Umierając, miałam bardzo dziwne sny.
Najpierw byłam na jakiejś bajkowej plaży, pewnie gdzieś na Hawajach, gdziekolwiek to jest, i leżałam sobie na złotym, gorącym piasku. Temperatura wydawała się być niemożliwie wysoka, a wszystko przez te okropne słońce, które wyglądało tak, jakby straciło cały swój pogodny blask. Było jakby przygaszone, może trochę smutne. Dziwne, jednym słowem. Nie przeszkadzało mi to jednak wylegiwać się wygodnie na plaży, cieszyć się błękitną wodą, rozbryzgującymi się falami i słonym zapachem oceanu czy też morza, które się przede mną odsłaniało.
Czułam się dziwnie spokojnie. Byłam ospała, odprężona, zachwycona tym, co ukazywało się moim oczom. Miałam na sobie - co było bardzo, bardzo dziwne i bardzo, bardzo nie w moim stylu - strój kąpielowy, czarny w białe grochy, mocno zabudowany. Na nosie miałam okulary przeciwsłoneczne, a w lewej ręce trzymałam swoje ulubione romansidło... Było naprawdę przyjemnie.
Dopóki moje nogi nie zrobiły się krwistoczerwone, a później na wyblakły piasek nie zaczęły skapywać krople krwi.
Wtedy zmienił mi się sen, ale stopień dziwności utrzymywał się na tym samym poziomie.
Byłam w domu, w rodzinnym salonie. Z moją kochaną rodziną, z mamą i tatą, z... Blake'em, który trzymał mnie za rękę, i Esme, która wydawała się być niezadowolona z tego, że się u nas znalazła. Były chyba moje urodziny, bo niedługo później do pokoju wjechał wielki tort z napisem „Alice Connor". Byłam szczęśliwa, bo już zaczynało burczeć mi w brzuchu, ale jednocześnie nie podobał mi się fakt, że obok mojego imienia i nazwiska nie było napisu „Dean Connor", jak to zawsze bywało. Coś tu było nie tak. Na szczęście zaraz o tym zapomniałam, bo na przyjęcie przyszli też członkowie Rady, których znałam, i kilka innych osób, których nie kojarzyłam, ale one zdawały się znać i mnie, i Blake'a i Esme. A później Blake zaczął karmić mnie tortem, który smakował jakoś tak... gorzko, Esme zaczęła coś krzyczeć i wyszła z pokoju, a ja przymknęłam oczy.
I znów znalazłam się gdzieś indziej.
Tym razem nie wiedziałam, gdzie się znajduję, co robię, i czemu to robię, ale przed sobą widziałam prawie srebrne słońce i nic więcej nie zaprzątało moich myśli, tylko ono. Nie czułam swojego ciała. Zupełnie tak, jakbym w ogóle go nie posiadała. To było dziwne uczucie, ni to przyjemne, ni okropne. Wpatrywałam się ciągle w słońce, jakby miało się coś zaraz na nim pojawić, ale prawda była taka, że nic wielkiego się z nim nie działo. Po prostu sobie świeciło, oślepiając mnie, sprawiając, że zapominałam o całym świecie i tym, że w ogóle nie miałam pojęcia, co się ze mną działo. Chwilami nie wiedziałam, kim jestem, i że to, co teraz widziałam, jest zwykłym snem.
Nie wiem, ile tak leżałam, ale czułam, że dość długo. Przez moją głowę przewijało się tyle nieprawdziwych obrazów, że nie potrafiłam ich już zliczyć. Ciągle pojawiał się w nich Blake, który był dla mnie dziwnie kochany, lub moi rodzice, którzy raz po raz przepraszali mnie za coś, ale nie wiedziałam, o co im chodziło. Moja matka przecież nie żyła, a ojca nie widziałam od wielu lat. Czemu więc zachowywali się tak, jakby niedawno wyrządzili mi krzywdę i teraz bardzo tego żałowali? Nic z tego nie rozumiałam.
Kiedy po raz kolejny zmieniła się sceneria, tym razem wiedziałam, że to, co zarejestrowały moje oczy, było rzeczywistością. I choć jeszcze nie do końca wiedziałam, co się działo, czułam niepokój. Duży niepokój.
Leżałam na jakimś bardzo wygodnym łóżku z metalowymi barierkami, zakopana w śnieżnobiałej pościeli, która nagrzała się od mojego ciała. Moje włosy rozrzucone były na całej poduszce, lepiły się do mojej spoconej twarzy. Czułam, jak nieprzyjemnie pachnę, krzywiłam się, gdy do moich nozdrzy dostawała się ostra woń śmierci i potu. W półmroku panującym w pokoju ujrzałam swoją rękę, z której wystawała jakaś dziwne rurka. Nie czułam przez nią bólu, ale moje serce zaczęło bić mocniej, gdy tylko pomyślałam o tym, co zdarzyło się przed tym, gdy prawdopodobnie straciłam przytomność. Co jeżeli Whitney i Sebastian wrócili po mnie i przenieśli tu, by mnie dobić? Czy to było możliwe? I gdzie ja w ogóle się znajdowałam?
CZYTASZ
Śpiew Śmierci
ParanormalZmarli są wokół nas - to są słowa, które najczęściej padały z ust mojej matki, gdy jeszcze żyła. To są słowa, które są dla mnie oczywiste. Nazywam się Alice Connor i żyję na tym świecie już od osiemnastu lat. Jako że jestem przedstawicielką ra...