29. Ret Music Festival

131 19 12
                                    

Nie pozwolono mi zobaczyć ciała Graysona, nie odpowiedziano mi na żadne pytanie, które zadałem. Dowiedziałem się jedynie, gdy podsłuchiwałem, że sama Emilia wyleciała do Londynu, by powiadomić osobiście rodziców chłopaka, o jego samobójstwie!? Sam nie wiem co mam sądzić na ten temat. Bardzo żałuję, że nie zdołałem mu pomóc gdy tej pomocy oczekiwał. Jest mi tak cholernie wstyd! Może i nie mieliśmy zbyt dobrego kontaktu, ale był jedyną osobą, tutaj w Dessex, która zachowywała się normalnie. Stał się moim... przyjacielem, ale ja go nie potrafiłem ocalić. Kim więc jestem? Skoro nie potrafię być oporą dla swoich bliskich? Może to głupie, że się tak przejmuję jego osobą, ale naprawdę stał się dla mnie kimś ważnym, i mimo tego, że miałem opuścić ośrodek, to chciałem żeby on żył. Czy prosiłem o zbyt wiele?


     Spojrzałem na śpiewającą Rose, która wyglądała tak beztrosko. Śmiała się, rozmawiała z każdym, choć miałem wrażenie, że mnie ignoruje lub stara się trzymać na dystans, z czego byłem bardzo zadowolony. Obecnie znajdowaliśmy się w drodze na Ret Music Festival, na który obiecał zabrać mnie Kevin. Byłem zdumiony gdy zjawił się z taką propozycją u mnie, a tym bardziej doznałem szoku gdy rodzice zgodzili się bez problemu żebym na kilka dni wyjechał. Dlatego siedziałem teraz na tylnym siedzeniu, między Rose i Ashley, które śpiewały z Meghan Trainor jej najnowszy utwór 'No'.

     Autem kierował Ralf, a na siedzeniu pasażera siedział Kevin, który poprzez wsteczne lusterko wysyłał mi promienne uśmiechy. Udało nam się wiele wyjaśnić, ale resztę zostawiłem na spokojniejsze dni. Pojechaliśmy się bawić, a nie roztrząsać przeszłość. Byłem mu dozgonnie wdzięczny, że nie naciskał. Czekał cierpliwie aż wszystko powiem. Zdobył moje serce od początku. Nigdy nie spodziewałem się, że mogę aż tak za kimś tęsknić, ale gdy przyjechał do mojego domu nie wypuściłem go z objęć przez blisko godzinę. Chciałem cieszyć się jego obecnością, bo miałem dziwne przeczucie, że ten dobry czas szybko się skończy, zdecydowanie za szybko.

- Zostały nam ostatnie kilometry i witamy w McCandless - poinformował nas blondyn. Przez całą drogą był dziwnie cichy i markotny, jakby nie chciał się odzywać. Stawiam na bank, że chodziło o mnie. - Zakwaterujemy się w pensjonacie i lecimy zwiedzać, a jutro na RMF...

- Tak jest kapitanie! - Ash zasalutowała i wszyscy wybuchliśmy śmiechem. To śmieszne jak teraz czułem się wyluzowany, choć parę dni wstecz nie potrafiłem się odzywać. Blizny psychiczne są zbyt świeże, a ja nie chcę teraz rozwalić tego wszystkiego, nad czym pracował Kolden.

- Jak się dzielimy pokojami? - spytała się Rose patrząc przez okno.

- Damien i Kevin w jednym, wy w drugim, a ja w trzecim - odpowiedział Ralf i skręcił w boczną uliczkę. Obserwowałem wszystko z wielką uwagą. Po miesiącu w Dessex nawet zwykła jazda samochodem była dla mnie wielką atrakcją.

- Super! - pisnęła czerwonowłosa. - U nas pijemy!

      Prychnąłem na jej słowa. Nie ma alkoholu, nie ma zabawy.

- Och, Damien! Nie udawaj takiego świętoszka! - parsknęła śmiechem dziewczyna. - Mogę się założyć, że zapomniałeś jak się pije!

- Pewna? - rzuciłem wyzwanie.

- Jak zawsze!

      Przybiliśmy piątki i końcówkę drogi przebyliśmy w ciszy. Nasz pensjonat znajduje się na obrzeżach miasta, blisko drogi wylotowej, która prowadzi do obozu festiwalu. Budynek posiada trzy piętra, a każdy pokój swój własny balkon. Wszystko wygląda schludnie, i posiada swój własny urok.

      Blondyn zaparkował i wysiedliśmy z samochodu. Każdy zabrał swój bagaż i ruszyliśmy ku drzwiom wejściowym. W recepcji było pełno ludzi, część się meldowała, a część schodziła do restauracji, gdyż jest obecnie pora obiadowa. Usieliśmy na wolnych krzesłach i czekaliśmy aż jakiś recepcjonista będzie wolny. Po dwudziestu minutach mogliśmy się zameldować. Pokój dwieście dwa znajdował się na drugim piętrze obok pomieszczenia Ralfa. Dziewczyny będąc spać piętro niżej. Zabraliśmy swoje walizki i ruszyliśmy w stronę windy.

- Zbiórka za pół godziny w recepcji - zarządziła Ashley gdy wysiadała z dźwigu.

- Pomyślimy - zażartował blondyn, a dziewczyna zmierzyła go ostrym spojrzeniem.

      Nasz pokój znajdował się na końcu korytarza. Otworzyłem drzwi kluczykiem z drewnianym breloczkiem i weszliśmy. Pomieszczenie było całe w bieli, a niebieskie zasłonki idealnie wpasowywały się tam kolorystycznie. W środku znajdowała się szafa, bagażnik, dwa wielgaśne łózka, oraz modernistyczna łazienka.

- Na pewno to pokój dwuosobowy? - zapytałem po chwili.

- Nie wiem co zamówiły dziewczyny - odparł chłopak i rzucił się na łóżko.

- Kurwa! Zostaję tu na zawsze - mruknął wtulony w pościel.

- Hah - zaśmiałem się. - Nie zapomnij się myć!

     Kolden szybko znalazł się przy mnie.

- Sugerujesz, że się nie myję? - spytał się mnie z uśmiechem na ustach.

- Ja? - udałem zdziwienie - Coś Ty!

- Mam nadzieję...

     Usiadłem na łózko, schowałem telefon do szafki nocnej i wyjrzałem przez okno. Mieliśmy świetny widok! Z tyłu budynku znajdował się większy parking oraz kosze na śmieci.

- Wszystko dobrze?

Nobody Can Save Me NowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz