♦ 19

3.1K 353 7
                                    

- Proszę panią. - Antonietta zacisnęła dłoń na oparciu krzesła. - Proszę się nie rozłączać i wysłuchać mnie do końca.

- Śmiesz mówić mi, co mam robić?

Dziewczyna odetchnęła opierając głowę o zimną ściankę. Sama nie wiedziała, czy dobrze robi, ale tylko rozmowa z Walerią mogła jakoś pomóc w tej sprawie. Dziewczyna aż trzęsła się, kiedy z policjantką wróciła do domu po numer telefonu do jej pani, no cóż byłej pani. Kobieta, kiedy tylko usłyszała głos Antonii od razu się rozłączyła. Jednak ta nie przestawała dzwonić zmuszając, by odebrała.

- Chcą zamknąć Zayna. - zagryzła dolną wargę w nerwach. - Musi tu pani przyjechać.

- Chyba śnisz, nigdzie się stąd nie ruszam. - zaśmiała się gorzko. - Po prostu wpłać kaucję i wypuszczą go. Przecież już kilka razy został zatrzymany gdy prowadził po pijanemu, więc to nie ma żadnej różnicy.

- Ale tym razem tu nie chodzi i alkohol, jest podejrzany o zabójstwo.

- Co ty bredzisz dziewczyno?

Wzięła głęboki oddech.

- Pani mąż przyjechał do domu, gdzie się zatrzymaliśmy i po prostu - zacięła, gdy scena ta przeleciała jej przed oczami. Pobladły Zayn patrzył na ojca jakby zobaczył ducha, a przez wystrzał ściana wraz z podłogą były ubrudzone od krwi. 

- Właśnie, karz mu wracać, bo musimy podpisać papiery rozwodowe, tak się sukinsyn upierał, a teraz tego unika.

- On nie żyje proszę pani.

Nastała cisza. Ale tylko chwilę.

- Jak to nie żyje? - wzburzyła się. - Co ty wygadujesz?

- Pan Jack przyszedł do nas do domu i... po prostu popełnij samobójstwo. Strzelił sobie w puls.

- Ależ to absurd! Jak śmiesz tak kłamać?

- Ja nie kłamię proszę pani. - przeczesała swoje włosy siadając na krześle. - Dlatego proszę panią, by tutaj przyjechała i w jakiś sposób pomogła w sprawie. Obarczony winą jest pani syn.

- Ale przecież - zamilkła na moment, jej głos był słabszy niż wcześniej. - on chciał zabić ciebie, dlaczego ty jeszcze żyjesz?

Dziewczyna otworzyła niepotrzebnie usta, bo i tak nic nie powiedziała. Była zdziwiona jak i przejęta tym, co mówi kobieta. Jeśli wiedziała ten fakt, to musiała znać też więcej. Dlatego potrzebowano jej tutaj, może jakimś cudem oczyściłaby swoimi zeznaniami Zayna z zarzutów. 

- Proszę przyjechać, wyślę pani adres, dobrze?

- Czekaj. - chwilę panowała cisza, w słuchawce było słychać jakby kobieta się przemieszczała. - Czyli, że Jack nie żyje, to jest już pewne?

- Tak. - mruknęła niepewnie.

- Ale, że nie wzięliśmy rozwodu i wszystko nie zostało pozmieniane to znaczy, że... cały majątek spada na mnie.

Antonietta nie za bardzo wiedziała jak powinna zareagować. Po prostu czekała aż kobieta przestanie się cieszyć i jeszcze raz poprosi ją by przyjechała.

- Zayn panią potrzebuje, Jack wrobił go w morderstwo.

- Wiem, co miał zamiar zrobić.

Więc dlaczego kłamała, że nic nie wie?

- Wyślij mi adres i spodziewaj się mnie za niedługo. Powiedz też policji, że dostarczę ciekawe dowody i nagranie.

Antonietta dziękowała kobiecie do czasu, aż ta niemiło się rozłączyła. Oddając słuchawkę policjantce skinęła głową i podniesiona na duchu usiadła na swoim wcześniejszym miejscu. Miała nadzieję, że kobieta szybko przyleci swoim prywatnym samolotem, wiedziała o nim dużo wcześniej jak chwaliła się, co to ona nie ma.

*

Antonietta była na wyczerpaniu sił, kiedy ujrzała przed sobą kobietę w kremowym płaszczyku i wysokich szpilkach.
Waleria.

Dawna pracodawczyni lustrowała wzrokiem Antonię, a gdy ta wstała uśmiechnęła się z niesmakiem.

- Gdzie jest Zayn?

- Nie chcą go wypuścić z tamtego pomieszczenia ja nie wiem, co...

Waleria nie słuchała jej już krocząc do jednej z policjantek Przedstawiła swoją sytuację i kazała się zaprowadzić do mężczyzny, który prowadził to wszystko. Antonietta szła tuż za nimi i zagalopowała się chcąc wejść razem z Walerią do pokoju przesłuchań.

- A ty gdzie? - warknęła unosząc swoją brew.

- Przepraszam, zapomniałam.

- Usiądź i czekaj na mnie.

- Tak jest.

Waleria uśmiechnęła się znacząc i po rzuceniu swojego płaszcza na policjantkę weszła do środka. To tak jest wyryło jej się w psychice i  pozostanie z nią na długo. Odetchnęła sprawdzając godzinę na zegarze ściennym. 

Była czwarta rano.

Odetchnęła głębiej kładąc głowę na swojej podpartej o kolano dłoni. Przez myśli przelatywały jej wspomnienia, jak i pytania : Co teraz ludzie sobie pomyślą? Jak będą żyli w domu, w którym popełniono samobójstwo? Wypuszczą  Zayna i czy ciążąca na niej wina przestanie o sobie dawać znać? Westchnęła zamykają oczy i nawet się nie spostrzegła, kiedy odpłynęła. 

Obudził ją dosyć mocny zapach perfum, które kojarzyły jej się  tylko z jedną osobą. Jeszcze niemrawa podniosła głowę, by dostrzec Walerię już w pełni ubraną, a tuż obok niej Zayna. 

Niczym torpeda wstała od razu się ożywiając. 

- I jak? - zapytała niepewnie. 

- Zbieraj się. - Waleria nie zważając na jej pytanie spojrzała na telefon w dłoni. - Chyba, że chcesz tutaj zostać.

- Ale jak się mają sprawy?

- Zayn jest wolny, naprawdę wątpiłaś w moje umiejętności? Jestem dość wpływową osobą jakbyś nie wiedziała.

Antonietta szybko ubrała na siebie kurtkę i szła za nimi jak potulny piesek do wyjścia. Ku jej zdziwieniu Waleria miała tutaj też samochód. Oboje z Zaynem zajęli przednie siedzenia, a ona zmuszona była usiąść z tyłu. 

Malik nie odzywał się, nawet nie patrzył w stronę Antonietty. Poczuła skręt w żołądku, ale nie rozpłakała się. Co ma być to będzie. 

Rządź mną bym był dobry.

-----

Jeszcze jeden i bd epilog :) 

Lucifer ♦ Z.M✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz