♦ 9

4.1K 401 12
                                    

50☆ i 8 komentarzy = next 

Przepraszam za błędy, rozdział niesprawdzony.       

- To pewnie przez nią zeszło wam tak długo. - dolna warga Walerii drżała, kiedy rozmawiała ze swoimi synami. - Przecież mogłyśmy zginąć, a ty James nawet nie raczyłeś odebrać telefonu.

Obaj synowie spuścili głowę zastanawiając się, co powiedzieć. 

- To nie wina Antonietty mamo. - starszy zaznaczył niemal od razu. Zayn wiedział, że to nienajlepszy moment wspominania o niej, a już zwłaszcza wprost do matki. - Po prostu nie słyszałem telefonu.

Oczywiście, że kłamał, ale brat postanowił tego nie kwestionować. 

- Więc po co ci on, jak zawsze nie odbierasz? - łkała. - Akurat w ten dzień, kiedy coś się stało, musiałeś o nim nie słyszeć?

- To pech mamo.

- Raczej Antonietta.

Zamilkli wsłuchując się w pikającą równomiernie aparaturę. Z Anną było bardzo źle, miała wstrząs mózgu, połamane dwa żebra, wraz z nogą i lewym nadgarstkiem. Waleria cudem wyszła z kilkoma zadrapaniami.

- Będziesz przy niej czuwał? - podciągnęła nosem i wytarła kąciki oczu. James odruchowo spojrzał na Zayna. Oczywiście, że nie chciał tu zostawać i to z wiadomych przyczyn.

- Jasne - mruknął zdenerwowany.

- To dobrze, ja jestem wykończona i idę po wypis do domu.

Zayn posłał bratu krótkie spojrzenie, kiedy wraz z matką udawał się do wyjścia.

- Jesteś milczący, powinnam wiedzieć o czymś jeszcze?

- Nie. - zaprzeczył niemal od razu. Zmarszczył jednak brwi zauważając coś bardzo istotnego. - Nie masz obrączki.

Kobieta twardo szła przed siebie, nie dając zauważyć, że ruszyły ją w jakimś stopniu te słowa.

- Nie jest mi już potrzebna. Przecież rozwodzimy się z ojcem.

Zmieszał się, nie dopuszczając do siebie tej myśli. Fakt, czasami było źle między jego rodzicami, ale zawsze jakoś się godzili. Teraz jednak, czuł, że to koniec.

- Jesteś tego pewna? Nie możecie jeszcze raz porozmawiać?

- Skarbie, życie nie jest tak proste jak ci się wydaje. Z resztą, w naszym domu jest Antonietta, nie sądzisz, że przy niej nie mam szans?

Zwilżył usta jednak nic nie odarł. 

*

- Hm... całkiem ładny widok.

Antonietta zamarła, niemal od razu siadając na piętach. 

- Gdybyś jeszcze maleńka podciągnęła wyżej sukienkę, byłoby idealnie. - Jack palił cygaro patrząc na nią z przymrużonymi powiekami. Nawet nie zauważyła, kiedy zszedł z piętra i przysiadł się na kanapie. - Nie pozwoliłem ci pracować, dlaczego nie wykonałaś mojego polecenia?

Dziewczyna odłożyła delikatnie szmatę jaką miała w ręce i spuściła wzrok na kolana. Podobało mu się to, i to bardzo. 

- Pani Waleria chciałaby, bym sprzątała.

- Ale kochana, widzisz ją tutaj?

Zamilkła. Jednak sekundę później drzwi się otworzyły i do środka weszła nie kto inny jak Waleria. Jej wzrok spoczął na dziewczynie, później na mężu, ale nic sobie z tego nie robiła. Postanowiła ignorować ich dopóki się nie wyprowadzi. Nie interesowało ją, co dalej będzie się tutaj działo.

Jednak, kiedy Zayn przekraczał próg domu spojrzał na dziewczynę, która patrzyła na niego... jakby czegoś desperacko wyczekiwała. Coś, co miał jej dać, ale tego nie zrobił. Mało z tego rozumiał, dlatego niemal od razu przerwał  kontakt wzrokowy. Wiedział, że chciała pomocy od niego przed ojcem, ale co go to do cholery obchodziło? Oczywiście, że jej współczuł, ale nie mógł zaoferować jej nic poza tym.

- Tak jak mówiłem, złego szlag nie trafi. - burknął cicho Jack patrząc na wchodzącą po schodach żonę. Zayn zmierzył go spojrzeniem kręcąc głową. - A ty co maminsynku? Leć za nią, będziesz dzisiaj zastępował mnie w nocy, bo przecież marznie.

- Jesteś sukinsynem, wiesz? - Zayn podszedł bliżej. 

-  Różnie na mnie mówią. Nie przeszkadza mi to.

Najmłodszy ruszył w ślady za matką, a senior za ten czas uśmiechnął się pięknie do Antonietty puszczając delikatnie oczko.

*

Tak jak ostatnio, usłyszał zduszony jęk na korytarzu. Pierwsze co nasunęło mu się na myśl to to, że jego ojciec próbuje coś do Antonietty. Ale kiedy delikatnie sprawdził jego gabinet, zauważył, że tam śpi. Nie miał pojęcia o co chodzi. 

Przetarł oczy z myślą pójścia spać bo było już późno, jednak znowu to usłyszał. Powoli zszedł do piwnicy, by następnie otworzyć drzwi od pokoju Antoni.

- Matko dość! - niema wrzasną widząc ją z rękami przy szyi dziewczyny. Broniła się całą sobą, ale wszystko utrudniało jej kajdanki na stopach i dłoniach. 

Malik nie myśląc długo odepchnął gwałtownie Walerię na bok, ta zatoczyła się lekko wycierając swój podbródek. Jej twarz mówiła, że była gotowa, by rzucić się na Antonię jeszcze raz. 

Zayn przeczesał swoje włosy nie wiedząc od czego zacząć. Wyprowadzić stąd matkę, czy rozkuć kaszlającą dziewczynę?

- Ojciec cię zabije, kiedy cię tu zobaczy.

- A co mnie to obchodzi? Ona i tak zabrała mi wszystko. - syczała biorąc głębokie oddechy. - Zapłaci za to już niedługo.

- Idź stąd, proszę cię.

Waleria nie byłaby sobą, gdyby dobrowolnie się zgodziła, syn musiał ją wyprowadzać i zamknąć drzwi. Przysiadł na skraju łóżka Antonii próbując ją uwolnić. Nie miał żadnych kluczyków do kajdanek, dlatego nie myśląc długo wziął z kąta jakiś łom i rozciął je na pół.

- Żyjesz? - zapytał trochę zbyt gwałtownie. Dziewczyna przewróciła się na bok kaszląc i masując swoją szyję. - Potrzebujesz lekarza?

- Potrzebuję pomocy.

Zastygł w bezruchu na moment, kiedy dotknęła jego dłoni.

- Dlatego chcę wezwać lekarza i...

- Nie o taką pomoc mi chodzi. - szeptała ze łzami w oczach. Nadal była czerwona i oddychała szybko. - Pragnę stąd uciec, ale dobrze wiesz, że nikt oprócz ciebie mi nie pomoże. 

- Nie mogę. - odparł od razu. - Mnie w to nie mieszaj, ja...

- Bądź człowiekiem.

- Antonietta naprawdę nie mogę. Postaw się w mojej sytuacji.

Jej oczy były hipnotyzujące. Badał jej twarz wzrokiem, aż natrafił na drżący podbródek. Wiedział, że za niedługo będzie płakać, więc to najwyższa pora by zniknąć. 

Przynajmniej powinna być mu wdzięczna, za ratunek.

Wstał z myślą opuszczenia pokoju, jednak chwyciła go za nadgarstek. Poczuł się dziwnie patrząc na nią z góry, miał świadomość, że prędzej czy później Antonia umrze i to nie śmiercią naturalną. Jenak nie chciał zaprzątać sobie tym głowy. Brutalnie wyrwał rękę i wyszedł.

Ten, kto pierwszy kamień rzuci w nią popełni grzech i będzie nosił winę swoją aż po kres.



Lucifer ♦ Z.M✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz