20. Na dnie smutku i żalu

134 19 2
                                    

Wredne, jasne światło zaatakowało mnie gdy tylko otworzyłem na chwilę oczy. Szpital, pierwsza myśl. Zacisnąłem je szybko i byłem pewny, że moja twarz jest wykrzywiona w grymasie. Usłyszałem gdzieś obok podłączony respirator, co oznaczało jedno. Przeżyłem. Druga myśl, że chcę natychmiast umrzeć. Teraz i tu. Mój plan się nie powiódł, przegrałem. Chciało mi się płakać i krzyczeć jednocześnie, tak skrupulatnie zaplanowałem tą próbę, ale czemu do cholery leżę żywy w szpitalu, a nie zasypany piachem na cmentarzu. Co poszło nie tak?

     Z drugiej strony zastanawiałem się jak długo mogę tutaj leżeć i jak dużo osób już wie. Na pewno wieść o młodym samobójcy rozniosła się echem po mieście. Jak zachowali się rodzice, co pomyślała sobie ekipa Ralfa, czy Dereck domyśla się czegoś. Najważniejsze jednak to jak czuje się Kate. Tak bardzo mi ufała, a ja jej zaufanie zawiodłem.

- Damien...

     Otworzyłem lewe oko i ujrzałem ją siedzącą obok łóżka, swoją dłoń położyła na mojej. Otworzyłem prawe oko. Widać, że była bardzo zmęczona, i śmiem twierdzić, że nie jest przemęczona z powodu pracy. Na jej twarzy nie było łez, znajdowało się na niej tysiące emocji, złość, smutek, rozpacz, gniew, czy współczucie...

- Trochę narozrabiałeś.

- Yhym - wydusiłem po chwili, nie mogłem patrzeć na jej twarz, nagle zwykła, szpitalna biała pościel wydała się o wiele interesująca.

- Powiesz mi chociaż co ty sobie myślałeś? Zastanawiałeś się, jak ja to wszystkim wytłumaczę? Co powiem rodzicom? - zapytała wypranym głosem. - Co ty do cholery sobie myślałeś!?

- Kate...

- Może inaczej - zabrała dłoń i wstała. - Jak ja mam cię bronić przed Jackiem?

     Spojrzałem na nią niezrozumiałym wzrokiem. Dlaczego miałaby mnie bronić przed ojcem? Od kiedy chce mnie przed nim ochraniać? Zrobi awanturę jak zwykle i na tym się skończy.

- Gdy tylko zostaniesz wypisany ze szpitala, ojciec chce się wysłać do psychiatryka...

     Przełknąłem ślinę. Teraz mnie zaskoczyła, bo tego się nawet po takim ojcu jak Jack się nie spodziewałem. Choć w sumie na co liczyłem? Byłem pewny, że te zasrane narkotyki z tabletkami nasennymi mnie zabiją. Czemu kurwa żyje?

- Dlaczego...? - słowo żyję nie przeszło mi przez gardło...

- Zostawiłeś otwarte drzwi - ponownie otworzyłem usta - Co z tego, że przekręciłeś zamek skoro drzwi były otwarte. Tak bardzo się śpieszyłeś lub byłeś załamany, że nawet ich nie zauważyłeś...

     Drzwi. Tylko niezamknięty kawał drewna sprawił iż poniosłem klęskę. Czy rzeczywiście moje łzy tak mnie zamroczyły, że pominąłem ten fakt? Zadbałem o narkotyki, kupiłem środki nasenne i alkohol, a zapomniałem o pierdolonych drzwiach. Planowałem skrupulatnie każdy podpunkt mojej misji samobójczej, ale fakt, że powstrzymały mnie tylko drzwi jeszcze bardziej wzmocnił chęć kolejnej próby.

- Lepiej wymyśl dobre argumenty, bo rodzice będą tu wieczorem. Poinformowałam ich, że się wybudziłeś...

- Jak długo tu jestem?

- W śpiączce byłeś półtora tygodnia - wyjaśniła - Narazie będziesz tu jeszcze przez miesiąc, w tym czasie wszystkie twoje rzeczy zostaną przewiezione do mojego, do naszego dawnego domu. To również jest decyzja Jacka...

     Kate wyszła, a do mojej sali wszedł jakiś lekarz. Zaczął swoją lekarską gadkę o tym co się stało, co mi robili, w jakim jestem obecnie stanie, ale ja się wyłączyłem. Widząc Kate w takim stanie nie mogłem myśleć o niczym innym. Za jakieś pięć godzin będę musiał stawić czoła moim rodzicom, a to nie będzie łatwe zadanie. Skoro siostra jest wściekła, to co mówiąc o reszcie rodziny. Nie zasłużyłem na to, ja miałem umrzeć. Teraz przez kolejny miesiąc będę musiał dalej żyć zanim spróbuję ponownie...

     Nie wiem kiedy zasnąłem, ale mój organizm był tak wymęczony po płukaniu żołądka, że nawet nie myślałem by tknąć choć kawałek obiadu czy kolacji, która właśnie została mi przyniesiona. Odłożyłem tacę na szafkę, do której sięgnąłem. Znalazłem tam mój telefon z mnóstwem nieodebranych wiadomości od Derecka czy Kevina. Dzwonili nawet dzisiaj, co oznacza prawdopodobnie, że wcale nie wiedzą co się stało. To chyba jedyny pozytyw z całej tej sytuacji...

     Po chwili drzwi otworzyły się z hukiem i zobaczyłem w nich swoich rodziców. Matka była zalana łzami, a ojciec aż się gotował ze złości. Ciekawe czemu...

- Coś ty sobie gówniarzu myślał!

- Jack, uspokój się...

- Mam się uspokoić? - warknął na matkę. - Ten idiota próbował popełnić samobójstwo, i ja mam być spokojny!?

- Może miał jakiś powód! Może on potrzebuje pomocy! - jęczała Livia co chwila zerkając na mnie, jednak zgodnie z swoimi wcześniejszymi założeniami postanowiłem milczeć. Przynajmniej dopóki Jack jest tak wkurzony.

- Gadaj!

     Spojrzałem na niego spode łba i wróciłem do podziwiania pościeli.

- Damien - zaczęła matka - Powiedz nam co się stało, dlaczego to zrobiłeś... Chcemy ci pomóc.

     Na matkę nawet nie spojrzałem bo wiedziałem, że to mnie załamie jeszcze gorzej.

- Wiem, że jest ci ciężko pogodzić się z myślą, że nadal żyjesz, ale masz niecałe osiemnaście lat. Tyle życia przed tobą, dlaczego chcesz, po co chciałeś je zmarnować? Pomożemy ci. Zamieszkasz razem z nami, zapiszę całą naszą rodzinę na terapię do psychologa, ale musisz nam powiedzieć dlaczego... Po moim policzku zaczęły spływać łzy. Słowa matki były puste. Dla mnie jest za późno na pomoc, jedynym moim ratunkiem jest śmierć.

- Odezwij się, Damien...

- Gadaj - ojciec ledwo trzymał nerwy na wodzy.

     Ja nie chciałem tutaj wracać, bo ja nigdy już nie miałem się obudzić. Moja próba samobójcza miała odnieść sukces, i jedynie gdzie mogłem się obudzić to piekło czy czyściec. Chociaż nie wiem czy takie miejsca istnieją, nie jestem osobą religijną.

Nobody Can Save Me NowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz