50☆ i 8 komentarzy = next
- Och Antonietto, nawet nie zdajesz sobie sprawy jak dobrze cię widzieć. - Jack z pełną gracją podszedł do zdezorientowanej dziewczyny i złapał jej dłonie w swoje. - Piękniejesz z dnia na dzień, uwierz mi.
Ale nie wierzyła. Wymusiła delikatny uśmiech chcąc zabrać dłonie jednak jej na to nie pozwolił. Waleria schodząc ze schodów przyjrzała się krótko sytuacji, a następnie zatrzymał w przejściu do pobocznego korytarza.
- Radzę ściągnąć buty zanim zrobisz jeszcze jakieś ruchy, bo chyba nie chcesz, by Antonietta to za tobą sprzątała.
- Prędzej ty to zrobisz.
Zacisnęła usta.
- Nie, nie zrobię tego. Nie jestem na każde twoje zawołanie, jak co niektórzy.
Antonietta mimowolnie złączyła wzrok z Walerią. Przeraziła ją, pałała od niej nienawiść i chęć zemsty. Przecież nie raz już chciała ją pozbawić życia. Szybko odwróciła głowę cofając się o krok.
- Muszę wracać do pracy. - szepnęła.
- Od dziś nie pracujesz maleńka, będziesz tu mieszkała bez obaw jak normalny człowiek. - mruknął oglądając się za siebie, czy aby Waleria to słyszała. Kobieta uniosła wyżej podbródek i zniknęła. Nie mogła słuchać tego dalej.
- Ale ja nie mogę ja... ja - zająknęła się patrząc na wszystko, byle nie w oczy swojego rozmówcy.
Drzwi się otworzyły, do środka wszedł James, szybko ściągnął płaszcz wraz z butami i z ogromnym uśmiechem ruszył do Antonietty. Skręciło ją, a Jack zazgrzytał zębami.
- Wspaniale cię widzieć piękna. - chwycił jej dłoń i ucałował, precyzyjnie odsuwając ją od ojca.
Znowu wyrwała swoją kończynę i bez zapowiedzi ze spuszczoną głową wróciła do garnków.
- Przecież mówiłem ci, że możesz używać zmywarki. Nie niszcz swoich rąk. - James podążał zaraz za nią.
Nie czuła się z tym dobrze.
- Idź się odśwież James, ja się zajmę tłumaczeniem jej obsługi tego urządzenia.
- Nie ojcze, tym razem ty pójdziesz.
Popatrzyli po sobie wrogo, gdy usłyszeli trzeci głos. Odwrócili się.
- Chyba nie byłoby wam fajnie gdyby ktoś tak wam stał nad uchem i pieprzył dwa po dwa. - Zayn wyjął z lodówki sok i nalał sobie go do szklanki. - Dajcie jej spokój. Niech robi jak jej pasuje.
Pozostali dwa mężczyźni przyjęli pozycję obronną.
- A ty co? Trzymasz z mamusią, idź do niej.
Najmłodszy spojrzał wrogo na ojca.
- Z nikim nie trzymam, po prostu żal mi Antonietty.
- Niby dlaczego?
- Musi z wami wytrzymywać. Tak trudno zauważyć, że was po prostu... nie chce?
- Bzdura. - prychnął, a James zawtórował mu. - To, że podoba ci się moja maleńka Antonia to jedno, a że nie pozwolę na jakikolwiek kontakt między wami to drugie. Nawet nie masz się co starać i tak, że znoszę jeszcze Jamsa.
Starszy syn jakby otrzeźwiał. Spojrzał wrogo na ojca.
- A może jest na odwrót? To ja znoszę ciebie? Bądźmy szczerzy, jesteś dla niej za stary.
- Mam dość. - Antonietta rzuciła sztućce z powrotem do wody i wyszła z kuchni. Stali zdezorientowani jeszcze chwilę, aż zwrócili się wrogo do Zayna.
- Mącisz jej w głowie gówniarzu. - Jack uniósł palec wskazujący w stronę Zayna. - Nie życzę sobie podobnych sytuacji, jeśli jeszcze raz się to powtórzy inaczej pogadamy.
Najmłodszy przełknął ślinę.
- Dostajesz wiele powiadomień z firmy o jakimś spotkaniu. - patrzył uważnie w oczy mężczyzny. - Mógłbyś w końcu jakoś na to zareagować, a nie tylko...
- No dokończ. Z chęcią posłucham.
Zayn wziął oddech.
- A ty James powinieneś odwiedzić Annę. Byłem u niej wczoraj, ma się lepiej jest już przytomna.
Starszy podszedł bliżej.
- Coś tu się zmieniło pod noszą nieobecność? - porozglądał się, by później popatrzyć na brata. - Zostałeś dyktatorem, by nami rządzić? Bo nie wydaje mi się.
Zayn wyprostował się poprawiając swoją bluzę.
- Po prostu przywołuję was do porządku. Jak nie ja to kto?
Senior przejechał palcem po swojej wardze. Nic jednak nie powiedział tylko wyszedł ze zmarszczką między brwiami. A James patrzył jeszcze chwilę na milczącego brata i poszedł w ślady ojca.
*
Antonietta ścierała parapet i myła liście kwiatów, kiedy Zayn szedł do swojego pokoju. Zatrzymał się od razu zmieniają kierunek.
Do niej.
- Mam nadzieję, że - podskoczyła przestraszona upuszczając za podłogę preparat do roślin. - Przepraszam nie chciałem cię nastraszyć. - schylił się szybko po pojemnik, ona też to zrobiła. Niechcący złapał ją za dłoń, gdy próbowała wyciągnąć preparat z jego uścisku. - Spokojnie. - szepnął zauważając jej nerwowość. Oddał jej buteleczkę i wstał, kiedy ona to zrobiła. - Chciałem ci tylko powiedzieć, że możesz przyjść do mnie, jeśli potrzebowałabyś pomocy w sprawie - podrapał się po szyi - natarczywości mojego ojca.
Przełknęła ślinę odwracając od niego wzrok.
- Nie potrzebuję twojej pomocy.
Nie tego się spodziewał.
- Sama mówiłaś, bym jakoś zaradził twojej męce, choć w najmn...
- Mówiłam o wolności, a nie o twoim ojcu. - szeptała.
Lustrował wzrokiem jej profil. Miała ładny, zadarty nosek.
- Jedno wiąże się z drugim. Jak na razie mogę tylko doprowadzać go do porządku.
- I myślisz ile będzie ci uległy? - prychnęła smutno. - Ma swoje lata, naprawdę wątpię by słuchał swojego syna.
- Odczuwam jakbyś sama tego chciała. - zmarszczył brwi opierając się o ścianę.
Odwróciła się do niego plecami.
- Po prostu potrzebuję wolności, a nie złudnych nadziei z twojej strony. - mruknęła cicho, musiał sam dochodzić co powiedziała. Kiedy chciał coś zapytać usłyszał wołanie ojca. Wzdrygnęła się, ale nie zaprzestała pracy. Z westchnieniem zszedł do jego gabinetu, chyba w dość nieodpowiednim momencie.
- Co ty robisz? - zapytał zdezorientowany. Aż przystanął.
Jack siedział na fotelu i polerował ściereczką czarną jak smoła broń.
- A nie widać?
Gdzie ten mężczyzna, który wzrok odwrócić chciał? Choćby umrzeć miał z winy jej...
CZYTASZ
Lucifer ♦ Z.M✅
ActionCzemu ze wszystkich pragnień na świcie, wybrałem Ciebie? Codziennie tęsknię za twoją bliskością po raz ostatni... (c) H-yuna 2015/2016