27. Błędy i porażki

110 20 12
                                    

Ostatnie dni nie były dla mnie zbyt łaskawe, po akcji z Dereckiem dostęp do telefonu, nawet na spotkaniach z Ossen-Blide, został mi odebrany. Doktor była dla mnie oschła, wyczuwałem w jej głosie złość z mieszanką zaskoczenia i smutku. Skończyły się miłe pogawędki na luźne tematy, a zaczęły się koszmarne pytania o moją próbę samobójczą, o Derecka, i resztę rodziny. Wwiercała się z wielką siłą w mój mózg, że zaczynało mnie to wszystko denerwować. Szybko stałem się niespokojny i drażliwy. Nawet Grayson zauważył zmianę w mojej psychice, choć te słowa z jego ust zabrzmiały raczej jako komplement niżby oskarżenie. Z wielkim zniecierpliwieniem oczekiwałem końca marca i momentu gdy miałem opuścić ośrodek. Nie liczyło się to, że wracam do piekła, bo bardzo chciałem uciec z tej odnogi zła.

Nawet zachowanie mojego współlokatora przestało mi przeszkadzać w czymkolwiek, potrafiłem przespać całą noc bez względu na to, że chłopak rozmawiał z kimś parę godzin. W ciągu dnia spędzałem czas na terapii indywidualnej, bądź coraz częściej na grupowej. Zostały mi przypisane lekarstwa na uspokojenie, które musiałem łykać pod czujnym okiem jednej z pielęgniarek. W czasie wolnym bardzo dużo przesiadywałem na ławce w parku, oczywiście w miarę dobrej pogody. Początek wiosny był okropny, wszędzie było mokro, co sprawiało, że czułem się coraz gorzej w tym miejscu. Chodziłem jak otumaniony, bo choć serce rwało się do walki to mózg nie przyjmował tego do wiadomości. Teraz dopiero zacząłem się zachowywać jak większość kuracjuszy w Dessex, obojętny na wszystko. Choć wczoraj dostałem przebłysku świadomości i zaatakowałem pielęgniarza, który przyniósł mi tabletki. Skończyło się to szarpaniną w windzie, przywiązaniem do łóżka oraz dużą dawką środków uspokajających...

- Damien Ronson! Wielki Ronson leży przykuty do łóżka! - radość Graysona była niezmierna, cieszył się bardziej niż małe dziecko gdy dostaje lizaka. Mało co nie popłakał się ze śmiechu jak wszedł do pokoju.

- Bardzo zabawne - mruknąłem.

- Dla mnie bardzo - wystawił mi język i położył się na łóżku - Słyszałem, że przywaliłeś mu parę razy...

- Komu?

- Dla Jake'a - wyjaśnił - Ten skurwysyn wiele razy mnie przywiązywał gdy go atakowałem jak ty. Pewnie już dawno by mnie stąd wyjebali, ale cóż. Rodzice płacą za mój pobyt...

Przekleństwa w jego ustach brzmiały tak dziwne, nierealnie. Nie spodziewałem się, że jest w stanie wydobyć z siebie tak dużo ludzkich uczuć, i bynajmniej nie mówię tutaj o przeklinaniu.

- Nie wiem kim on był, ala po prostu mam tego dość...

- Dessex ma za dużo tajemnic, by je wszystkie odkryć...

Drzwi do pokoju otworzyły się, i stanęła w nich Emilia Ossen-Blide, oraz wcześniej wspomniany Jake. Miał niewielkiego siniaka na czole, gdzie uderzyłem go łokciem. Uśmiechnął się wrednie.

- Damien, musimy porozmawiać - powiedziała kobieta słodkim głosem. Szkoda, że ostatnimi czasy poznałem tą jej gorszą stronę. - Obiecaj, że gdy cię wypuścimy nie stworzysz zagrożenia, inaczej na polecenie twojego ojca wylądujesz w izolatce do końca pobytu. Nie polecałabym, zwłaszcza, że rozważam przetrzymanie cię tutaj wedle życzeń pana Ronsona aż do końca kwietnia.

Miałem nadzieję, że moje oczy nie wyszły z orbit gdy to usłyszałem. Za błąd pierdolonego Derecka, i próbę obrony przed tabletkami mam zostać kolejny miesiąc w tym wariatkowie. Nigdy w życiu! Po moim trupie!

- To jak? - zapytał się mężczyzna. - W razie czego będę miał obronę...

W jego dłoniach błysnął paralizator, aż mnie ciarki przeszły za samą myśl.

Nobody Can Save Me NowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz