- Gdzie ona jest? - Jack trzymając nerwy na wodzy podszedł do żony. Nie zamierzał z nią już rozmawiać, ale samo jakoś się złożyło. Chodziło o Antoniettę.
Waleria podniosła głowę na moment, później znowu wróciła do oglądania komedii.
Z pyskiem od razu do mnie - pomyślała wywracając oczami.
- Nie wiem.
- Jak to nie? - jego głos był głośniejszy. - Cały czas tu siedziałaś, nie widziałaś, by gdzieś wychodziła?
Kobieta zwilżyła usta i uśmiechnęła się cynicznie.
- Podpisałam twoje jebane papiery, oczekujesz ode mnie jeszcze czegoś?
Zamilkł zaciskając szczęki. Obeszło się bez żadnych rannych i Jacka naprawdę cieszyło, że za niedługo uwolni się od żony. Jednak teraz pojawił się kolejny problem, Antonia zniknęła.
- Zapytaj Zayna. - wyprostowała swoje nogi. - Może on coś wie.
- Już pytałem.
- Więc ode mnie też niczego się nie dowiesz.
Ręce pociły mu się niemiłosiernie, kiedy jeszcze raz przeszukał dom i podwórko. Nigdzie jej nie było. Zagryzł mocno wnętrze policzka wchodząc do pokoju młodszego syna. Ten leżał na łóżku ze słuchawkami na uszach. Jack jednym zwinnym ruchem ściągnął je rzucając na podłogę.
- Co ty robisz? - oburzył się wstając z łóżka.
- Gówno. Ubieraj się, pomożesz mi jej szukać.
- Nie. Za godzinę jadę do kumpla na weekend, nie mam czasu.
- Powiedziałem - chwycił syna za materiał tuż przy szyi. - że masz mi pomóc jej szukać. Nie dotarło?
Czuć od niego było alkohol. Zachowywał się jak opętany, a jego poczerwieniałe oczy utwierdzały jeszcze Zayna przy tym. Młodszy Malik nie chciał znowu niedomówień, nie planował szukać Antonietty, bo prawdę mówiąc cieszył się z tego. Dziewczyna nie będzie więcej poniżana i traktowana jak dziwka. W końcu uwolniła się z domu wariatów, sam nie wiedział jak i kiedy. Mimo wszystko to było dobre posunięcie, o ile nie znajdzie jej Jack.
- Coś czuję - poklepał syna po policzku poprawiając mu t-shirt. Zayn niemo zgodził się na polecenie ojca i on to dostrzegł. - że James maczał w tym paluchy. Nie odbiera ode mnie telefonów, a ze szpitala od Anny powinien wrócić już dawno temu.
Milczeli. Jack odsunął się delikatnie sprawdzając godzinę w telefonie.
- Po co ci to? - zapytał, kiedy Zayn wyciągnął walizkę z szafy.
- Mówiłem ci, jadę do kumpla na weekend.
Patrzył na syna dużej niż powinien, a potem wyszedł.
*
- Pojedziemy na dwa samochody, masz.
- Ile mamy tak szukać? - Zayn wypuścił ze świstem powietrze odbierając klucze od ojca.
- Aż znajdziemy.
Młodszy nawet nie próbował się spierać. Widział po minie ojca, że nie warto. Dlatego jak najszybciej wpakował walizkę do bagażnika i z wiązanką przekleństw siadł za kółko. Jeden pojechał w lewo, drugi w prawo. Zayn poczuł ulgę opuszczając posiadłość rodziców, już od dłuższego czasu myślał nad wyprowadzką i uwolnieniu się z rodzinnego domu.
Jadąc powoli patrzył po poboczach, sam dochodził do tego, że ona mogła być wszędzie. Mógł ją ktoś podwieźć, co dawało jej dużą przewagę. W ogóle mogła być już za granicą, niedaleko stąd do portu, by schować się na statku i uciec.
CZYTASZ
Lucifer ♦ Z.M✅
ActionCzemu ze wszystkich pragnień na świcie, wybrałem Ciebie? Codziennie tęsknię za twoją bliskością po raz ostatni... (c) H-yuna 2015/2016