Dean i ja dość szybko się pogodziliśmy, co było do przewidzenia. Jak już wspominałam, my nie potrafiliśmy długo się na siebie gniewać, byliśmy raczej zgodnym rodzeństwem.
Rano, następnego dnia, gdy byliśmy już w apartamencie Hallowaya, ja i mój brat bliźniak pakowaliśmy moje klamoty, podczas gdy Blake prowadził jakąś poważną rozmowę przez telefon; pewnie znów się z kimś konsultował w sprawie ochrony Lily, której Drake poważnie groził. Siedział w swoim pokoju, ponury i pogrążony w swoich myślach. Esme miała przyjść do niego później, tuż przed wyjazdem moim i Deana, by nas pożegnać. Nie miałam wątpliwości, że zrobi to z ulgą.
Ustaliliśmy z Deanem, że wyjedziemy z Nowego Jorku gdzieś około godziny dziesiątej. Do tej pory mieliśmy mnie spakować, podziękować Hallowayowi za gościnę i skonsultować się jeszcze z moim lekarzem, który chciał sprawdzić stan moich nóg, nim udamy się w podróż, która zapowiadała się naprawdę męcząco. Mieliśmy się z Deanem najpierw przedostać się na Brooks Street, by stamtąd, przez Wielką Dziurę, przenieść się do właściwego Podziemia, do hrabstwa wampirów i prostą drogą do Cimeterium, do domu. Ostatnim razem, przemierzając tę drogę, byłam w towarzystwie Alexa Castora i Diany, która wspomagała nas trochę magią, dodając nam sił lub w jakiś sposób motywując. Teraz mieliśmy sami z Deanem to wszystko przejść, męcząc się jeszcze z moimi nogami. Nie zapowiadało się to przyjemnie.
Siedziałam na moim łóżku i pakowałam się do plecaka, z którym tutaj przybyłam. Czułam się trochę dziwnie, jakbym kończyła właśnie jakiś etap w swoim życiu, a nie po prostu rezygnowała z dość ryzykownej pracy. Dean skakał nade mną, zbierał moje ciuchy i inne klamoty, opowiadając mi, co działo się w domu pod moją nieobecność. I właśnie tak sobie z nim gawędząc, zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo za nim tęskniłam - za jego radosną paplaniną, opowieściami o naszym rodzeństwie i żarcikami, które czasem były aż tak słabe, że umierałam z rozbawienia. Przez te wszystkie dni, gdy pracowałam tu, w Nowym Jorku, strasznie za nim tęskniłam, czego nie omieszkałam mu powiedzieć.
Usiadł obok mnie, rzucając moje ciuchy na łóżko i objął mnie ramieniem. Przycisnął mnie do siebie.
- Też tęskniłem, Al - powiedział cicho i westchnął. - I jeszcze się o ciebie martwiłem.
Nie chodziło mu tylko o moją pracę, ale też o biedne serce, które cierpiało katusze przy Blake'u. Przymknęłam oczy i oparłam głowę na jego ramieniu, czując, że jestem bliska rozsypaniu się na kawałki.
Pierwsze spotkanie mojego brata bliźniaka i faceta, w którym kochałam się od lat, było chyba najdziwniejszą rzeczą, która mnie spotkała w tym tygodniu. Naprawdę. Już kot Lessien nie był tak dziwny jak pierwsza rozmowa Deana z Blake'em, który był trochę zdezorientowany po tym, co zdarzyło się w gabinecie i po moim oświadczeniu. Patrzył przez chwilę dziwnym wzrokiem, jak ściskam się bratem, a później zmierzył go spojrzeniem, w którym wyczytałam błysk zrozumienia. Zapewne to właśnie wtedy uświadomił sobie, że Dean jest moim bratem, a ja ściskam go po bratersku, a nie jak mojego nowego chłopaka. Rozluźnił się.
A później było już tylko żenująco. Dean niemal od razu domyślił się, kto przed nami stał, a w jego oczach pojawiła się furia, która zapaliła ostrzegawcze lampki w moim umyśle. Mój brat powoli odsunął mnie od siebie, a ja naprawdę próbowałam odwieść go od tego, co widziałam, że planował zrobić. Mój brat jednak szybko usunął mnie na bok i zaczął iść w stronę Hallowaya, wymijając przy tym niegrzecznie Christinę i Clarka, którzy zaczęli mówić do niego jakieś słowa powitania, ale zostali olani. Moje serce biło mi niemal w gardle, gdy Dean podszedł blisko do Blake'a i mocno chwycił go za fraki. Ruszyłam w ich kierunku, bojąc się, że mojemu bratu zaraz może coś odbić.
CZYTASZ
Śpiew Śmierci
ParanormalZmarli są wokół nas - to są słowa, które najczęściej padały z ust mojej matki, gdy jeszcze żyła. To są słowa, które są dla mnie oczywiste. Nazywam się Alice Connor i żyję na tym świecie już od osiemnastu lat. Jako że jestem przedstawicielką ra...