W samo południe w końcu wyszłam z domu i wybrałam się do Centrali.
Niebo w Cimeterium było zawsze takie samo: szare i nijakie. Nie, to nie była wina chmur, które krążyły nad całą krainą, po prostu tak wyglądało tutaj niebo. Było stalowoszare. Ludzie mogli się chwalić swoim błękitnym niebem, elfy często pisały pieśni o swoim różowym nieboskłonie, a nad głowami Żniwiarzy otwierała się szara przestrzeń, którą odwiedzał tylko srebrny księżyc od czasu do czasu. Po latach w końcu przywykłam do tego dziwnego widoku. Gdy byłam małą dziewczynką, szare niebo wydawało mi się czymś oczywistym. Kiedy przeniosłam się z rodzicami na Brooks Street 13, nie mogłam uwierzyć w to, że nieboskłon jest tam jasnoniebieski. A teraz, gdy po kilku latach znów przeniosłam się do Trupiarni... Ech, ciężko było znów się do tego przyzwyczaić.
W Cimeterium nie było ulic, asfaltu, kostek brukowych. Nie było też czegoś takiego jak samochód, autobus, rower. Tu, w Trupiarni, liczyła się tylko siła twoich nóg i orientacja w terenie. Jeżeli nie byłeś silny i często się gubiłeś, nie było to miejsce dla ciebie. Jak to mawiał dyrektor naszej szkoły... Tylko silni mogą tu przetrwać. Mięczaki najlepiej niech już wykopią sobie głęboki grób. Cóż, trudno się z nim nie zgodzić, nie? W każdym razie, żeby dostać się do Centrali, musiałam przejść kilka kilometrów w półmroku. Dziś na niebie pojawił się księżyc, który trochę oświetlał nasz świat. Widziałam zarys wysokich traw, w których niemal pływałam, swoje czarne buty sięgające do kolan i budynki, które rysowały się kilkaset metrów przede mną. Większość istot, która przejeżdżała przez nasz kraj lub go zwiedzała, twierdziła, że przypominał on wielkie pola skąpane w nocnym blasku. Nigdy nie rozumiałam, o co im chodziło.
Wiał lekki wiatr, który poruszał moimi włosami. Związałam je w dwa wysokie kucyki, więc smagały tylko moją szyję i policzki. Miałam na sobie ciemne ubrania, czyli podręcznikowy strój, który nosiło się, gdy wybierało się na polowanie na duchy. Jak to tłumaczył nam profesor Lester: żyjemy w mroku i w mroku powinniśmy tkwić. Każda żywa istota miała w swoim sercu blask, który przebijał się przez cienką skórę. Dlatego właśnie na polowaniach maskowano go, nakładając na siebie ciemne ciuchy. Zjawy przyciągane były blaskiem żywych istot.
Lubiłam ubierać się na czarno i nie do końca traktowałam to jako obowiązek. Uwielbiałam ciemne suknie z gorsetem, który podkreślał moją talię, czarne spodnie, bluzki przedstawiające tak zwane zombie (Żniwiarze nie używali tego określenia, gdyż uważali, że jest obraźliwe). Lubiłam też steampunk. Wszystkie ciuchy zamawiałam na Jasnym Rynku, u prawdziwych ludzi, którzy co jakiś czas wracali do świata ludzi i kupowali różne przedmioty, ubrania, które sprzedawali inni ludzie, a później wystawiali je na swoich straganach na Rynku po połowie ceny. Gdy mojej rodzinie nie brakowało Kości, a ja miałam jeszcze jakieś na zbyciu, chodziłam sobie na Jasny Rynek i zamawiałam jakieś ładne sukienki i ciężkie buty, które ludzie nazywali glanami.
Centrala Cimeterium znajdowała się... w centrum państwa. Nasza kraina była niewielka, więc każdy mógł łatwo się dostać do tego punktu. W Trupiarni nie było było miast - Żniwiarze nie lubili się integrować - ani wsi. Domy porozrzucane były po całym kraju, w różnej odległości od siebie. Na szczęście my, Connorowie, mieszkaliśmy tylko trzy kilometry drogi od Centrali.
Za paskiem trzymałam pięć noży i jedną małą siekierkę, która była naprawdę poręczna i dobrze się nią walczyło z tymi bardziej niebezpiecznymi duchami. Do paska miałam też przyczepiony srebrny bat, który był moją główną bronią. Według zwyczajów Szkoły Żniwiarzy w wieku czternastu lat wybrałam swoją prawdziwą broń, którą nosiłam zawsze przy sobie. Ja wybrałam bat, ponieważ uznałam, że nieźle mi się nim walczy. Lubiłam to, jak szybko smagał powietrze, jak owijał się wokół jakiejś kończyny ducha, unieruchamiał go. To było bardzo pomocne i przydatne do eliminowania niepotrzebnych zjaw.
CZYTASZ
Śpiew Śmierci
ParanormalZmarli są wokół nas - to są słowa, które najczęściej padały z ust mojej matki, gdy jeszcze żyła. To są słowa, które są dla mnie oczywiste. Nazywam się Alice Connor i żyję na tym świecie już od osiemnastu lat. Jako że jestem przedstawicielką ra...