Rozdział 36 ❤

1.6K 110 5
                                    

Następnego dnia rano wstałam jak zwykle, czyli koło ósmej. Co dzisiaj za dzień? Moje urodziny, których zresztą nie obchodzę jakoś specjalnie. Miałam w planach zwiedzanie miasta, samej.

Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki, gdzie wzięłam zimny, orzeźwiający prysznic. Zawinięta w ręcznik wróciłam do siebie, aby się ubrać. Zaskoczyłam samą siebie, bo wyciągnęłam sukienkę. Tak, dokładnie. Szarą, dresową ze ściągaczem na biodrach. Dobrałam bransoletki i pomalowałam się. Biorąc ze sobą torebkę, zeszłam na dół. Starałam się nie hałasować, ponieważ David się jeszcze nie obudził, a nie chciałam, żeby przeprowadzał wywiad, gdzie idę, o której wrócę, z kim będę.

Wyszłam z domu kierując swoje kroki w prawo na przystanek autobusowy. Chwilę potem pojazd podjechał, i wsiadłam. Zajęłam najbardziej oddalone miejsce i założyłam słuchawki. Jak na razie nie było żadnych niespodzianek i dobrze. Powoli dojeżdżaliśmy do miejsca, które chciałam zobaczyć na żywo. W szkole mieliśmy wiele informacji o Port Talbot. Spodobało mi się, a teraz tu mieszkałam. Wysiadłam i zatrzymałam się zanim postawiłam krok w jego stronę.

Weszłam do parku, parku, który przez cały czas stał pusty. Na końcu miało znajdować się jeziorko ze strumieniem , a wokół dużo zieleni. Idealne miejsce, żeby móc się wyciszyć. Szłam kilka minut, aż przekroczyłam furtkę. Znalazłam miejsce, a na środku dodatkowo wisiała huśtawka, zahaczona o gałąź. Usiadłam na niej i zaczęłam się huśtać w rytm melodii płynącej z telefonu. Uh, szkoda, że nie wzięłam gitary.

Niestety spokój nie trwał długo, ponieważ chwilę potem usłyszałam głosy, a potem na polankę weszło dwóch chłopaków. Byłoby fajnie gdyby byli to Leondre i Charlie, a tych nie znałam i miałam złe obawy. Zeszłam z huśtawki i odeszłam kawałek, chowając się za drzewem. Starając się nie nadepnąć na nic, ani nie narobić hałasu opuściłam to miejsce. Pozostał mi tylko spacer po ulicach miasta albo powrót do domu. Pierwsza opcja wydała mi się bardziej ciekawa dlatego udałam się w stronę WESOŁEGO MIASTECZKA.!

Kupiłam bilet na kolejkę górską, choć od zawsze się jej bałam postanowiłam obalić swój strach, udałam się w stronę jednej z wielu atrakcji. Wsiadłam do wagoniku i wiedziałam, że to będzie ostatnia przejażdżka.

***

-Aaaaa..!- z gardła wydarł mi się pisk, a za chwilę zakryłam oczy. Jezu, czemu ja to wymyśliłam?

***

Starszy mężczyzna otworzył drzwi wagonu wypuszczając ludzi z kolejki. Nigdy więcej nie wsiądę na to diabelstwo, never.

***

Po kilku godzinach chodzenia po wesołym miasteczku musiałam wracać. Autobus podjechał chwilę po czasie, wsiadłam i zajęłam miejsce. Całą drogę wpatrywałam się w widok za oknem.

Cieszyłam się, że tu jestem. Chyba. Ale mniejsza. Pojazd zatrzymał się na przystanku i wysiadłam, od razu idąc w stronę mojego domu. Czułam, że ktoś za mną idzie, jednak nie chcąc psuć sobie humoru, odrzuciłam tę myśl i weszłam do mieszkania.

-O boże...- krzyk wyrwał się z mojego gardła.


***


Więc przychodzę z kolejnym rozdziałem. Miłego dnia :) w zasadzie popołudnia :)

Jak tam w szkole? :)

Be strong, please!  ❤‎Where stories live. Discover now