21. Ocean ciszy

149 20 16
                                    

Obudziłem się kilka minut po godzinie szóstej i choć od kilku dni praktycznie śpię to i tak jestem niewyspany. Minęły trzy dni odkąd zostałem pobity przez ojca w tym pomieszczeniu. Trzy dni odkąd widziałem swoich ostatni raz. Trzy dni odkąd ostatni raz odwiedziła mnie Kate. Zastanawiałem się co się stało, czy to sprawka ojca, że się wszyscy ode mnie odwrócili? Wiem, że teraz muszę ponieść konsekwencje mojego czynu, czyli próby samobójczej. Chyba powoli godzę się z myślą, że żyję, ale wiem, że gdy tylko stąd wyjdę to spróbuję jeszcze raz, i mam nadzieję, że ten drugi raz będzie o wiele bardziej udany niż pierwszy.

     Nie wiem czym sobie zasłużyłem na takie życie? Co ja komu zrobiłem, że mnie tak życie potraktowało. Mamy końcówkę stycznia, a za cztery miesiące osiągnę pełnoletność. Mam cichą nadzieję, że to tego czasu robaki zjedzą moje ciało w trumnie. Chcę umrzeć, i nie wstydzę się tej myśli. Może zwariowałem, a może nie. Zawsze wiedziałem, że jestem inny. Gej czy biseksualista już mi nie robi różnicy. Nie zamierzam na siłę szukać szczęścia w swoim życiu, gdyż go nie ma i prawdopodobnie nie będzie. Cierpiałem razem z Ashley gdy została zgwałcona, cierpiałem gdy rozstałem się z Rose, cierpiałem gdy platonicznie pokochałem Derecka do granic możliwości. Straciłem przyjaciół i rodzinę. Straciłem też wiarę w siebie. Straciłem wszystko co kochałem i nic mi już tego nie przywróci...

- Jak się czujesz? - w drzwiach pojawiła się Kate. Jej twarz wyrażała lekki uśmiech, a mocny makijaż miał zakrywać zmęczenie i zrozpaczenie.

- Normalnie jak nowo narodzony - powiedziałem ironicznie.

- Pytam się serio - usiadła obok mnie. Już nie złapała mojej ręki, wyczuwałem dystans między nami.

- Moje życie zawsze było gównem, a ojciec dokładnie mi to pokazał...

- Zawsze wiedziałeś, że Jack jest wybuchowy, czego oczekiwałeś?

- W obecnej chwili? - zapytałem ostro - Choćby jednej, pierdolonej chwili ciszy i spokoju.

- Dostaniesz to - oznajmiła łamiącym się głosem.

- W sensie?

- Dostałam płatny dwumiesięczny urlop - powiedziała smutno - Dyrektor stwierdził, że w takim stanie nie nadaję się by pracować w szpitalu. Zarezerwował mi nawet wyjazd na Florydę bym odpoczęła...

- Hojny gest - zakpiłem.

- Dba o swoich pracowników i bynajmniej nie jestem tutaj wyjątkiem.

- Co tu jeszcze robisz?

- Chciałam się pożegnać - rzekła ze łzami w oczach.

- To cześć - powiedziałem.

- Gdy ja wrócę ciebie już tutaj nie będzie. Twój stan z każdym dniem się poprawia i prawdopodobnie nie będzie potrzeby trzymać się tutaj cały następny miesiąc. Leżałeś półtora tygodnia w śpiączce, teraz przez ostatni tydzień miałeś dużo badań. Wychodzisz z tego choć twój organizm jest nadal słaby, ale wierzę, że wyjdziesz z tego. Ojciec już szuka dla ciebie zakładu dla psychicznie chorych, ani ja, ani matka nie odwiedziemy go od tego pomysłu.

- Trudno - odparłem bez przekonania.

- Czemu jesteś taki spokojny? Czemu nic nie mówisz?

- Jaki mam być?

- Większość niedoszłych samobójców w chwili wybudzenia się odpina się od respiratora czy tam innych urządzeń i małymi kroczkami zmierza w stronę okna, czy chce wyjść na dwór i rzucić się pod autobus - jęczy - Ty leżysz spokojnie, że aż mnie serce boli, że wymyśliłeś coś nowego, prawda?

Nobody Can Save Me NowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz