♦ 14

3.7K 397 11
                                    

- Gdzie ona jest? - Jack trzymając nerwy na wodzy podszedł do żony. Nie zamierzał z nią już rozmawiać, ale samo jakoś się złożyło. Chodziło o Antoniettę.

Waleria podniosła głowę na moment, później znowu wróciła do oglądania komedii.

Z pyskiem od razu do mnie - pomyślała wywracając oczami.

- Nie wiem.

- Jak to nie? - jego głos był głośniejszy. - Cały czas tu siedziałaś, nie widziałaś, by gdzieś wychodziła?

Kobieta zwilżyła usta i uśmiechnęła się cynicznie. 

- Podpisałam twoje jebane papiery, oczekujesz ode mnie jeszcze czegoś?

Zamilkł zaciskając szczęki. Obeszło się bez żadnych rannych i Jacka naprawdę cieszyło, że za niedługo uwolni się od żony. Jednak teraz pojawił się kolejny problem, Antonia zniknęła.

- Zapytaj Zayna. - wyprostowała swoje nogi. - Może on coś wie.

- Już pytałem. 

- Więc ode mnie też niczego się nie dowiesz.

Ręce pociły mu się niemiłosiernie, kiedy jeszcze raz przeszukał dom i podwórko. Nigdzie jej nie było. Zagryzł mocno wnętrze policzka wchodząc do pokoju młodszego syna. Ten leżał na łóżku ze słuchawkami na uszach. Jack jednym zwinnym ruchem ściągnął je rzucając na podłogę.

- Co ty robisz? - oburzył się wstając z łóżka.

- Gówno. Ubieraj się, pomożesz mi jej szukać.

- Nie. Za godzinę jadę do kumpla na weekend, nie mam czasu.

- Powiedziałem - chwycił syna za materiał tuż przy szyi. - że masz mi pomóc jej szukać. Nie dotarło?

Czuć od niego było alkohol. Zachowywał się jak opętany, a jego poczerwieniałe oczy utwierdzały jeszcze Zayna przy tym. Młodszy Malik nie chciał znowu niedomówień, nie planował szukać Antonietty, bo prawdę mówiąc cieszył się z tego. Dziewczyna nie będzie więcej poniżana i traktowana jak dziwka. W końcu uwolniła się z domu wariatów, sam nie wiedział jak i kiedy. Mimo wszystko to było dobre posunięcie, o ile nie znajdzie jej Jack.

- Coś czuję - poklepał syna po policzku poprawiając mu t-shirt. Zayn niemo zgodził się na polecenie ojca i on to dostrzegł. - że James maczał w tym paluchy. Nie odbiera ode mnie telefonów, a ze szpitala od Anny powinien wrócić już dawno temu.

Milczeli. Jack odsunął się delikatnie sprawdzając godzinę w telefonie.

- Po co ci to? - zapytał, kiedy Zayn wyciągnął walizkę z szafy.

- Mówiłem ci, jadę do kumpla na weekend.

Patrzył na syna dużej niż powinien, a potem wyszedł. 

*

- Pojedziemy na dwa samochody, masz. 

- Ile mamy tak szukać? - Zayn wypuścił ze świstem powietrze odbierając klucze od ojca.

- Aż znajdziemy.

Młodszy nawet nie próbował się spierać. Widział po minie ojca, że nie warto. Dlatego jak najszybciej wpakował walizkę do bagażnika i z wiązanką przekleństw siadł za kółko. Jeden pojechał w lewo, drugi w prawo. Zayn poczuł ulgę opuszczając posiadłość rodziców, już od dłuższego czasu myślał nad wyprowadzką i uwolnieniu się z rodzinnego domu.

Jadąc powoli patrzył po poboczach, sam dochodził do tego, że ona mogła być wszędzie. Mógł ją ktoś podwieźć, co dawało jej dużą przewagę. W ogóle mogła być już za granicą, niedaleko stąd do portu, by schować się na statku i uciec. 

Lucifer ♦ Z.M✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz