Rozdział 14 ❤‎

2.6K 138 3
                                    

-Lucy, wstawaj.- obudziło mnie szturchanie w ramię oraz słowa brata.- Dzisiaj koncert, zapomniałaś?

-O boże, już wstaje.- krzyknęłam i wleciałam do łazienki. Umyłam twarz, zęby i wróciłam do siebie, nie było go już. Pomalowała się i ubrałam czarne rurki z dziurami, koszulkę i wokół bioder przewiązałam koszulę. Włosy zostawiłam rozpuszczone i zawiązałam na nich bandamkę.
Za pół godziny musimy wyjechać, więc miałam chwilę, żeby spakować rzeczy na jutro, bo w końcu spędzimy tam dwa dni. Po skończonej czynności wciągnęłam na rękę bransoletki i zeszłam na dół ze wszystkim. Uśmiechnęłam się do cioci i wyszłam. Wsiadłam na tylne siedzenie i chyba zasnęłam, bo obudziła się dopiero na miejscu. Do koncertu pozostało jeszcze półtorej godziny, więc zameldowaliśmy się i podjechaliśmy pod arenę. Nie wiedziałam czy iść na M&G. Ale w ostatniej chwili przyszedł mi do głowy plan. Miałam przy sobie czapkę, a poza tym kiedy mnie widział miałam siniaki, a teraz ich praktycznie nie widać. No może poza tym na czole, ale spokojnie. Stanęłam za kilkoma dziewczynami. Zamiast bandanki miałam czarną czapkę. Nie czekałam długo, pokazałam ochroniarzowi bilet i weszłam. On tam stał, uśmiechnięty, szczęśliwy, chciałam się wycofać. Co ja sobie w ogóle myślałam? Że wejdę i ich przytulę i po sprawie? A co jeśli mnie poznają? Wpadłam w panikę, z czego rozbolała mnie głowa. Znowu, znowu ten cholerny ból głowy. Złapałam się za nią, a chwilę potem poczułam jak dwie pary silnych ramion mnie oplatają. Nie chciałam patrzeć w ich oczy, bo poznaliby mnie. Szepnęłam cicho 'Dziękuję.' i odeszłam, słysząc za sobą 'Nie masz za co, księżniczko!'. Gdyby tylko wiedział, że mam i to za wiele.

Skierowałam się na miejsce koncertu. Niestety przy barierkach nie było miejsca. Stanęłam kawałek dalej. Miałam im coś dać, ale nie dostanę się wystarczająco blisko sceny. Koncert się zaczął. Słychać było piski, szloch, radość. Uczucia jakie wzbudzał widok ukochanych idoli, na których koncercie się znajdujesz. Mimo radości jaką odczuwałam stałam spokojnie, a tylko z moich oczu leciały łzy. Musiałam im to dać, kopertę z listem i nieśmiertelniki. Musiałam za wszelką cenę. Zaczęłam się przepychać, co nie było proste mając 155 centymetrów wzrostu. Po dłuższej chwili stałam, wpychana z całej siły na barierkę. W ręce trzymałam dwie koperty. Chciałam je rzucić, ale Charlie podszedł i je wziął. Uśmiechnęłam się i znowu poleciały łzy, ale nie tak jak kiedyś smutku, bólu czy słabości. Te łzy płynęły dla nich, dla dwóch aniołków, których poznałam, dla tych dzięki, którym żyję, oddycham, czy uśmiecham się. Nagle do barierek zaczął się kierować Leo, owszem na M&G mnie nie poznał, ale nie widział mojej twarzy, a teraz? Nie chciała, żeby do tego doszło. On mnie poznał. Złapał moją dłoń i uśmiechnął się. Widziałam radość zmieszaną ze smutkiem. Spojrzałam na rękę, w której chłopak utkwił wzrok. Zrozumiałam. Bransoletki zjechały i zobaczył błędy wyrysowane na moich nadgarstkach. Spuściłam głowę. Puścił moją dłoń i z powrotem wrócił na scenę. To trwało kilka sekund, a jednak dla mnie całą wieczność. Ciepło jakim emanował jest niesamowite, ale przeznaczone dla kogoś innego.

Całą resztę koncertu wsłuchiwałam się w słowa, uśmiechałam się przez łzy. Zostałam wypchana do tyłu, ale nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie. Byłam tu, po raz kolejny miałam go tak blisko, choć przez chwilę i to mi wystarczyło. Słysząc te głosy uśmiechałam się sama do siebie. One przynosiły szczęście i radość, nie tylko mi, ale też wielu innym dziewczynom, które pewnie mają gorzej ode mnie.

Impreza powoli dobiegała końca. Zaśpiewali ostatnią piosenkę i gdy myślałam, że już koniec ON coś dodał.

'Lu, wiem, że sobie poradzisz. Wierzę w to.', te słowa wypowiedział po piosence "Stay strong". Z oczu leciały łzy, kiedy kierowałam się ku wyjściu. Przed areną stał samochód mojego brata, usiadłam i z głową skierowaną ku oknu, odjechaliśmy. Nie chciałam rozmawiać, a zaraz po powrocie poszłam do zarezerwowanego pokoju. Wyciągnęłam piżamę i weszłam do łazienki.

Prysznic trwał długo,  bo myślałam nad tym. Może faktycznie powinnam komuś powiedzieć, ale jak? Co jeśli mi nie uwierzą? Co jeśli one posuną się do skrzywdzenia mojej rodziny? Bałam się, bałam się konsekwencji. Te parę słów mogło wyrządzić krzywdę nie mi, ale bratu, mamie czy cioci.

-Lu?- usłyszałam krzyk brata z pokoju.

-Zaraz.- odkrzyknęłam i wyszła. Mokrą głowę zawinęłam w ręcznik, a na osuszone ciało założyłam krótkie spodenki i bluzę. Wyszłam i odłożyłam kosmetyczkę.- Co jest?

-Nic, chciałem zobaczyć co u ciebie.- wyszczerzył się ukazując zęby.

-Uh, serio? Mogłam jeszcze siedzieć pod wodą.- odparłam i rzuciłam się na łóżku, które swoją drogą było bardzo wygodne.- Oglądamy coś?- spytałam patrząc w jego stronę.

-Można, ale zaraz wracam, a ty co znajdź.- odpowiedział i wyszedł. Wyciągnęłam z torby laptopa i zaczęłam szukać filmu wartego uwagi. Znalazła 'nie śmieszną komedię' i wpełzłam pod kołdrę. Poczekałam chwilę i wszedł mój brat, usiadł obok i włączyliśmy. Oczywiście ja zasnęłam niedługo później.

***

David POV

Lucy zasnęła prawie od razu, gdy film się zaczął. Zabrałem laptopa i odłożyłem na bok, kiedy chciałem wyjść, do moich uszu dotarł dźwięk przychodzącej wiadomości. Do niej. Odblokowałem ekran i odczytałem.

'Ty mała suko, nie widziałyśmy się dawno, ale to przeszłość. Jutro wieczorem za szkołą, wiesz o co chodzi, więc do zobaczenia.'.

Nie mogłem uwierzyć w to co właśnie czytałem. Ktoś jej groził, przewinąłem w dół. A tam wiadomości od tego jednego numeru. Ona ma problem, który dusi od... trzech lat? Spojrzałem na datę ostatniej wiadomości. Miałem łzy w oczach. Te siniaki, łzy, blizny były powodem znęcania się? Nie rozumiałem czemu tego nie powiedziała. Bała się? Czego? Po mojej głowie krążyło wiele pytań, na które nie miałem i nie mogłem znaleźć odpowiedzi.

-Co ty robisz?- usłyszałem za sobą głos siostry, odwróciłem się w jej stronę.

-Dlaczego?- spytałem, nie powstrzymywałem łez. Bolało mnie to, że działa się jej krzywda, że mi nie ufa.

-Zostaw mnie. Kto dał Ci prawo do czytania moich wiadomości?- krzyczała, płakała, była zła.

-Nikt, ale to było jedyna rzecz, która dała mi do zrozumienia, że jest źle. Nawet bardzo, a ty nie dajesz do siebie dotrzeć- wydusiłem z siebie.- Nie wiem dlaczego nie chcesz nic powiedzieć, ale mam nadzieję, że zmądrzejesz.- dodałem na odchodnym. Ze łzami w oczach położyłem się, a po chwili oplotły mnie małe ręce Lucy. Przytuliłem ją i zasnąłem.

Lucy POV

Obudziłam się następnego dnia rano przytulona do Davida. Przypomniałam sobie wszystko co zdarzyło się wczoraj i znowu miałam ochotę na łzy, ale nie mogłam ich pokazać. Leżałam jeszcze chwilę i wstałam, zabierając rękę brata na bok. Wyszłam od niego i poszłam się ubrać. Wyciągnęłam rurki, i szarą bluzę, którą zabrałam przed chwilą z torby chłopaka. Ubrana, pomalowana, zrobiłam z włosów niedbałego koka i zebrałam swoje rzeczy. W końcu dzisiaj wracamy. Gotowa, zamknęłam pokój i z torbą wróciłam do brata, który właśnie się obudził.

-Hej, jedziemy?- spytała, gdy ten przeciągnął się.

-Już? Która jest godzina?

-14.- odpowiedziałam i wyciągnęłam telefon rozwalając się na jego łóżku.- Czekam.- dodałam i weszłam na twittera. Na stronie głównej znalazłam zdjęcie. Charlie i Leondre z nieśmiertelnikami. I podpis 'Dziękujemy, na zawsze z tobą xx'.

Uśmiechnęłam się do telefonu i zablokowałam go.

-Ym... widziałaś moją szarą blu...- nie dokończył, a ja zaśmiałam się pod nosem.- Dawaj ją.

-Nie, jest moja. Tam masz jeszcze koszulę.- powiedziałam, pokazując mu język.

-Och, oczywiście, że możesz ją pożyczyć.- powiedział z sarkazmem i założył koszulę, którą wyciągnął z torby.- Dobra, zbieraj się, małolato.

-Hahaha, nie śmieszne.- odparłam i wstałam, poprawiłam narzutę i wzięłam rzeczy. Wymeldowaliśmy się i wyruszyliśmy w drogę powrotną, po drodze zahaczając o mcdonalda. Zjedliśmy i kontynuowaliśmy drogę, którą naturalnie przespałam.


Ba dum tss... Kolejne wydarzenia, kolejne słowa :* ❤

Be strong, please!  ❤‎Where stories live. Discover now