♦ 8

4.3K 409 34
                                    

50☆ i 8 komentarzy = next     
Przepraszam za błędy, rozdział miał być jutro, ale co tam xx

- Może jeszcze zrób jej ołtarzyk i zaświecaj przy jej zdjęciu świece. - syknęła Waleria, gdy James niósł śniadanie do jednego z wolnych pokoi. Ku nieszczęściu kobiety Antonietta zajmowała teraz tamto miejsce przez rozkaz Jacka. A z racji, że Waleria nie chciała odzywać się do męża po prostu nie skomentowała tego. Oczywiście, że nie chciała by ta dziewucha dotykała jej mebli, a co dopiero pościeli.

- Twoja matka jest dobrą kobietą, ojciec też znośny. Ty musisz być w takim razie córką sąsiada. - Jack popatrzył na nich przelotnie schodząc ze schodów. Kobieta zagryzła język, by nie wrzasnąć.

- Ciebie nikt nie pytał o zdanie. Idź do niej, może potrzebuje twojej pomocy.

- Pójdę, tylko muszę poczekać aż przyjdą dla niej ubrania.

Tego było już za wiele dla Walerii. Antonietta od tak spała w łóżku przeznaczonym dla osób o wyższej warstwie społeczeństwa i dostanie ubrania od jej męża. Westchnęła jak smok. Chciała coś jeszcze im wygarnąć, ale odwróciła się gwałtownie na pięcie i wyszła na taras.

Był tam Zayn. 

- Przynajmniej ty jesteś po mojej stronie, prawda? - mruknęła dotykając jego ramienia, nie oczekiwała jednak odpowiedzi. Odwrócił się do niej twarzą. - Ty widzisz, co ci idioci wyprawiają? Zanim się obejrzymy będą obsypywać ją złotem. 

Milczał odwracając wzrok od matki.

- Myślę, że im przejdzie za niedługo.

- Co? - zaśmiała się. - Znam twojego ojca nie od dzisiaj i uwierz mi, na nikogo jeszcze tak nie patrzył.

Półtorej godziny później Anna wraz z Walerią wyszły z domu nic nie wspominając gdzie idą. Oczywiście, że najmłodszy z Malików zadał to pytanie, jednak nie uzyskał odpowiedzi. Usiadł więc gdzieś z tyłu w kuchni, by być jak najdalej Antonietty i latających przy niej mężczyznach. 

- Może jeszcze chcesz herbaty? - zapytał James wstając pośpiesznie. Zmieszana dziewczyna skuliła się w kącie kanapy z racji tego, że siedział obok niej Jack. Cóż, Zayn rozumiał dlaczego była wystraszona, gdyby jego kolano też masował obcy facet na pewno nie czułby się dobrze. 

- Nie, naprawdę już mi lepiej. Muszę zacząć sprzątać.

- Nie będziesz sprzątać póki nie wyzdrowiejesz. - powiedział Jack głębokim głosem. Telefon zawibrował na komodzie, ale nie zwrócili na to uwagi.

- Ale ja już jestem zdrowa. Nic mi przecież nie jest. 

Dziewczyna nerwowo popatrzyła na Zayna, ale ten spuścił wzrok na stół. Kuchnia była niezabudowana, to jeden z problemów jakie miał. Chciał uciec przed jej palącym wzrokiem. 

- Nie będziesz pracować, a przynajmniej nie dzisiaj. Połóż się i odpoczywaj. - James sięgnął po koc i nakrył dziewczynę. Spojrzał na ojca. - Chodź, muszę z tobą porozmawiać na osobności. 

Wyszli na zewnątrz i nie wracali dość długo. Telefon ciągle wibrował i denerwowało to Zayna. Wstał chcąc udać się do drzwi wyjściowych.

- Ratuj mnie od nich.

Zatrzymał się nagle odwracając powoli w stronę salonu. Antonietta miała zapuchnięte oczy i całą czerwoną twarz. Nie wiedział, co było tego przyczyną i można powiedzieć, że nie chciał.

- Zabij mnie, wyrzuć gdzieś w las lub wywieź gdziekolwiek. Tylko byle dalej od nich.

Był zaskoczony tym, że mówiła prosto z mostu. Nie bojąc się konsekwencji jakie to za sobą niosło. Ojciec nigdy nie lubił jak go odtrącano, a w przypadku Antonietty nie byłoby różnicy. Wprost przeciwnie, był nią zachwycony, na pewno by nie chciał, by wolała umrzeć niż z nim być.

- Nie mogę. - rzekł z kamienną twarzą.

Drgnęła.

Odwrócił wzrok i ruszył do ojca i brata.

- Pamiętaj i trzymaj się tej zasady, ja ją będę miał od poniedziałku do czwartku przed dwunastą, a ty przez resztę tygodnia do niedzieli przed dwunastą. - usłyszał głos brata zanim odchylił całkowicie drzwi. Chciał zaśmiać się im w twarz, bo to przechodziło wszelkie granice. Czuł, że za niedługo charakter ich czuć do Antonietty się zaostrzy i nie będą chcieli tylko spojrzeń i słów.

Biedna dziewczyna.

- Twój telefon dzwoni, odbierz go w końcu. - Zayn spojrzał na brata wrogo, a następnie wycofał się do kuchni. Telefon nie przestawał dzwonić i James dopiero po chwili raczył go przyłożyć do ucha.

- Czego? - warknął machając z uśmiechem do Antonii. Zayn naprawdę zastanawiał się, czy oni nie widzą tego, jak ona patrzy na nich z odrazą. James zamarł w bezruchu spoglądając odruchowo na brata siedzącego na wprost. - Jak to w szpitalu?

Zayn uniósł zdziwiony brwi, kiedy ojciec prychnął słodząc sobie kawę.

- Okej... tak... zaraz będziemy. - James wszedł do kuchni. - Matka i Anna mieli wypadek. Ktoś w nich uderzył.

Jack w ogóle nic sobie z tego nie robił, oparł się o wyspę kuchenną i patrzył z cynicznym uśmiechem na synów. 

- Więc wy jedźcie, a ja zostanę z Antoniettą.

Zayn był oburzony jego bezinteresownością. Szybko wstał ubierając buty i kurtkę. 

- Ale żyją tak, nic im nie jest? - w głosie najmłodszego słychać było obawę i strach. Wydawał się najrozsądniejszy z rodziny. 

- Matce nic, ale Anna została uszkodzona. Prowadziła samochód.

- Więc ruszaj się, to twoja narzeczona.

- W zasadzie - James z ociąganiem odłożył telefon. - wolałbym zostać. Jak nic im nie jest, to po co mamy tam jechać?

Zayn otworzył usta w zdumieniu chwytając kluczyki ze stolika. 

- Jesteś żałosny. Przecież powiedziałeś im, że przyjedziesz.

W chwili, kiedy Zayn miał wychodzić, James przełamał się i spoglądając ostatni raz na Antonię ruszył by się ubrać. Opuścili dom niedługo potem. 

Antonietta poczuła strach.

Przełykając ślinę spojrzała do kuchni, by ujrzeć pedofilski uśmiech Jacka. 

Szatanie daj pogładzić raz jej włosów blask, bo obłęd mój na imię ma Antonietta.


Lucifer ♦ Z.M✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz