~30~

2.3K 195 5
                                    

  Cimeterium w ogóle nie zmieniło się od mojego wyjazdu, co raczej nie było dziwne, zważywszy na to, że było mnie tu tylko kilka dni. Ogromne łąki, które opanowały całą krainę, nadal przyjemnie szumiały pod wpływem lodowatego wiatru. W powietrzu dało się poczuć zapach zbóż i polnych kwiatów, które czasem wyrastały z zimnej i nieprzychylnej im ziemi. Czułam jakąś dziwną nostalgię, gdy przemierzaliśmy z Deanem drogi w Trupiarni, chwilami nie mogłam uwierzyć, że to działo się naprawdę. Tęskniłam za tym miejscem. Tęskniłam za domem.

  Nasz dom wyglądał tak, jak zawsze - nie był może najpiękniejszym budynkiem w okolicy, ale mieszkałam w nim prawie całe życie i już przywykłam do jego specyficznej prezencji. Był zbudowany z ciemnej cegły, która gdzieniegdzie się kruszyła, dach już trochę zardzewiał, a kwiatki, które posadziłam ostatniej wiosny w doniczkach, by stały i kwitły przy wejściu, teraz wyglądały jak ciemne, osmolone patyki, które pod wpływem wiatru mogły się zaraz rozsypać. Chyba dawno nikt o nie nie dbał, a patrząc na to, jaka była pogoda, natura też niezbyt się nimi przejmowała. Płot, który otaczał dom, rozsypywał się, ale Max i Dean mieli go niedługo naprawić. Tak, to był mój kochany dom z moim kochanym rodzeństwem w moim kochanym Cimeterium.

  Aż dziwnie było myśleć, że przy „Cimeterium" może stać słowo „kochane".

  Po kilkunastogodzinnym marszu z przerwami, który wymęczył mnie i Deana tak bardzo, że ledwo szliśmy, miałam już tylko ochotę paść na swoje łóżko z twardym materacem i zasnąć, nie myśląc już o niczym. Kiedy jednak mój brat bliźniak otworzył przede mną drzwi do naszego domu, te plany natychmiast wyleciały mi z głowy. W moją stronę już pędziły moje małe siostrzyczki ze łzami w oczach.

  Nessie i Tessie od razu na mnie wskoczyły, nie będąc świadome tego, że byłam mocno poraniona, zmęczona i osłabiona. Młodsza z sióstr wskoczyła na mnie, a ja odruchowo ją złapałam i przytuliłam do siebie najmocniej jak umiałam. Vanessa objęła moje nogi i wtuliła swoją twarz w mój brzuch. Czułam i słyszałam, że płacze.

  Tessa dała mi mokrego całusa w policzek i krzyknęła zachwycona:

  - Al, w końcu jesteś w domuuu!

  I wtedy do ciasnego przedpokoju zbiegła się cała nasza rodzina - Tibby, która od razu, gdy mnie zobaczyła, doskoczyła do mnie, mówiąc, jak mocno mnie kocha, Max i Lacey z zawadiackimi uśmiechami na twarzy, które kazały mi myśleć, że coś już zmalowali, Iliza ze swoim rysownikiem, która odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła, że jestem cała i zdrowa (pamiętałam, że muszę z nią porozmawiać o jej rysowaniu), i w końcu Claire, która przewracając oczami, przywitała się ze mną, choć tak naprawdę cieszyła się, że żyję. Do kompletu brakowało jeszcze Jareda, ale on, jak już wszyscy wiemy, nie lubił opuszczać swojego azylu.

  Wszyscy byliśmy szczęśliwi z naszego spotkania, dzieciaki od razu zaczęły zasypywać mnie gradem pytań, a Dean musiał je niemal ode mnie odrywać, mówiąc, że jestem zmęczona. Ja jednak, mimo mrowienia w nie do końca jeszcze zaleczonych nogach, które były przemęczone, czułam się świetnie i byłam gotowa odpowiedzieć im na każde pytanie, poprzytulać je i pogadać.

  Lacey i Max natychmiast zaciągnęli mnie i Deana do kuchni, chcieli nas nakarmić tym, co przyrządzili. Claire szła za nami, trzymając za ręce Tessę i Nessie, które dokazywały, i robiąc przy tym niezadowolone miny, choć jej oczy wskazywały na to, że nie zamieniłaby się z nikim na miejsca. Tibby śpiewała wesoło, a Iliza na szybko zaczęła bazgrolić coś w swoim rysowniku, drepcząc za nami i nerwowo odsuwając z twarzy swoje czarne loki. Była przejęta.

  Młodsze bliźnięta uraczyły nas makaronem z małymi kawałkami boczku i nieco już przeterminowanym sokiem pomarańczowym, który jeszcze nie zdążył się zepsuć. Po takiej podróży zjadałam wszystko z wielkim apetytem i z zaskoczeniem stwierdziłam, że Max i Lacey świetnie gotowali. Gdy to powiedziałam na głos, Dean uśmiechnął się pod nosem i powiedział:

Śpiew ŚmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz