Drzwi mieściły się na ścianie jednego z budynków, które znajdowały się za restauracją. Były szerokie, metalowe i zardzewiałe, a na wysokości klamki miały wymalowany jakiś magiczny znak, którego w ogóle nie znałam, gdyż nigdy nie byłam za bardzo obeznana w czarach i magii. To była fucha Esme, ja tylko zajmowałam się duchami i trupami.
Podniosłam się z ziemi i spojrzałam centralnie na znak, który ktoś wymalował czarnym sprayem na blasze. Było to idealnie równe koło, w środku którego znajdowało się kolejne mniejsze i jeszcze mniejszy, zamalowany kwadracik. Nigdy w życiu nie widziałam czegoś takiego i byłam zaskoczona tym, że znak ten znajdował się w tak widocznym dla ludzi miejscu. W szkole uczyłam się, że czarownicy woleli ukrywać przed światem swoje czary i ślady, które pozostawiali za sobą. Cóż, w pewien sposób istoty nadnaturalne zawsze izolowały się od ludzi. Albo na odwrót - to ludzie odcinali się od „innych".
- Czy to magiczny znak? - zapytałam Esme, kiwając głową w stronę drzwi.
Blake stanął obok mnie i cmoknął.
- Wygląda to tak, jakby ktoś przed chwilą robił sobie tutaj strzelnicę - powiedział.
- Tak, to znak... - mruknęła Esme i zaczęła iść w stronę drzwi. - Kojarzę go, ale...
- Esme, nie podchodź do tych drzwi - powiedzieliśmy z Blake'em jednocześnie. Spojrzeliśmy po sobie, a Halloway parsknął śmiechem. Ja także miałam ochotę zacząć chichotać, ale miałam wrażenie, że gdybym zaczęła, zaraz bym się popłakała z bezsilności. Dlatego po prostu kontynuowałam: - Nie wiadomo, co to za czary.
Esme skarciła wzrokiem swojego narzeczonego i rzuciła mi spojrzenie spode łba.
- Gdybym mogła go obejrzeć, powiedziałabym ci, co to jest.
- A nie możesz z daleka zobaczyć, co to? - zapytał Blake, gdy już się uspokoił. - Bo jeżeli tam podejdziesz i coś ci się stanie, twoi rodzice obedrą mnie ze skóry i zrobią sobie z niej dywan w swojej sypialni. A tego wolałbym raczej uniknąć...
Nic sobie nie zrobiła z tego, co powiedział - po prostu przewróciła oczami i ruszyła w stronę drzwi, na których był namalowany znak. Westchnęłam i bezmyślnie zaczęłam iść za nią - to był już taki mój odruch. Gdy któreś z mojego rodzeństwa miało zamiar zrobić coś idiotycznego, zachowywałam się zawsze tak samo. Szłam za nim, by w razie czego uratować całą sytuację. To był taki instynkt, a przynajmniej tak to nazwał Dean, gdy z nim o tym rozmawiałam. Swoją drogą, strasznie chciałam, by był tu przy mnie. On pewnie posłałby mi kuksańca w bok i powiedziałby, że wszystko będzie okej.
W pewnym momencie poczułam rękę Blake'a na przedramieniu (oczywiście najpierw po moim ciele przepłynął prąd, jakbym była jakimś przewodem łączącym Hallowaya z ziemią), a później zobaczyłam, jak mnie wyprzedza i dogania Esme. Znajdowaliśmy się kilka metrów od drzwi. Kiedy Blake chwycił swoją narzeczoną za ramię, przystanęłam, czując, jak moje serce przyspiesza. Co on miał zamiar zrobić?
- Mówiłem ci, żebyś tam nie szła - warknął.
Oo, tylko raz w życiu widziałam go tak wkurzonego. To było wtedy, gdy zwiałam mu i Elli Martin. Nazwał mnie wtedy bachorem i przy tym roztrzaskał moje biedne i poharatane serce na miliony kawałków. Długo mi zajęło pozbieranie się po tym.
A teraz patrzyłam, jak Blake szarpie się ze swoją narzeczoną i się z nią kłóci. Poczułam wtedy coś dziwnego. Wcześniej, gdy odkrywałam coraz to nowe oblicze Blake'a, bałam się. Teraz zniknął strach spowodowany odkryciem prawdy, a pojawiła się ciekawość. Nie miałam wątpliwości, że Halloway był najbardziej skomplikowaną osobą, z jaką przyszło mi się zmierzyć. Wszystkie moje założenia dotyczące jego osoby okazywały się nieprawdziwe, a on sam nie bardzo chciał się przed kimkolwiek odsłonić. Dziś jednak przez jedną sekundę widziałam w nim wielkie zmęczenie, strach, ból, ogromne pokłady złości, szczyptę chłodu i coś jakby... niechęć do siebie. Aż sama się sobie zdziwiłam, że wyczytałam to z jego mimiki, ale czułam, że to właśnie Blake nosił w sercu, sam, nie chcąc nikomu nic o sobie zdradzić. Dusił w sobie to wszystko, jakby to była jego największa tajemnica, którą musiał przed innymi bronić.
CZYTASZ
Śpiew Śmierci
ParanormalZmarli są wokół nas - to są słowa, które najczęściej padały z ust mojej matki, gdy jeszcze żyła. To są słowa, które są dla mnie oczywiste. Nazywam się Alice Connor i żyję na tym świecie już od osiemnastu lat. Jako że jestem przedstawicielką ra...