Rozdział 4 ❤

3.4K 194 11
                                    

Rano obudził mnie telefon.

Ciągle brzęczący przedmiot leżał przy moim uchu, dzwoniąc bez przerwy.

Sięgnęłam po urządzenie i odblokowałam. Wiadomości z tt, smsy.

TT. Jedyna aplikacja. Jedyna osoba, której chciałabym zaufać, ale się boję. Boję się odtrącenia.

LeDe143 "Słodkich snów :*"

LeDe143 "Mam jedno pytanie."

LeDe143 "Skąd jesteś?"

LeDe143 "Miłego dnia, księżniczko :*"

Poczułam się ważna, dla kogoś kogo w sumie nie znałam, dla kogoś kto nie wiedział skąd jestem, dla kogoś kto nie znał mojej historii, ani tego jak bardzo boję się zaufać. On jedyny, nie licząc mamy, czy brata odważył się utrzymać ze mną kontakt nie zostawiając mnie samej.

Lucy143 "Dziękuję i wzajemnie, Leo :)"

Odpisałam i nie sprawdzając smsów odłożyłam telefon, bo wiedziałam od kogo one są. Wstałam i ubrałam szary sweter i czarne spodnie.  W łazience wykonałam poranne czynności i wróciłam do siebie po plecak, po czym zeszłam do kuchni, gdzie nikogo nie było. Wzięłam tylko ze stołu pieniądze, które jak mniemam zostawiła mi mama i wyszłam zakładając airforce i czarną, długą kamizelkę.

Kilka metrów przed wejściem do szkoły poczułam jak ktoś chwyta mnie za ramię. Wiedziałam czego chcą. Moje ciało bezwładnie szło, cignięte przez silną dłoń. Ta osoba rzuciła mną na ziemię, gdy tylko znalazła się za szkołą. Wyrwała plecak i zabrała portfel, a z nim pieniądze. Po kilku kopniakach, poczułam silny ból brzucha i ręki. Odeszli, a ja leżała. Po godzinie, dwóch. Nieistotne. Gdy ból delikatnie przeszedł zaczęłam się podnosić. Zajęło mi to chwile, a przez ten czas moja twarz stała się wodospadem. Płakałam. Nie ukrywałam tego, bo tylko to sprawiło, że niczego w sobie nie zamykałam, byłam szczera z samą sobą. Byłam i jestem ofiarą. Chodzącym przekleństwem, które nic nie znaczy.

Z tym przekonaniem stanęłam na nogi i ruszyłam do parku. Na plac zabaw. Wiedziałam, że nikogo tam nie spotkam, bo przecież każdy jest teraz w szkole. Ma przyjaciół, których ja nie mam, jest po prostu szczęśliwy.

Usiadłam na skrzypiącej huśtawce. I chyba zasnęłam, bo kolejną rzeczą jaką pamiętam jest chłopak potrząsający moim ramieniem.

-Hej, co się dzieje? Słyszysz mnie?- mówił głos. Myślałam, że odeszłam. Że trafiłam do lepszej rzeczywistości, że w końcu zobaczę mojego tatę. Ale to tylko zwidy. A rzeczywistość jest nadal szara, bezbarwna. Osoba stojąca obok po raz kolejny poruszyła moim ramieniem, a ja syknęłam z bólu. I wtedy przypomniała mi się sytuacja spod szkoły. Podwinął rękaw swetra, a ja skrzywiłam się. Ręka była sina, a pod nią stare blizny i nowe rany. Czułam jego wzrok na sobie, jednak nie chciałam na niego spojrzeć.

-Zostaw mnie.- powiedziałam spanikowana i zabrałam moją rękę. Wstałam z huśtawki i szybko odeszłam z placu zabaw. Przeszedł mnie dreszcz, zrobiło mi się zimno. Przyspieszyła i już po chwili byłam w domu. Wyciągnęłam jedną ręką telefon i sprawdziłam godzinę. Była 14.30. Idealnie zanim wróci mama. Jednak nadal boląca ręka nie dawała mi spokoju. Zadzwoniłam do brata.

-Hej, przyjedziesz po mnie?- spytałam chłopaka, który powinien za dwie godziny wrócić do domu.

-Coś się stało?

-Tak... nie... to znaczy, tak, ale powiem Ci jak przyjedziesz. To ważne.- wydukałam do słuchawki i nie czekając na odpowiedź rozłączyłam się.

***

-Halo, młoda.- usłyszałam chrobotanie w zamku i krzyk brata, gdy wszedł do kuchni i zobaczył moją rękę, zamarł.- Boże, co ci się stało?- powiedział, a mi wydawało się, że prawie płacze.

-Nic, po prostu się potknęłam w parku, jak wracałam i... po prostu źle ustawiłam rękę i boli.

-Dobra, chodź, jedziemy do szpitala...

-Ale,...

-Nie ma, ale. Chodź.- powiedział i wziął mnie na ręce, postawił mnie na ziemię dopiero, gdy znaleźliśmy się przy samochodzie. Wsiadłam i patrząc w szybę jechaliśmy w stronę szpitala.

-Nie jesteś zły?

-O co miałbym być? Po prostu się o ciebie martwię, tak? Jesteś moją młodszą siostrą i nie chcę, żeby coś ci się stało.- gdy to powiedział prawie się rozpłakałam, bo chciałam mu powiedzieć prawdę, ale jednak za bardzo bałam się konsekwencji. Nie chciałam go ranić. Tak samo mamy, są dla mnie zbyt ważni.- Nie płacz, mała.- dodał i uśmiechnął się, nadal jadąc.

***

-Dzień dobry, chciałbym zarejestrować moją siostrę, Lucy Campbell.- powiedział do recepcjonistki, a ta uśmiechnęła się do niego i podała kartę. Chłopak szybko ją wypełnił i już po chwili byliśmy w gabinecie lekarza.

-Witam, co się stało?- spytał spoglądając na moją rękę którą cały czas podtrzymywałam, po czym przeniósł wzrok na Davida.

-Siostra feralnie upadła w parku i boli ją ręka.- powiedział i również spojrzał na doktora.

-Proszę usiądź na łóżku.- powiedział do mnie, wskazując na stojący w rogu mebel. Przeniosłam się i "wspięłam" się na siedzenie.- Proszę, pokaż.- powiedział spokojnie, podwijając rękaw swetra. Gdy zobaczył rękę zrobił wielkie oczy.

-O co chodzi, doktorze?- spytał David widząc minę lekarza.

-Czy pan wie, że pańska siostra się... tnie?- spytał z poważną miną, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Głupia, myślałam, że tego nie zauważą?

-To nie tak, cięłam się, ale już dawno tego nie robię.- powiedziałam, czując, że w każdej chwili mogę się poryczeć, a wtedy byłabym już utopiona.

-Ale...

-Nie doktorze, przestałam i nie mam najmniejszej ochoty do tego wracać.- zdziwiłam się sama na moje słowa, bo ja, Lucy, sprzeciwiłam się słowom lekarza.

-Dobrze, skoro pani tak twierdzi.- powiedział.- Ręka jest skręcona w nadgarstku. Założymy usztywniacz i proszę zgłosić się za dwa tygodnie na kontrole.- dokończył i odszedł do oddzielnego pomieszczenia, wtedy podszedł do mnie brat.

-O co chodzi z tym cięciem? Pogadamy w drodze powrotnej.- powiedział i usiadł, nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi. Przynajmniej teraz będę miała spokój, ale wiem, że ta cała pogawędka mnie nie ominie.

-Proszę, wyprostuj rękę.- zrobiłam o co prosił i założył mi usztywniacz, który dosyć mocno musiał ścisnąć.- W razie czego, proszę, aby zgłosić się bezpośrednio do mnie. Do widzenia i szybkiego powrotu do zdrowia.- powiedział to ze smutkiem. Nie wiem o co mu chodziło, ale mam nadzieję, że o nic ważnego.

***

-A teraz gadaj.

-Co mam Ci powiedzieć?- spytałam spokojnie, nie patrząc w jego stronę.

-O co chodzi z tymi bliznami?- powiedział przez zęby.- I spójrz na mnie jak do ciebie mówię.- podniósł głos, spojrzałam na niego wielkimi oczami przepełnionymi strachem. Zachowywał się tak jak one.

Be strong, please!  ❤‎Where stories live. Discover now