Kiedy w końcu przytaszczyli nas do jakiegoś ciemnego korytarza, moje żebro zaczęło się regenerować, a ja przestałam kaszleć. Hm, to był chyba jeden z nielicznych plusów bycia Żniwiarzem Śmierci - wszystkie nasze rany goiły się trochę szybciej i mniej bolały. W tamtej chwili to było naprawdę pomocne.
Blake, który był prowadzony przez Janell i Kate jednocześnie, wydawał się być tak wściekły, jak jeszcze nigdy. Ja też byłam zła, ale przez ten cały alkohol moje zmysły, uczucia i myśli wydawały się być trochę przygaszone, jakby częściowo przykryte jakąś przezroczystą płachtą. Halloway natomiast zachowywał się jak typowy facet, którego wykiwano - rzucał wszystkim wściekłe spojrzenia, rugał się i mówił, jak się zemści na wampirach z klubu. Kate, Janell i facet, który mnie prowadził, tylko się uśmiechali i kiwali głowami rozbawieni całą sytuacją i tym, jak ja i Blake przeżywaliśmy te... porwanie. A muszę wam przyznać, że dawno tak się nie bałam - w końcu jeszcze jakieś dziesięć minut temu byłam bliska śmierci przez własną głupotę i kły wampirzycy.
Kate i Janell popchnęły Blake'a na jedną ze ścian w ciemnym korytarzu, ale ten szybko odzyskał równowagę i nie zderzył się ze betonem. Ze mną było już trochę gorzej: gdy wampirzy osiłek, z którym jeszcze niedawno walczyłam, popchnął mnie w stronę Hallowaya, nie zdołałam utrzymać się na nogach i prawie padłam na tyłek, obijając się, gdyby nie Blake i jego refleks. Już nie raz ratował mnie przed upadkiem. Chyba powinnam mu w końcu za to podziękować, nie?
On jednak był zbyt zajęty wdawaniem się w kłótnie z wampirami.
- To tak traktujecie klientów? - warknął, gdy usiłowałam stanąć na własnych nogach. - Świetnie! Spodziewajcie się słabych recenzji na ŚD!
Nie miałam pojęcia, czym jest ŚD, ale już samo słowo „recenzji" kazało mi przypomnieć, że to był Blake Halloway, który słynął z dziwnego poczucia humoru czasem nie pasującego do sytuacji. Spojrzałam mu w twarz, która dziwnie rozmazywała się w słabym świetle korytarzowych lamp, ale nie znalazłam na niej ani śladu rozbawienia.
Kate prychnęła, a Janell przewróciła oczami i powiedziała do faceta, który mnie tu przywlókł:
- Idź do szefostwa.
- Tak, idź do szefostwa - burknął Blake i otrzepał z rękawów swojej marynarki niewidzialny brud. Zaraz po tym chwycił za nóż, który nadal tkwił w jego barku i po prostu go wyjął, jakby nic go nie bolało. Rzucił ostrze na ziemię, wtarł krew w swoje czarne spodnie i posłał kobietom wściekłe spojrzenie. - Muszą się dowiedzieć kilku rzeczy o swoich pracownikach.
Kate była już zniecierpliwiona. Facet posłał mu kpiące spojrzenie i ruszył ciemnym korytarzem w stronę przeciwną do tej, z której przybyliśmy.
- Och, przestań pieprzyć bzdury, Halloway. Dobrze wiesz, że nikt nie wysłucha tutaj twoich skarg. - Przerzuciła ciężar swojego ciała na prawą nogę i jedną rękę oparła o biodro. Wyglądała jak młoda modelka, która właśnie zwiała z wybiegu. Wrażenie potęgowała jej granatowa sukienka, która sięgała jej ledwie do połowy uda. Mimo to nie wyglądała w ogóle jak dziwka tylko jak... dama. Kurcze, jak ona to robi? - Weszliście na nie swój teren, i teraz macie za swoje.
Blake uniósł ręce w takim geście, jakby nie chciał już słuchać tych bzdur, które wygłaszała wampirzyca. A oboje przecież wiedzieliśmy, że po części miała rację. Nie powinniśmy wchodzić na nie swój teren, ale z drugiej strony przecież nie wiedzieliśmy, czego możemy się tu spodziewać.
- Słuchaj, Królowo Balu Maturalnego - zaczął, a ja, Kate i Janell się skrzywiłyśmy. Co to w ogóle za przezwisko? - Nie mieliśmy pojęcia, co tu się dzieje. Przyszliśmy się tu trochę zabawić, a nie stać się przekąską dla starych wampirów. No sorry.
CZYTASZ
Śpiew Śmierci
ParanormalZmarli są wokół nas - to są słowa, które najczęściej padały z ust mojej matki, gdy jeszcze żyła. To są słowa, które są dla mnie oczywiste. Nazywam się Alice Connor i żyję na tym świecie już od osiemnastu lat. Jako że jestem przedstawicielką ra...