28. Konsekwencje naszych wyborów...

104 18 12
                                    

Wieczorem wróciłem do swojego pokoju w zakładzie. Na lewej dłoni miałem założony nowy bandaż, choć wiem, że blizna, zawsze będzie mi przypominać o tym wydarzeniu. Nie chciałem zdenerwować chłopaka, ale wyszło jak zwykłe. Mam nadzieję, że się pogodzimy i wszystko będzie dobrze. Nikła ma nadzieja na to, ale zawsze warto wierzyć, prawda? Pokój bez mojego lokatora wydawał się jakiś dziwny, pusty. Tęskniłem za nim, i mogę śmiało rzec, że nie wstydziłem się tego uczucia. Chcę go przeprosić za swoje zachowanie, ale czy to coś da? Wkurzyłem schizofrenika, a raczej rozbudziłem uśpione demony wewnątrz niego. Przez tak długi okres czasu wszystko było dobrze, ale mi się zachciało mądrzyć. Teraz mam za swoje. Chciałem pokazać swoje ja, więc to zrobiłem. Niestety nie wiem jakie konsekwencje tego czynu mam ponieść...

     Minęły kolejne dwa dni, ale Emilia ani razu nie wyraziła zgody bym odwiedził Graysona w izolatce. Stwierdziła, że na ten okres czasu jest to zbyt niebezpieczne. Zależy dla której strony...

- Dlaczego tak bardzo chcesz z nim porozmawiać? - zapytała mnie. - Nie lepiej przesiedzieć w spokoju te ostatnie dni w Dessex i wyjechać?

- Wyjechać i zapomnieć!? - skwitowałem krótko.

- Nie do końca o to mi chodziło - odparła - Nie chcę byś znowu cierpiał...

- To miłe z twojej strony, że się martwisz. Obawiam się jednak, że nadal będę twardo trwał przy swoim zdaniu.

- Uparty jak McHallisster - oznajmiła, ale umilkła po chwili. - Przepraszam...

- Za co? - spytałem zdziwiony.

- Nie powinnam była wspominać przy tobie o McHallisster'ach - powiedziała. - Popełniam ten sam błąd co ty wobec Graysona.

- Każdy z nas popełnia błędy.

- Ach - żachnęła się. - Jakiś ty mądry!

     Oboje wybuchliśmy śmiechem, z mojej strony czystym i nie wymuszonym. Zauważyłem, że ostatnio coraz częściej się uśmiecham i ogólnie mój nastój można zaliczyć do tych pozytywnych. Cieszę się z tego, ale muszę przyznać, że bardzo się boję tego co będzie po powrocie. Zacznie się kwiecień, więc najprawdopodobniej będę musiał wrócić do szkoły. Pozostaje pytanie - co z Kevinem? Od razu rzucić się w ramiona, i wyszeptać kocham cię. Czy poczekać? Nabrać pewności? Jednak ja chyba wiem od dawna, że chcę go wybrać. Osobę, która dała światło w moim ciemnym życiu. Jako jedyny powiedział mi prawdę, i trwał przy mnie dość długo. Stał się dla mnie kimś więcej niż tylko przyjacielem. W dodatku był bardzo gorącym kochankiem...

     Na samo wspomnienie o tamtej nocy poczułem, że w moich spodniach powoli zaczyna brakować miejsca. To śmieszne, że zamiast logicznie to ja myślę swoim kutasem. Taka prawda, że niejaki Dereck Hills wpoił we mnie bardzo duże pożądanie seksualne. Owszem, oddałem mu się sam. Jednak współżycie seksualne, a pierdolenie się gdzie popadnie to dwie różne rzeczy. Jednak nie zamierzam już dłużej tego roztrząsać bo owy mężczyzna już dla mnie nie istnieje. Nie po tym wszystkim co się między nami wydarzyło. Od samego początku naszej znajomości wiedziałem, że to nie był dobry pomysł by iść wtedy z nim do McDonalda, ale wyszło jak zwykle. Tak łatwo ulegam presji innych osób, przez co pakuje się z jednego gówna do drugiego. Cóż, witajcie w świecie Damiena Ronsona...

- Jesteś gotowy na powrót? - zapytała po chwili ciszy.

- Sam nie wiem - odparłem. - Wiem, że teraz przede mną wiele wyborów, i rzeczy, które będę musiał naprawić. Wiem, że... że niektórzy nie wybaczą mi tej próby, ale cóż. Przyzwyczaiłem się, że zawsze dostaję po dupie.

- Co chcesz przez to powiedzieć?

- Że zawsze mam pod prąd - rzuciłem beznamiętnie. Co mam odczuwać? Ciągle dostaję w kość od życia, ale chyba dlatego, że zawsze się o to proszę. - Wszystkie moje próby zmiany czegoś, czy bycia kimś innym kończą się fiaskiem. Za każdym razem dostaję jeszcze mocnej niż poprzednio. Nie dziwię się, że nawet mój własny ojciec się mnie wyrzekł, skoro przyciagam takiego pecha...

- Właśnie dlatego...

     Spojrzałem na nią niezrozumiale.

- Próby bycia kimś innym - wyjaśnia - Zamiast być sobą, zwyczajnym nastolatkiem, Damieniem Ronsonem to ty ciągle próbujesz być kimś dla innym. Jesteś bardzo uczuciowy, ale inni niestety twą wadę jak i zaletę wykorzystują przeciw tobie. Wiedzą, że jesteś delikatny, i próbują cię zniszczyć bo niejako sami zazdroszczą ci tej wrażliwości na świat.

- Nie rozumiem - oznajmiłem po chwili.

- Ludzie się krzywdzą słowami z paru powodów - odpowiedziała - Częściowo wynika to z naszej natury, tak po prostu. Czasami po prostu mamy gorszy dzień, i zbytnio nie kontrolujemy swoich odruchów - wyjaśnia mi - Czasami dla zasady, skoro inni mogą to ja też. Jednak głównie, że komuś czegoś zazdrościmy. Miłości, szczęścia, pieniędzy, urody czy inteligencji. Człowiek jest istotą bardzo złożoną, ale uważam, że musimy opanowywać swoje odruchy. Może kiedyś rzeczywiście będzie armagedon, ale sami do niego doprowadzimy...

     Z tymi słowami zostawiła mnie w pokoju. Częściowo pojąłem jej zdanie, ale jeszcze trochę nauki świata przede mną. Za długo w izolacji, za bardzo wpatrzony w inne osoby. Teraz zrozumiałem swój największy błąd, ale nie jest za późno? Czy to da się jeszcze odwrócić?

Nobody Can Save Me NowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz