Liam stał kilkanaście metrów od nas i wyglądał tak, jakby właśnie wyszedł z tajemniczych drzwi, do których zmierzaliśmy... a przynajmniej tak mi się wydawało, bo przez tę wielką kłótnię już mało co rozumiałam i ogarniałam. A fakt, że przede mną stał Liam, mój pierwszy chłopak, któremu wyrządziłam wielką krzywdę, potęgował tylko uczucie dezorientacji. Miałam wrażenie, że byłam elementem puzzli, który nie pasował do tego obrazka.
Blake i Esme na chwilę przestali się kłócić i zwrócili się w stronę Liama, który obserwował nas z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Zawsze tak wszystkich obserwował, a ja przez chwilę poczułam ciepło w piersi, tam, gdzie znajdowało się serce. Stary, poczciwy Liam, pomyślałam. Najlepszy kumpel Deana, który prawie nigdy nie potrafił się wyluzować, zawsze zachowywał się tak, jakby wszyscy obserwowali każdy jego ruch, i usiłował być tajemniczy, choć ja i mój brat bliźniak zazwyczaj potrafiliśmy odczytać uczucia, które kryły się pod płaszczykiem stoicyzmu.
Narzeczeństwo, które jeszcze chwilę temu na siebie krzyczało, teraz zwróciło na mnie oczy, a Blake zapytał:
- Znasz tego mięśniaka, skarbeńku?
Esme posłała mu nienawistne spojrzenie, a Liam widocznie się zmieszał.
Nie odpowiedziałam Hallowayowi na pytanie, tylko ruszyłam szybko w stronę Liama. Chciałam go objąć, jak za starych dobrych czasów, zanim wkradła się między nas niezręczność, ale czułam, że to już niemożliwe. To, co wydarzyło się kilka dni temu, na zawsze zmieniło nasze relacje. Ani ja, ani Liam nie mogliśmy już patrzeć na siebie jak na zwykłych przyjaciół, ale ja jednocześnie nie chciałam myśleć o nim jak o moim chłopaku, bo widziałam, jak oboje się ze sobą męczyliśmy. To, co stało się w czwartek wieczorem, nigdy nie powinno mieć miejsca. Nigdy nie powinniśmy wylądować ze sobą w łóżku, oboje byliśmy tego teraz świadomi.
Liam mechanicznym ruchem otworzył na mnie ramiona i przycisnął mnie do siebie, gdy w nie padłam, ale nie było w tym takiej szczerości, jak kiedyś. Było nam ciężko. Ja nie mogłam przestać myśleć o tym, jak bardzo go skrzywdziłam, a on... on pewnie myślał o tym samym, choć oboje wiedzieliśmy, że to ja tak naprawdę zawiniłam. Bo to ja chciałam w ten sposób uciec przed moimi prawdziwymi uczuciami, które już dawno ulokowałam w Blake'u. To z nim, a nie z Liamem, powinnam się kochać, wiedziałam o tym. Ale było już za późno.
Kiedy odsunęłam się od mojego poczciwego przyjaciela, dokładnie się mu przyjrzałam. Był ode mnie dużo wyższy, miał wyraźne rysy twarzy, drapieżne oczy i bardzo miękkie, czarne włosy, trochę podobne do moich. Był przystojny, ale w moich oczach na zawsze pozostał jako kumpel brata bliźniaka, nikt więcej. Niestety.
- Co tu robisz, Lee? - zapytałam, gdy odzyskałam chociaż resztki orientacji. Zdałam sobie sprawę z tego, że Liama nie powinno tu być. - W Nowym Jorku? O takiej porze? Zlecenie? Odwiedziny?
Liam przyjrzał mi się uważnie, jakby szukał we mnie jakiegoś śladu urazy, złości lub żalu. Chyba spodziewał się, że bardzo ubolewałam nad tym, co się między nami wydarzyło. I choć w tamtej chwili zdecydowanie tego nie zobaczył, to prawda była taka, że cholernie żałowałam, że z nim to zrobiłam. Nie kochałam go tak, jak powinnam. Ale może to właśnie był początek uczucia?
- Prowadzę śledztwo - mruknął cicho, spoglądając na moich towarzyszy. - Widzę, że ty też.
Nie wnikałam w to bardziej - czułam, że nie była to przyjemna sprawa, którą mógłby się z nami podzielić. Rozumiałam go. Ja często miewałam takie zlecenia, o których nie miałam ochoty gadać, bo były zbyt straszne, bolesne i dziwne.
Przez chwilę on i, co dziwne, Blake mierzyli się wzrokiem, dopóki Liam ponownie nie zwrócił się do mnie z zapytaniem:
- Zajmujesz się teraz tą sprawą morderstw, prawda?
CZYTASZ
Śpiew Śmierci
ParanormalZmarli są wokół nas - to są słowa, które najczęściej padały z ust mojej matki, gdy jeszcze żyła. To są słowa, które są dla mnie oczywiste. Nazywam się Alice Connor i żyję na tym świecie już od osiemnastu lat. Jako że jestem przedstawicielką ra...