzystwem kilku chłopaczków, którzy nieustannie gapili się w jej dekolt. Obowiązkowy w-f przebijał wszelkie możliwe "znienawidzone" zajęcia i według Sky cudem było, że chodziła do tej samej grupy, co Cara i Phoebe, które stanowiły jedne z nielicznych normalnych osób tej samej płci. Biorąc pod uwagę niechęć do ruchu i zaawansowane lenistwo, Ferri starała się chorować jak najczęściej, co nie było aż tak trudne. Czasami wystarczyło umyć włosy nad ranem i z jeszcze wilgotnymi kosmykami przyjść do szkoły...
      Bynajmniej lekcje angielskiego nie były aż tak złe (mimo umysłowo okaleczonych chichotek) głównie przez nauczycielkę prowadzącą zajęcia. Nie była tylko młoda i piękna, olśniewająca wręcz, ale sprawiedliwa i troskliwa, uwielbiana przez trzy czwarty szkoły. Panna Jolie jako jedna z nielicznych potrafiła zmusić Nicki i jej świtę do pracy, nie używając przy tym wyzwisk i rzucania markerami, jak pan Winchester, który bez wahania ciskał w gaduły czym popadnie i o dziwo zawsze trafiał pomiędzy oczy.
      - Romeo i Julia przykładem dramatu romantycznego - tymi słowami kobieta przywitała swoich uczniów, zamknęła drzwi od sali i beztrosko oparła się o nienagannie czyste biurko. Opowiadała na tyle ciekawie i entuzjastycznie, że nawet Demi zwróciła uwagę na nauczycielkę i przez kilka minut zdołała wsłuchać się w romantyczną historię Romea i młodej Julii. No, ale przejaw myślenia szybko wygasł, wymieniony na bezmyślne piłowanie paznokietek. W lewo, do góry, w prawo...
      - William Szekspir przedstawia tragiczną miłość, unaocznia prawdę: zgoda buduje, niezgoda rujnuje. Istotnym czynnikiem kształtującym los bohaterów jest przeznaczenie, ujawniające się w snach i przeczuciach bohaterów. Od początku wszystko zmierza do tragicznego finału. Utwór jest ostrzeżeniem, by nie budować swego życia na kłamstwie i łamaniu powszechnie przyjętych norm.
      Zapadła cisza, a wszystkie umysły skupiły się na słowach panny Jolie. Romantyczna opowieść o miłości wytworzyła przyjemną atmosferę, niektóre z dziewcząt wzdychały i szeptały: ileż bym oddała za takiego Romea. Nicki Minaj, przewodnicząca kółka dla niepełnych rozumem, zaintrygowana słowami nauczycielki klasnęła głośno w dłonie i zwróciła się bezpośrednio do kobiety, jakby rozmawiała conajmniej z koleżanką.
      - W takim razie Julia mogla go zostawić, nie? - rzuciła bezmyślnie, otoczona koleżankami, które przytakiwały jej co każde słowo i przyznawały rację. - W sensie, Julka zamiast się zabić, mogła znaleźć nowego, nie? No, JA bym tak zrobiła, lol - parsknęła śmiechem, omal nie wypluwając gumy balonowej na dziewczynę siedząca przed nią. Sky jednocześnie przewracała oczami i cieszyła się, że to nie ona jest w centrum zainteresowania i spokojnie przetrwa do końca lekcji.
      - Śmierć mogła połączyć ich na wieki - odpowiedziała miło panna Jolie, posyłając nastolatce serdeczny uśmiech, który pojedynczy chłopcy skomentowali pełnym zachwytu westchnieniem. Zarzucając lśniące, brązowe włosy do tyłu kontynuowała. - Zakochani dobrowolnie popełniają samobójstwo, bo nie mogą bez siebie żyć, a wspólna przyszłość okazuje się niemożliwa. Jest to symbol pojednania skłóconych rodów i ukazanie niemożliwie silnych uczuć. Któregoś dnia zrozumiesz o czym jest ta historia, Nicki. Każdy z was zrozumie.
      Dzwonek zakończył zajęcia znacznie szybciej niż mogłoby się wydawać, a cała zgraja uczniów wesoło opuściła salę. Sky niechętnie przesiedziała kolejne lekcje z nauczycielami, których lekcje zawsze doprowadzały ją do snu, a kilka godzin później była wreszcie wolna. Jej matka znów nie miała czasu, żeby odebrać ją ze szkoły, więc wróciła szkolnym autobusem, który zawsze śmierdział kanapkami z szynką i przepoconą skarpetą. Jaka szkoda, że żółte autobusy z napisem "schoolbus" wyglądają tak fajnie tylko w filmach.
      Telewizor czekał na nią przez te wszystkie godziny i teraz mogła się z nim przywitać. Odłożyła plecak na fotel i pobiegła na górę, zadowolona, że nikogo poza nią nie było w domu. W trymiga zamieniła szkolny mundurek na spodenki z hawajskim motywem i za dużą kraciastą koszulę, którą kiedyś dostała od babci. Czas płynął jak szalony, orzeszki ziemne znikały w zawrotnym tempie a w telewizji puszczano właśnie Piękną i Bestię. Wpatrzona w rozgrywającą się akcję nie dosłyszała, kiedy ktoś przekręcił zamek w drzwiach i wszedł do środka, stukając obcasami.
      - A lekcje? - padło jako pierwsze z ust matki Sky, która zgrabnym krokiem przeszła do kuchni łączonej z salonem barkiem i rozstawiła siatki z zakupami. Wszyscy znajomi Sky, którzy mieli przyjemność poznać jej mamę, zawsze mówili to samo: wow, wygląda na trzydzieści lat! Ferri niekoniecznie zgadzała się z ich opinią i myślała o niej za każdym razem, kiedy Cameron uśmiechała się do niej i mówiła, żeby wyniosła śmieci. Liczyła wszystkie zmarszczki pod jej oczami, siwe włosy między złocistymi kosmykami i przebarwienia na czole. To nie tak, że była złośliwa i niemiła - po prostu do wszystkiego podchodziła z dziecinną szczerością i mimo tych wad, uważała Cameron za piękną kobietę. Z makijażem.
      - Dziś niczego nie zadali - odpowiedziała zgodnie z prawdą i na kilka sekund oderwała wzrok od ekranu telewizora. Przywykła do mówienia prawdy, przez miniony rok nie zdarzyło się, żeby celowo okłamała matkę i skłoniła się na oszustwo. Została wychowana na osobę prawdomówną, ale dwanaście miesięcy temu nie wszystko wyglądało tak, jak teraz. Wtedy pojmowała, że "nie mówienie prawdy" to coś zupełnie innego niż "kłamstwo" i tego się trzymała.
      - Musisz pomóc mi wybrać odpowiednią sukienkę - oznajmiała z dumą Cameron, posyłając córce rozpromieniony uśmiech. Przysiadła na fotelu obok kanapy i chwyciwszy za pilot wyłączyła telewizor, który był jedynym źródłem oświetlającym twarz Sky.
      - Wychodzisz? - zapytała bez cienia zainteresowania i tęsknym wzrokiem obrzuciła czarny ekran naprzeciwko niej. Nie była na tyle zbuntowana, żeby upomnieć się o oddanie pilota i włączenie telewizora. Może zwyczajnie się jej nie chciało? Bywały dnie, kiedy była energiczna, żeby przejść się do kawiarni i sklepu ze zwierzątkami, a następnego dnia nie miała siły żeby zejść na dół i przez kilka godzin umierała z głodu.
      - Och, tak, tak. Pamiętasz mężczyznę, którego przedstawiłam ci przeszło dwa tygodnie temu? - Ależ jak mogłaby zapomnieć? Cameron opowiadała o nim bez ustanku, dzień w dzień przez trzy miesiące przewijało się w ich domu imię "Jared". - Idziemy na kolację, nie mogę zdecydować co powinnam założyć - odetchnęła z dumą i moment później skrzywiła się lekko. - A, właśnie. Z początku myśleliśmy, żebyś poszła z nami... Ale znam swoją córeczkę i nie miałaby ochoty, prawda?
      Sky zmarszczyła brwi. Nawet gdyby miała, i tak Cam zrobiłaby wszystko, żeby nie poszła. To nie tak, że jest wyrodną matką - kocha córkę, ale pamięta, żeby jej pilnować, trzymać się określonych reguł i zasad. Na całe szczęście nastolatka była posłuszna jak baranek.
      - Czarna czy czerwona? - uniosła w dłoniach identyczne sukienki różniące się jedynie kolorem. Pomachała obiema przed twarzą dziewczyny i z szerokim uśmiechem powtórzyła pytanie, jedną brew unosząc ku górze.
Sky przyglądała się im wzrokiem pozbawionym intensywności i mimo, że patrzyła na sukienki, wcale ich nie widziała. Zawiesiła wzrok na garnkach za plecami kobiety i zastanawiała się, czy założenie ich na głowę przyniosłoby podobne rezultaty, co hełm na wojnie. - Jared jest taki męski i czarujący, ósmy cud świata... Taki facet trafia się raz na sto lat, jest pełen pasji i ma w sobie coś magnetyzującego... I nie są to oczy! Ha-ha!
      - Czarna - mruknęła bez zastanowienia i ukradkiem przewróciła oczami. Moment później tego pożałowała i przez sekundę chciała mieć te same moce co Harry Potter, żeby nadmuchać te kobietę i sprawić, żeby odleciała stąd jak balon.
- Czy muszę mieć z tobą wiecznie problemy? Nie potrafisz być jak twoje rówieśniczki? Jesteś taka niewdzięczna!
Cameron opuściła dom niedługo po ósmej i w salonie zapanował długo wyczekiwany spokój. Sky na nowo włączyła telewizor i w ramach rekompensaty za uwłaczające towarzystwo matki zabrała ze swojego schowka wszystkie gumy do żucia, która udało jej się nagromadzić w ostatnim tygodniu i miała zjeść je dopiero na weekend, ale wyszło jak wyszło. Z uśmiechem oglądała przygody małej czarodziejki i robiła sobie zawody na największy balon z gumy, aż ten naprawdę gigantyczny pękł i oblepił całą jej twarz.
- Bla bla Sky, wyłącz ten durnowaty telewizor i weź się za lekcje Sky, bla bla bla - przedrzeźniała typowy sposób mówienia matki i komentowała to przewracając oczyma, co pod jej nieobecność robiła do woli i kiedy tylko chciała. - Czerwona czy czarna? - mruknęła pod nosem, głosem nazbyt przesłodzonym i głupkowatym. - Nie ważne, i tak założę co mi się podoba - dodała, wspominając kretyńską sytuację, kiedy niedługo po opinii otrzymanej od córki Cameron zaprezentowała się jej w czerwonej sukience. Sky z całej siły kontrolowała swoje ciało, żeby nie pacnąć się z otwartej dłoni w czoło.
Czas płynął mozolnie, a wskazówki zegara zdawały się stanąć w miejscu, oglądanie telewizji zaczęło ją nużyć. Nakryta kocem i otoczona gumą balonową próbował zasnąć, ale na to też nie miała ochoty. Sprzątanie pokoju nie wchodziło w żadną z opcji, bo była to ostatnia rzecz, którą Sky chciałaby robić. Ze znudzeniem i zrezygnowaniem sięgnęła po truskawkowego lizaka z nadzieją, że magicznym sposobem odmieni ten nudny wieczór.
- Halo? - mruknęła, przykładając wibrujący telefon do ucha. Imię, które wyświetliło się na ekranie wcale jej nie zdziwiło , bo Cara często do niej dzwoniła, żeby zapytać czy ma pożyczyć buty albo inne dodatki, więc i tym razem była przekonana że starsza koleżanka chce coś wziąć na słowo.
Cara Delevingne była starsza o dwa lata i była częścią nieciekawej przeszłości Ferri. W ich szkole należała do głównego składu cheerleaderek i wszyscy ją lubili, uwielbiała modę, uczyła się świetnie i ponad to jej uroda zwalała z nóg.
- Nigdy nie zgadniesz kto wrócił do miasta - padło w słuchawce, a serce Sky momentalnie stanęło w miejscu. Drobne krople potu przyozdobiły jej czoło, a oddech utkwił gdzieś w gardle. Kilka minut później odłożyła telefon i na nogach jak z waty poszła na górę. Machinalnie przebrała się w standardowe ubrania i niczym zombie wyszła z domu, zapomniała zamknąć za sobą drzwi i jedynym, co ze sobą wzięła, były jagodowe papierosy i lizak.
Los Angeles wieczorem stanowiło jedno z najpiękniejszych miejsc na świecie: miliony świateł, drapacze chmur, ludzie, którzy dopiero budzili się do życia. Niegdyś ulubionym miejscem Sky była "kawiarnia" w okolicach centrum, co noc oblegana setkami imprezowiczów, dlatego i tym razem obrała ten punkt jako miejsce docelowe. Ot co przeciętny lokal, za dnia opustoszały, z drewnianymi stolikami i kiepskim menu, na pierwszy rzut oka absolutnie nieciekawy. Jedynie dobrze poinformowani wiedzieli o tajemniczym (dźwiękoszczelnym) przejściu za barem, które ciągnęło się pod ziemię i wprowadzało w "nowy wymiar", ultrafioletowe światła, boleśnie głośną muzykę i ludzi pod wpływem. Tamtego wieczoru nie weszła do środka, ale przystanęła obok i odpaliła papierosa, zdecydowanie skrępowana tłumami ją mijającymi i sznurami samochodów na ulicy.
Mężczyźni obrzucali ją dwuznacznymi spojrzeniami, zwłaszcza, kiedy króciutka kiecka tańczyła na wietrze. Wcale nie zależało jej, żeby wyglądać cudownie, ale wiedziała, na kogo czeka i nie mogła pozwolić sobie na byle jakie łachmany. Niestety z każdą minutą coraz bardziej prawdopodobna stawała się myśl, że spotkanie Jej pod ich ulubionym miejscem wcale nie było tak oczywiste i niepodważalne, jak sądziła wychodząc z domu. Po prawie czterdziestu minutach minka jej nieco zrzedła, okazało się, że cynk od koleżanki był tylko stratą czasu, a obcy mężczyźni dalej pożerali ją wzrokiem.
Nie powinniśmy się im dziwić: wygladała odrobine perwersyjnie w białych podkolanówkach, plisowanej spódniczce i na przemian lizakiem i papierosem w czerwonych ustach. Dym nikotynowy zawsze koił jej nerwy w stresujących sytuacjach, a cukierek na patyku miał na celu osłodzić gryzący posmak w buzi.
- Ty musisz być Sky, mam racje?
Jak poparzona podskoczyła w miejscu, serce omal nie wyskoczyło jej z piersi i instynktownie przyjęła postawę obronną, skuliła ramiona i chcąc nie chcąc ukryła tlącego się papierosa za plecami. Na krótki moment zapadła krępująca cisza, aż zdając sobie sprawę, że prawdopodobnie nic jej nie grozi, wysunęła twarz zza lwiej grzywy i wciąż przerażonym spojrzeniem obrzuciła postać stojącą naprzeciwko, co natychmiastowo poskutkowało niemym osunięciem szczęki w dół.
- Jestem aż taki straszny? - zapytał żartobliwie, a nastolatka całkiem poważnie rozważała możliwość ucieczki. Ten sam chłód pozbawił ją logicznego myślenia, a przeszywający wzrok prawie doprowadził do płaczu. Twarzy takiej jak jego nie szło zapomnieć, co więcej, od razu przed oczami stanęła jej scena upadku tuż przed jego nogami. Blade policzki od razu nabrały różu, nawet jeszcze bardziej, kiedy doszło do niej jak bardzo ma przechlapane. Facet jej matki widział ją poza domem, z papierosem i umalowaną czerwoną szminką, w centrum miasta o późnej godzinie. Próbując wykaraskać się z tej rozpaczliwej sytuacji wyrzuciła ukradkiem papierosa, udając, że przed chwilą wcale nie trzymała go w ustach.
- Mam na imię Jared, pamiętasz? - rzucił z ukrywanym uśmieszkiem, głos miał pewny i miły, z przepiękną barwą i charakterystycznym akcentowaniem poszczególnych końcówek. Obserwował ją bardzo dokładnie, przez co od razu skojarzył jej się z psychiatrą, do którego chodziła. Przez świdrujące oczy i intensywne spojrzenia miała wrażenie, że w przeciągu kilku minut zdołał poznać całe jej życie i dowiedzieć się o papierosie, którego wyrzuciła. - Cameron nie wspominała, że palisz
Gdyby Sky była psem, wyglądałaby wtedy jak cocker spaniel z podkulonym ogonem i uszami, z wielkimi ślepiami łypiącymi to na mężczyznę, to na czubki swoich butów(łap). Poza zgrywaniem grzecznej dziewczynki została jeszcze możliwość wyparcia się wszystkiego, co przypuszczalnie oczywiste.
- Ja wcale nie paliłam - wykrztusiła w końcu, kuląc ramiona i zaciskając je na piersiach, niczym urażone dziecko. - Naprawdę, musisz mi uwierzyć.
- Och, czyżby? - zaśmiał się słysząc błagalną nutę w jej głosie, a błękitne oczy idealnie skomponowały się z perfekcyjnie wykrojonym uśmiechem. - Więc papieros przy twoim lewym bucie znalazł się tam przypadkowo, z równie przypadkowym filtrem umazanym czerwoną szminką, którą całkiem przypadkowo masz teraz na ustach?
- ...Tak? - pisnęła niepewnie, jednocześnie próbując się bronić, ale i wiedząc, że to co mówi nie ma najmniejszego sensu. Mężczyzna skwitował to energicznym kiwnięciem głowy, co znaczyło, że ironicznie zgadza się z jej słowami przy czym powstrzymywał się od śmiechu. Sky stanowiła jego całkowite przeciwieństwo, bo w tej sytuacji jej wcale do śmiechu nie było, do płaczu prędzej, można by rzec. Z całych sił starała się wymyślić odpowiednie wytłumaczenie, aż w jej głowie zapaliła się czerwona lampka z napisem "mama", co nieświadomie wypowiedziała na głos z nieukrywaną rezygnacją.
- Nie wiem skąd masz te informacje, ale skoro j u ż wiesz, że twoja mama wróci do domu za dwadzieścia pięć minut, radziłbym z nich skorzystać jak najprędzej - powiedział, posyłając w jej stronę porozumiewawczy uśmiech i przelotne mrugnięcie okiem. Widząc w dalszym ciągu niepewność w jej oczach, nachylił się nad jej uchem i niskim głosem szepnął: - Nic jej nie powiem. To będzie nasza tajemnica, zgoda?

LolitaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz