PROLOG

11.2K 434 96
                                    

  Od zawsze byłam tak zwaną Czarną Owcą rodziny Connor. W prawdzie nikt nigdy nie powiedział mi tego wprost, ale chyba każdy był świadom, iż nie byłam chlubą tego zacnego rodu. Na spotkaniach rodzinnych nie występowałam przed wszystkimi, prezentując swój talent, w szkole ciągle zbierałam bury od nauczycieli za to, że nauka idzie mi słabo, a łapanie duchów było dla mnie istnym koszmarem, czymś, z czym nie chciałam mieć w ogóle do czynienia. Rodzice zawsze próbowali mnie pocieszyć, wmówić mi, że niedługo wszystko się zmieni, stanę się naprawdę świetną Żniwiarką Śmierci i ludzie jeszcze pożałują, że we mnie nie wierzyli. Cóż, te słowa brzmiały naprawdę ładnie, ale spójrzmy prawdzie w oczy - nie byłam dobra w tym, co robiłam. W szkole wiecznie miałam problem z uczeniem się do jakichkolwiek, nawet tych najmniejszych testów, nie umiałam dobrze walczyć, ciągle się obijałam. Byłam tłusta i zbyt leniwa, by poćwiczyć z bratem bliźniakiem walkę wręcz, gdy proponował mi, że nauczy mnie bić się. Lubiłam za to czytać książki, opychać się słodkościami, które mama starała się chować przede mną na darmo - i tak znałam wszystkie jej skrytki. Nigdy nawet nie zawracałam sobie głowy duchami i tym, że zadaniem Żniwiarzy z krwi i kości jest ich unicestwianie. Miałam to tak w sumie gdzieś.

  Jak widzicie, miano Czarnej Owcy rodziny pasowało do mnie jak ulał.

  W całej gromadzie dzieci, którą otaczali się moi rodzicie, niczym specjalnie się nie wyróżniałam. Miałam starszego brata Jareda, który był naprawdę utalentowanym wojownikiem, którego już od najmłodszych lat zabierano na poszukiwania zjaw. To nim rodzice najczęściej chwalili się przed znajomymi i rodziną. Sam Jared był skromny, nie lubił mówić o tym, co potrafił, wręcz ukrywał to przed innymi. Właśnie dlatego zawsze wydawał mi się być wkurzający.

  Mój brat bliźniak Dean, starszy ode mnie o te nieszczęsne siedem minut, które zawsze mi wypominał, też był dużo lepszy w te klocki niż ja. Był świetny w nauce o zjawach, historii naszej rasy, całego Nocte Mundi. Doskonale rzucał nożami i posługiwał się łukiem. Dziewczyny szalały za nim, jakby był jakimś półbogiem, czy kimś takim, podczas gdy do mnie chłopcy nawet nie podchodzili. Podejrzewałam nawet, że starali się na mnie też nie patrzeć. No cóż, nie byłam atrakcyjna, ale nie przeszkadzało mi to. A przynajmniej do ukończenia dwunastego roku życia miałam to w głębokim poważaniu.

  Jedna z młodszych sióstr, Claire, była moim zupełnym przeciwieństwem. Śliczna, zadbana, chudziutka jak szkielecik, ciemne włosy zawsze miała uczesane w jakieś ładne i eleganckie fryzury, ubierała się w o wiele ładniejsze ciuchy niż ja. Pewnie dlatego, że ja czasem zakładałam rzeczy Deana, ale chyba bardziej chodziło o to, że Claire po prostu umiała nosić na sobie ubrania. We wszystkim wyglądała świetnie, umiała się w tym pokazać. Oczywiście, jak to bywa w świecie, nie za bardzo za sobą przepadałyśmy. Claire raczej nie przedstawiała mnie swoim znajomym jako starszą siostrę. A przynajmniej nie w tamtych czasach.

  Miałam jeszcze młodszą siostrę i brata, bliźniaków, z którymi byłam dość blisko, mimo że dzieliły nas trzy lata różnicy. Lacey i Max zawsze lubili czytać ze mną różne paranormalne książki i komiksy, które były dostępne w Trupiarni, czyli naszej krainie, którą politycy woleli nazywać Cimeterium. To w wolnym tłumaczeniu znaczyło „cmentarz", ale do tego wrócimy później. Teraz powinnam przedstawić wam moją młodszą o sześć lat siostrę, Tabithę, w skrócie Tibby. To naprawdę kochane dziecko - uczynne i pomocne, w przeciwieństwie do większości bachorów, które wychowywali moi rodzice. Zaraz po Tibby, a w zasadzie to trzy lata po niej, urodziła się Iliza, cicha artystka, która rzadko kiedy się odzywała. Nie było z nią praktycznie problemów. A później urodziły się najmłodsze dziewczynki - Vanessa i Theresa, czyli Nessie i Tessie. Gdy miałam dwanaście lat, jedna kończyła dopiero rok, a druga jeszcze się nie narodziła.

Śpiew ŚmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz