♦ 11

3.8K 405 19
                                    


50☆ i 8 komentarzy = next  

- Ależ jestem zmęczona, ty chyba też. - Waleria westchnęła wychodząc z łazienki. Zayn skinął szybko głową chwytając kubek z herbatą. - Idź już się połóż, musisz mieć siły, by jutro skonfrontować się ze swoim ojcem.

Już chciał powiedzieć, że nic do niego nie ma, ale wspomniał sobie o kimś. Ciężki oddech opuścił jego ciało i zasiadł na kanapie w salonie.

- Będę u siebie jakbyś coś chciał. - ruszyła w stronę schodów.

- Wpuściłaś Antoniettę do środka? 

Waleria nie mogła odczytać nic z oczu syna. Nie był zmartwiony, czy przestraszony. Pytał normalnym głosem, jakby od niechcenia. I to jej się podobało.

- Oczywiście, że tak, chyba nie sądzisz, że zostawiłabym ją na noc na podwórku. - prychnęła wspinając się na pierwszy stopień. - Przecież tutaj w nocy, temperatura spada poniżej zera. Nie zostawiłabym jej tak na pastwę losu.

Zmrużył oczy.

- Na pewno? Odczuwam jakbyś zmieniła do niej podejście. 

- Zdaje ci się skarbie. Nienawidzę jej jak przedtem, ale przecież, co ma być to będzie. Niczego nie zatrzymał. 

Zayn z dziwnym wrażeniem otumanienia spędził pół godziny przed telewizorem. Spojrzał na okno, było całkowicie ciemno, więc pewnie Antonietta była już u siebie. Podniósł się i ruszył do swojej sypialni nie mając świadomości, że ona widziała każdy jego ruch do czasu aż zgasił światło. Błagała głośno, by wpuścił ją do środka, płakała i szarpała się. Jednak nie dała rady uwolnić się z kajdanek. Była zbyt słaba, by jeszcze krzyczeć. Pogodziła się z losem nocowania na podwórku, za wszelką cenę nie podnosząc głowy do góry. Na balkonie stała Waleria z zaciętą miną, ale nie powiedziała nic. Po prostu patrzyła, delektowała się tą chwilą.

*

- Raczyłabyś zejść mi z przejścia? - cyniczny uśmiech pani domu zamajaczył przed twarzą Antonietty. - A nie guzdrzesz się jak jakaś mucha w smole. Ruszaj się, masz tak wszystko wyczyścić, by można było się przejrzeć, 

- Staram się.

- Nie prosiłam cię o komentowanie. - to powiedziawszy ruszyła do łazienki, jednocześnie narzucając na siebie płaszczyk. - Idę po gości, są już na podjeździe. Ma to być czysto jak wrócę.

Mężczyzna nie słuchał jej zbytnio zajęty robieniem swojego koktajlu. 

- A, i mam coś dla ciebie jeszcze, moja droga sierotko. - Waleria z dziwnym wyrazem mordu na twarzy wyciągnęła kartkę z torebki i rzuciła ją na mokrą podłogę. Antonia przełknęła ślinę, nie wiedząc czy powinna jej dotykać. - Poczytaj sobie, może jakoś psychicznie przygotujesz się, do czego dążysz.

Dziewczyna zacisnęła powieki odkładając szmatę na bok. Domyślała, do czego zmierza Waleria.

- Do niczego nie dążę pani, po prostu...

- Zamknij się i szoruj. Jasne?

Przełknęła dumę.

- Tak jest pani.

Kobieta z nieszczerym uśmiechem opuściła dom nie zapominając - niby przez przypadek - strącić doniczki z kwiatkiem. A przecież wszystko spadało na dłonie Antonietty, to ona musiała posprzątać... westchnęła wracając do pracy. Czuła wzrok mężczyzny z kuchni, ale przyrzekła sobie, że już więcej nie odezwie się do niego, w ogóle nie odezwie się do nich wszystkich prócz Walerii. Tej bała się najbardziej, a że czuła w sobie ogromny żal wszystko to jeszcze bardziej pogarszało sytuację. Sama nie wiedziała dlaczego, ale oczekiwała pomocy, drobnego gestu, by teraz po prostu pozwolił jej uciec z pretekstem, że uciekła. Ale nie, dobrze wiedziała, co by odpowiedział. Nie czytała kartki, która była już cała mokra, wystarczy, że dostrzegła końcowy wyraz Jack, który od razu zniechęcił ją do wszystkiego. 

- Jadłaś coś?

Udawała, że nie słyszy. Pucowała najlepiej jak potrafiła płytki zagryzając mocno wargi. Dłonie piekły ją niczym ogień. Po nocy spędzonej w tak zimnej temperaturze jeszcze nie doszła do siebie. A palce u rąk i stóp odczuwały to teraz najbardziej.

- Mówię do ciebie.

Nie obchodziło ją to, że po kilku sekundach dostrzegła jego buty prawie pod swoim nosem. Podszedł bliżej, przez co odsunęła się.

- Naprawdę nie wiem o co ci chodzi, próbuję być miły. Odpowiedz mi. - patrzył na jej ciało poruszające się równomiernie. Jej dłonie pracujące synchronicznie, a włosy falujące tuż obok nich. Zauważył też wystający kręgosłup dziewczyny i aż skręciło go w środku. Ręce miała chudziutkie, tak jak i nogi, które teraz widoczne były tylko w niewielkim fragmencie przez workowatą szmato-sukienkę. By zwrócić na siebie uwagę i oderwać wzrok od jej bioder zrobił krok w lewo, a następnie miał zamiar przesunąć wiadro z wodą. Jednak użył do tego zbyt dużej siły, bo pojemnik po zetknięciu z jego kończyną od razu przewrócił się rozlewając wodę po całym pomieszczeniu.

Dziewczyna wzdrygnęła się zaskoczona. 

- Nie chciałem. - bąknął przywrócony do rzeczywistości. - Przepraszam... cholera, pomogę ci.

Twarz dziewczyny nie wyrażała nic. Zayn dodał jej jeszcze roboty w dodatku oblewając jej ubranie. 

- Nie. -  pokręciła głową wyciskając końce ubrania z wody. - Lepiej idź już. Dam radę sama.

Zagryzł dolną wargę. Nie chciał jej tak zostawiać, czuł, że musi posprzątać za sobą.

- To przeze mnie - westchną zmieszany. - nie powinienem był... Przynieść ci coś czego potrzebujesz. Jakieś ścierki, czy coś?

- Idź sobie.

Nie patrzyła mu w oczy. Poczuł ciarki na dole kręgosłupa. Jej głos... był taki inny. 
Zawahał się w odpowiedzi. Jednak drzwi frontowe otworzyły się, a do środka weszła Waleria ze swoimi siostrami. Widząc strużki brudnej wody które teraz płynęły jej do stóp, można było rzec, że była wściekła. Zacisnęła jednak usta uśmiechając się sztucznie. 

- Omińcie ją moje drogie, proszę do salonu.

Kobiety po drodze witając się z Zaynem przeszły do pomieszczenia.

- Mówiłam byś posprzątała. - syknęła idąc powoli przez kałużę wody. Antonia spuściła wzrok.

- Mamo to ja zr...

- Idź do ciotek. - spojrzała na syna. - A z tobą sierotko porozmawiam później.

Antonietta wbrew pozorom sprzątała bardzo długo tą rozlaną wodę. Okazało się, że ściekła też schodami na dolne piętro. Kiedy jednak ściereczkami polerowała płytki Zayn nie odrywał od niej wzroku. Jednym uchem wlatywało mu, co mówiły kobiety obok, a drugim wylatywało. Bardziej interesował się istotą, która podczas pracy bardzo wyginała swoje ciało. Poczuł potrzebę dotknięcia jej po plecach, czy ramionach. Chciał zapleść jej włosy w warkocz, przed którym tak się wzbrania. 

Nie wiedział czy dobrze czy źle, że dziewczyna odwróciła się w ich stronę i tuż obok schodów tarła ślady butów. Jej ręce wraz z piersiami poruszały się zgrabnie, dodając jej ciału wdzięku.

Zagryzł wargę.

Jeśli piękno jest to musi mieszkać w niej. Ona tańczy tak, a ja z rozkoszy drżę.


Lucifer ♦ Z.M✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz