~14~

2.9K 228 13
                                    

  Przebudziłam się równo o drugiej w nocy, jakby nagle zadzwonił budzik, który powiadomił mnie, że już trzeba wstawać. Panowała jednak kompletna cisza, przerywana tylko świszczącym odgłosem, który wydobywał się z mojej piersi, gdy oddychałam. Wieczorem byłam tak wyczerpana tymi wszystkimi emocjami, które mną targały, że szybko wczołgałam się pod kołdrę i zasnęłam, marząc o tym, by ten tydzień skończył się jak najszybciej. Po raz pierwszy w życiu pożałowałam, że doba trwa dwadzieścia cztery godziny, a ja będę musiała jeszcze przez dobrych pięć dni użerać się z wkurzającą Esme i zabójczo przystojnym Blake'em.

  Otworzyłam zapuchnięte oczy i od razu wyciągnęłam rękę w stronę telefonu, który leżał na stoliku nocnym stojącym obok łóżka. Spojrzałam na wyświetlacz, i tak jak już wspominałam, zobaczyłam, że jest druga w nocy. Westchnęłam cicho, odłożyłam komórkę na miejsce, nie zwracając zbytniej uwagi na to, że wieczorem Dean dzwonił do mnie trzy razy. Chociaż raz mogłam od niego odpocząć. Przewróciłam się na plecy.

  I spojrzałam w twarz zjawie, która unosiła się nade mną, zaledwie kilka centymetrów nad moim ciałem.

  Przeraziłam się, ale życie nauczyło mnie już tego, by nie okazywać lęku. Nie wzdrygnęłam się więc ani nie pisnęłam, bo już dawno wyzbyłam się tego odruchu. Spojrzałam prosto na zjawę, która się nade mną lewitowała i przeanalizowałam sobie wszystko dokładnie. Duch młodej kobiety, może nawet zwykłej nastolatki, był strasznie wyblakły, jakby przez lata, które spędziła na tym świecie - wywnioskowałam to po jej stroju, który był bardzo specyficzny - nie robiła nic innego, tylko tarzała się w wybielaczu. Dziewczyna miała na sobie sukienkę w czarno-białe paski, biały fartuch i dziwny, koronkowy czepek, jak za dawnych ludzkich czasów. Jej oczy były koloru nieba w Cimeterium - bezdennie czarne, tajemnicze... Jej włosy również były ciemne, ale widać było, że nie aż tak jak tęczówki. Nigdy nie domyśliłabym się, że jest martwa, gdyby nie fakt, że na środku brzucha miała ogromną dziurę, z której lała się srebrna ciecz. Krew, elfia krew.

  Przez chwilę patrzyłam na jej ranę, myśląc o tym, co mówił Blake i Junona w prosektorium o elfiej krwi, i starając się nie zwymiotować, gdy zauważyłam, jak te płynne srebro skapuje na moje ciało okryte kołdrą. Uniosłam wzrok wyżej, na blade lico zjawy, które było piękne, lecz okrutnie zimne i martwe. Spojrzałam na jej pełne usta i zobaczyłam, że poruszają się. Ona... próbowała coś powiedzieć. Jej sine wargi były zbyt słabe, ale i tak zdołałam jakoś odczytać to, co chciała mi przekazać.

  „Pomóż" - powtarzała bezgłośnie, nie potrafiąc wydać z siebie chociażby jednego dźwięku.

  I wtedy z jej ust wyleciało więcej krwi, a ja mimowolnie przymknęłam oczy, czekając, aż cała srebrna krew spłynie po mojej twarzy.

  Czułam jak płynne srebro skapuje po moim policzku i dekolcie, krew o dziwo była chłodna, inna niż u ludzi czy innych istot nadnaturalnych. Byłam lekko zdezorientowana, ale zaraz zdałam sobie, że krew należała do zjawy, która nie żyła już długo - nie była do końca materialna jak u istot żywych czy w martwych ciałach.

  Kiedy otworzyłam oczy, spadałam, nie wiedząc, co się wokół mnie dzieje. Otoczenie, w którym się znajdowałam, zmieniło się. To już nie był pokój gościnny w domu Blake'a, wygodne łóżko, na którym spałam, i piękny widok z okna. Wokół panował półmrok, moje stopy dotykały lodowatej podłogi, a moja noga właśnie uderzyła w coś twardego ze zbyt wielką siłą, która trochę zbiła mnie z nóg. Leciałam do przodu, wystawiając ręce do przodu, by nie wybić sobie wszystkich zębów. Na szczęście coś mnie uratowało przed tym. I to nie były moje ręce.

  Poczułam, że objął mnie w pasie i do siebie przyciągnął, zanim jeszcze to zobaczyłam. Byłam oszołomiona, nie wiedziałam, co się dzieje, czułam nieprzyjemne rwanie w piersi, mój oddech nie chciał się uspokoić, a ja miałam mroczki przed oczami. Czułam się fatalnie, ale gdy oparłam się o pierś Blake'a, miałam przynajmniej szansę się opanować. Na początku w ogóle nie rozumiałam, czemu tak dziwnie się zachowywałam i czemu Halloway mocno mnie trzymał, jakbym miała zaraz rozsypać się w jego ramionach. Fakt, czułam się, jakby moja głowa napełniona była piaskiem, ale wiedziałam, że sobie z tym poradzę. Nie pierwszy raz się przecież tak czułam - już wcześniej, gdy wybudzałam się nagle ze snu w trakcie lunatykowania, przeżywałam coś takiego. Kompletna dezorientacja i panika były normą w takiej sytuacji, ale jednocześnie zdawałam sobie sprawę z tego, że Blake tego nie rozumiał. Nie wiedział, co się ze mną działo.

Śpiew ŚmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz