~9~

4.1K 236 16
                                    

  - Nie wspominałeś, że te pieprzone prosektorium znajduje się w kanałach - warknęłam do Blake'a, gdy zaparkowaliśmy na jakimś cholernym poboczu, które znajdowało się przy jednej z wyjazdowych dróg z Nowego Jorku. - Ani o tym, że będę musiała tam zejść i ubrudzić swoje martensy i nową tunikę.

  Jazda trwała jakieś czterdzieści minut i muszę wam powiedzieć, że to były najbardziej niezręczne chwile w moim życiu. Nigdy nie myślałam, że tak poczuję się przy Blake'u, ale ostatnimi czasy życie lubiło płatać mi figle. Z każdą chwilą przekonywałam się, że Halloway nie był do końca taki, jak to zapamiętałam. Nie wydawał się być aż tak wesoły jak kiedyś. Jego żarty nie były już niebywale śmieszne. Był czymś zdenerwowany, a ja nie byłam pewna, czy to przeze mnie, czy przez tego dziwnego kota, który siedział w jego domu. A może przez to, co zdarzyło się, gdy tylko wsiadłam do jego samochodu.

  Jazda autem po raz drugi, nie była już tak ekscytująca jak ta pierwsza. Tak, nadal czułam podniecenie, ale nie takie jak wcześniej. To nie było już to. Tym razem wiedziałam czego się spodziewać, więc zaczęłam widzieć więcej szczegółów niż poprzednio. Na przykład to, że jego samochód był bardzo wysoki i czasem patrzyliśmy na inne auta z góry. Albo to, że fotel, na którym się usadowiłam był niedoczyszczony. Widziałam też ten dziwny medalik, który przewieszony był przez wsteczne lusterko. Wcześniej nie zwróciłam na niego uwagi, ale teraz... to właśnie on przyciągał mój wzrok jak nic innego w tym samochodzie. Był złoty i skromny - nie zawierał zdobień, a po jednej stronie medalionu zobaczyć mogłam zawiasy. Stąd wiedziałam, że był otwierany, a moja ciekawość prawie rozerwała moje ciało na kawałki. Byłam niesamowicie ciekawa, czyje zdjęcie trzyma Blake. Nie miałam wątpliwości, że jakieś tam chował.

  Wyciągnęłam rękę w stronę medalionu, ale, tak jak w przypadku kota, Blake był ode mnie szybszy. Chwycił mnie mocno za nadgarstek, a ból, który mnie zaatakował, sprawił, że z moich ust wydobył się żałosny jęk. Spojrzałam Blake'owi w oczy. Nie widziałam w nich paniki, jak poprzednio. Płonęły złością.

  - Nie dotykaj go - mruknął złowieszczo.

  Cóż, to właśnie wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że wszystko co myślałam o Blake'u, było nieprawdą. Nie znałam go. Nie miałam zielonego pojęcia, kim był. Znałam tylko jego imię i nazwisko, nic więcej. Nie miałam pojęcia, co czaiło się w jego głowie. Nie znałam jego przeszłości. Cholera, ja nawet nie wiedziałam, ile miał lat! Wiedziałam, że jest ode mnie starszy, ale nie byłam pewna... o ile starszy. Był wampirem, więc mógł mieć nawet z tysiąc lat, a ja i tak bym się tego nie domyśliła.

  Blake z moich wspomnień chyba był tylko wytworem mojej wybujałej wyobraźni. A może spotkanie z nim sprawiło, że czar prysł? Nie byłam tego pewna, ale z każdą chwilą czułam, że moje uczucia do niego zmieniają się, nie są już takie jak kiedyś.

  Może niedługo się odkocham, pomyślałam z nadzieją.

  Spojrzałam mu prosto w oczy. Nie obawiałam się go. Szczerze mówiąc, czułam tylko złość. Czemu on tak wszystko ukrywał i utrudniał? Dlaczego nie należał do takich osób, które chętnie się przed innymi ujawniają?

  - Co to? - zapytałam, wyrywając nadgarstek z jego uścisku i kiwając głową w stronę medaliku. - Pozostałość po jednej z twoich panienek?

  Zmrużył oczy. Wydawał się być zły.

  - Owszem, należał do kobiety, którą kocham - powiedział, a ja poczułam ukłucie w sercu. Cholera, mógł to sobie odpuścić. - Najpiękniejszej, jaką widziałem - wysokiej, długonogiej blondynki. To chciałaś usłyszeć?

  - Tak - odparłam, siląc się na chłód.

  Już wiecie, czemu oboje czuliśmy się niezręcznie.

Śpiew ŚmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz