24. Rzeczywistość

128 20 3
                                    

Kolejne dni przyniosły mi chwilowe wytchnienie od mojego nieznanego przyjaciela, lecz to mnie nie cieszyło. Z każdym dniem zbliżałem się do wyjazdu do Dessex, a tam będę szczególnie narażony na jego plany. Kompletnie nie wiedziałem czego mogę się spodziewać po takim człowieku jak on. Jeszcze ten sen! Rozmyta twarz miała symbolizować iż jest mi osobą zupełnie nieznaną. To mnie niestety najbardziej martwi, bo nie wiem gdzie może mieć słaby punkt. Stwierdziłem, że przy najbliższym ponownym kontakcie spróbuję przeprowadzić z nim normalną rozmowę, a może dowiem się choćby czegoś tak głupiego jak jego wiek. To zawsze może w czymś pomóc. Powoli rzeczywiście zaczynałem wariować. Zastraszał mnie, i cholera, ale doskonale wiedział jak to robić. Wszystko szło po jego myśli, a ja nie wiedziałem jak zatrzymać tą maszynę strachu.

- Wszystko Ok? - w pokoju pojawiła się Kate. Nie wyjechała na Florydę, została specjalnie dla mnie. Wiedziała, że woli Jacka nie da się zmienić, ale starała się mnie wspierać. Przychodziła do mnie w każdej chwili, nawet swoją przerwę w pracy spędzała w mojej sali. Byłem jej za to dozgonnie wdzięczny.

- Chyba tak...

- Chyba?

- Zastanawiam się jak to wszystko będzie wyglądać - odpowiadam wpatrzony w okno - Przywiążą mnie do łóżka jak nie będę chciał brać tabletek? Pobiją jeśli się przeciwstawię? Jak wogóle wygląda ten Dessex?

- Chyba za dużo internetów - siada obok mnie, i patrzy na mnie przez chwilę - Wątpię iż zostaną podane ci jakiekolwiek tabletki, choć nie mogę mieć stu procentowej pewności. Nie wiem czy prochy pomagają w kuracji po próbie samobójczej. Jestem tu zaledwie pielęgniarką, nie ukończyłam nawet uniwersytetu medycznego. Nie znam się na wszystkim - łapie mnie za rękę - Jeśli spróbują cię tam skrzywdzić to osobiście dopilnuję by każdego spotkała krzywda, bez wyjątku...

- Siostra! Czasami mnie przerażasz - mówię z uśmiechem, a ona wybucha śmiechem. Dawno nie słyszałem jej szczerego śmiechu. Brakowało mi tego. Choć nasza rodzinne relacje nigdy nie były zbyt dobre, to po przeprowadzce do niej bardzo się zbliżyliśmy. Może nie było to pełne zaufanie jakim obdarza się rodzeństwo, ale był początek do tego. To musiało nam jak narazie wystarczyć.

- Jeśli chodzi o budynek to jak na szpital psychiatryczny przystało, jest to stary zamek przerobiony na zakład - wybucha śmiechem gdy dostrzega mój przerażony widok. - Coś Ty! Myślisz, że McHallisster kupował by jakiś zamek? Sam zakład istnieje od jakiś piętnastu lat, i został wybudowany od podstaw, w dwu tysięcznym roku zaczęto prace. Owszem swoim wyglądem przypomina z deczka jakiś nawiedzony dwór, ale w środku znajduje się specjalistyczny sprzęt, świetnie wyszkolony personel. Zakład specjalizuje się w leczeniu schizofrenii i wielu jej podobnym chorobom, a przede wszystkim zajmuje się osobami, które próbowały popełnić samobójstwo. To najlepszy szpital w promieniu wielu kilometrów...

- Oczywiście wszystko za kasę milionera z Nowego Yorku - prycham sarkastycznie.

- Do czego pijesz?

- Że ten cały McHallisster musi być jakiś pojebany! Sama mówiłaś, że prowadzi firmę ochroniarską, a żona jest pisarką, a wcześniej była modelką. Nie uważasz, że to nie trzyma się kupy? Po co takiej parze szpital? I jakim cudem tak nadziani ludzie nie maja dzieci? Jeśli nie swoje to chociaż adoptowane... - Laura była najbardziej znaną modelką w USA! Musiałeś o niej słyszeć! Nawet paryskie domy mody błagały by została twarzą ich marek!

- Jak można być tak zaślepionym w swój zawód?

- Nikt tego nie wie - oznajmia. - Poza tym ta rodzina ma równie dużo tajemnic i dziwnych spraw na koncie co zer w banku...

Nobody Can Save Me NowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz